|
Autor: Alucard321
Adres e-mail: sebok123@poczta.fm
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wczoraj. tak - wczoraj wszystko miało się inaczej.
Miałem piękne mieszkanie, ładną żonę i słodką córkę. Miłą dobrze płatną
procę i fajnych kolegów. Moje życie było doskonałe. Dokładnie takie, jakie sobie je
zaplanowałem będąc małym chłopcem.Gdy
byłem młody nikt mnie nie lubił. Moi rówieśnicy wręcz się mnie bali. Nikt nie
chciał się ze mną bawić. Zmusiło mnie to do wymyślenia sobie niewidzialnych
przyjaciół. Miałem ich setki, lecz rozumiałem tylko jednego. Wyobrażał mi się on
zawsze jako latający jasnoczerwony obłok. Rozumiał mnie i moje problemy. Tylko jemu
mogłem zaufać. Zwierzałem mu się ze wszystkich moich sekretów. Przez pierwszych kilka
lat, trzymałem go w swoim pokoju, lecz z biegiem czasu pozwalałem mu latać po całym
domu, aż w końcu mógł też wychodzić na dwór. Początkowo mój przyjaciel mówił
mi, co widział na ulicy, co przeczytał w latającej tu i ówdzie gazety. Zawsze
informacje te były złowieszcze. Często mówił mi o zabójstwach, wypadkach i innych
zbrodniach.
Nie zwracałem na to uwagi, dopóki pewnego dnia mój
przyjaciel przyprowadził "coś" do domu. "To jest w piwnicy. Chce się z
tobą bawić. On też jest twoim przyjacielem. Tak jak ja." Jako iż panicznie bałem
się piwnicy, nie zszedłem do niej. Mój przyjaciel przyprowadzał coraz więcej
"gości" do domu.
Pewnego dnia, gdy przechodziłem obok drzwi do piwnicy,
coś weń skrobało. Przystawiłem do nich ucho, gdy nagle coś w nie łupnęło.
Odskoczyłem od drzwi i poszedłem dalej, z zamiarem porozmawiania o tym z moim
przyjacielem.
Wchodziłem do góry po schodach, gdy usłyszałem dzwonek
do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem kobietę i mężczyznę trzymających za ręce
dziewczynkę. Okazało się, że ludzie ci są moimi nowymi sąsiadami. Dziewczynka miała
na imię Carmen. Zacząłem się z nią bawić, po czym związek ten przeszedł z biegiem
lat w miłość. Mój przyjaciel musiał odejść w cień.
Ostatni raz jak go widziałem był wściekły. Nie
podobało mu się, że zostawiam go dla kogoś innego. Według niego, to było nie fair.
Przyrzekł mi, że jeszcze się spotkamy, po czym zniknął.
Lata mijały przeprowadziłem się z Carmen do własnego
domu. Pobraliśmy się, po czym urodziła nam się córka.
Pewnego wieczoru idąc przez pokój zobaczyłem go przez
okno. Unosił się na środku trawnika jeszcze bardziej czerwony i większy, niż kiedy
byłem młody. Wyszedłem na dwór by się mu przyjrzeć, lecz jego już nie było.
Pomyślałem, że mi się przewidziało i wróciłem do domu. Zamykając za sobą drzwi
usłyszałem krzyk mojej żony, któremu towarzyszył demoniczny ryk. Natychmiast
pobiegłem do sypialni gdzie zobaczyłem pokój cały we krwi. Na środku były kości i
kawałki ciała. Mój Boże! To była Carmen. Nie miałem wątpliwości, co do tego, kto
to zrobił. Przyjaciel.
Dokładnie w tej samej sekundzie, w której przypomniałem
sobie jego ostatnie słowa, usłyszałem pisk mojej córeczki. Gdy wszedłem do jej
pokoju, zobaczyłem ciało mojej małej córeczki. Miała oderwane ręce, które teraz
były wsadzone do jej gardła i wyłupane oczy. Na ścianie była wiadomość napisana jej
krwią: "To jest w piwnicy. Chce się z tobą bawić. On też jest twoim
przyjacielem. Tak jak ja." Chwyciłem za nuż i poszedłem do piwnicy. Lęk przed
wejściem do niej był taki sam, jak gdy byłem młody. Otworzyłem drzwi i poczułem
smród. Niszczący nerwy czuciowe, paraliżujący smród rozkładającego się ciała.
Zszedłem na sam dół i zobaczyłem istną masakrę.
