|
Silent
Hill: Dying Inside Rok wydania: 2004
Rany. Ktoś musi to zrobić. Ktoś musi opisać te odchody Silent Hill, ponieważ
strona nie byłaby kompletna. Najlepiej byłoby pominąć je milczeniem i udawać, że nie
istnieją, ale jak to zrobić kiedy pukały natrętnie do naszych drzwi, w obliczu faktu
wydania ich w Polsce.
Silent Hill: Dying Inside w oryginale wydany w pięciu zeszytach, na naszym rynku został
zaprezentowany w trzech (połączono 1 z 2 i 3 z 4, w oryginalnej formie pozostawiając
jedynie 5ty).
Zacznijmy od najważniejszego. Te komiksy są tragi-gówniane. Przepraszam za niezbyt
wyszukane słowa, ale wzbiera we mnie wściekłość na samą myśl o nich. Za pierwszym
razem udało mi się przebrnąć przez 1 zeszyt. Musiałem zrobić sobie długą przerwę
by zasiąść ponownie do tego ścierwa. Nie ma tu niczego co charakteryzuje Silent Hill -
złożonych i interesujących postaci, wywołującej ciarki na plecach atmosfery,
ciekawego i przewrotnego scenariusza.
Kreska: Jeden z wielu minusów tego komiksu. Nikogo zdaje się nie obchodzić to, że
postacie na każdym panelu mają inną twarz. Tak długo jak mają te same ciuchy będzie
wiadome kto jest kto, prawda? Słowa są zbędne spójrzcie:
To ta sama postać na różnych stronach w pierwszym zeszycie:
Nie jestem jakimś koneserem komiksu, ale w szczenięcych latach kolekcjonowałem wydania
Marvela i DC. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że grafika w "Dying
Inside" jest najohydniejszą jaką widziałem w życiu. Scenariusz? Głupi jak but,
postacie debilne nie dające się polubić. Za to leje się krew i jest dużo przekleństw
= Silent Hill pełną gębą. Zaczynamy od doktora Troya i jego pacjentce, kończymy na
grupce kozaków, którzy przyjeżdżają do miasteczka by udokumentować jego
niezwykłość i sprzedać zgromadzony materiał. Całość to "horror z małą
dziewczynką" + "teen-slasher" z domieszką akcji w stylu Bruce'a
Campbella.
Elementy Silent Hill w tym 'czymś'? Gościnne występy potworów(nie łudź się, nie
mają żadnego symbolicznego znaczenia, wrzucane były losowo) zagadka numeryczna, napisy
na ścianach i samo miasto, które z jakiegoś powodu w komiksie jest opuszczone - niczym
Harry Mason chciałoby się rzec: That's absurd!
Można by powiedzieć, hej, ale przynajmniej jest plakat, prawda? Uwierz mi, przy
dzisiejszej technice, lepiej wykonać coś samemu, niż mieć na ścianie coś co
przypominało by o tej szmirze. Nie kupuj. Nie bierz choćby dawali za darmo. Tytuł jest
bardzo trafny, umierałem czytając tego gniota. W pewnym sensie przypomina on wejście do
Silent Hill. Myślisz, że wiesz co Cię czeka i nieświadomy wkraczasz we mgłę, tylko
po to, by doświadczyć najgorszego koszmaru przy akompaniamencie wspomnień wszystkich
grzechów popełnionych w życiu. Zycie wydawało się takie piękne przed wzięciem w
rękę tego zeszytu. Dostrzeżesz to po zamknięciu go. Obcowanie z tym komiksem jest
niewątpliwie doznaniem traumatycznym.
Puty
|