W kącie leżał stos ciał. Niektóre musiały już tam
leżeć kilka miesięcy, ponieważ były w zaawansowanym stopniu rozłożone. Na ścianach
zawieszone były różnego rodzaju noże, siekiera i piła. Na środku stał metalowy
stół, taki, jakie widuje się w telewizji, gdy robią komuś sekcje zwłok. Powoli, krok
po kroku poszedłem dalej. Stanąłem obok stołu by dokładnie mu się przyjrzeć i
spostrzegłem, że na jego blacie był wyryty jakiś symbol. Był to pentagram, lecz nie
taki zwykły, jaki widuje się prawie, na co dzień. Postanowiłem go dotknąć. Nie wiem,
dlaczego. Coś mi mówiło, że dobrze wtedy zrobię. Wysunąłem rękę w kierunku znaku,
gdy nagle zaczął świecić na czerwono, a w zasadzie, to nie świecić, lecz palić
się.
"Tak Adamie. Dotknij." Usłyszałem za plecami.
Szybko się obróciłem i zobaczyłem mego przyjaciela. "Dotknij. Wrócisz tedy
życie swojej rodzinie." Mówił do mnie, lecz ja czułem w jego głosie podstęp.
Mimo to chęć uratowania mojej żony i córki była większa. Dotknąłem.
Moje ciało przeszył impuls gorąca, jakby mnie ktoś
zamknął w piecu i ustawił najwyższą temperaturę. Nagle oślepłem. Nie widziałem
zupełnie nic. Tylko ciemność i uczucie jakbym leciał z bardzo dużą prędkością.
Przede mną pojawił się biały punkcik, który robił się coraz większy i większy,
aż poczułem się tak, jakbym był w tym punkcie.
Nagle wzrok mi wrócił, lecz nie byłem w piwnicy. Byłem
na jakiejś wąskiej ulicy. Rozejrzałem się i zobaczyłem siebie idącego w czarnym
płaszczu, niosącego coś długiego w ręce. Nagle drugi ja zatrzymał się i zaczął
coś mówić. Jakieś słowa w nieznanym mi języku. Wyglądał jakby wypowiadał je do
kogoś stojącego obok niego. Gestykulował rękoma tak, jakby się wręcz z kimś
kłócił. Nagle przestał i spojrzał w moją stronę. Patrzył tak na mnie jakieś 10
sekund, po czym zaczął do mnie iść. Rozglądałem się, by znaleźć coś, czym
mógłbym się obronić w razie ataku. Gdy znów spojrzałem w stronę drugiego mnie, on
już biegł. Był około 5 metrów przede mną. Zakryłem się rękoma, lecz nic się nie
stało. Słyszałem dalej odgłosy biegu. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem jak ja
gonię jakąś młodą kobietę. Mój sobowtór słabnąc rzucił podłużnym przedmiotem
w uciekającą. To była stalowa rurka, która przebiła jej głowę. Kobieta padła
martwa na ziemię, a moja osoba do niej podeszła i wyciągnęła rurkę z jej głowy.
Wziął ją za nogę i zaciągnął do pobliskiego samochodu.
Nagle znów oślepłem i znalazłem się w pustce, po czym
znalazłem się powrotem w piwnicy.
Mój sobowtór stał przy stole i ciął zwłoki kobiety,
którą wcześniej zabił. Otworzył jej klatkę piersiową i wyciągnął serce.
Następnie zdarzyło się coś, czego nigdy nie chciałem zobaczyć.
W okuł stołu pojawiły się jakieś zakapturzone
postacie, które coś mówiły. Rytm, w jakim wypowiadały słowa w nieznanym mi języku
przypominał modlitwę. Nagle mój sobowtór odgryzł kawałek serca i je zjadł.
Nagły błysk światła i z piwnicy zniknęły wszystkie
postacie.
"Widzisz Adamie? Widzisz? To byłeś TY! Wszystkie te
ciała, które leżą w koncie są twoją zasługą. Byłeś bardzo dobrym chłopcem.
Teraz nadszedł czas na pełne przyłączenie się do nas. Nie musisz nic mówić, ani
robić, bo już to zrobiłeś. Dotknąłeś znaku. To było twoje przyzwolenie. Teraz weź
ten oto miecz, od którego wszystko się zaczęło i dokończ to, co nie zostało
dokończone. Idź w świat i nawracaj ludzi!"
Po czym stałem się tym, czym jestem teraz.

|