:: Menu ::  |Silent Hill|Silent Hill 2|Silent Hill 3|Silent Hill 4|SH: Origins|Silent Hill 5|SH: Shattered Memories|Inne|Underground|Autorzy|Download|Forum|Linki|
   > Wstęp
   > Rysunki
   > Zdjęcia
   > Grafika
   > Muzyka
   > Teksty
   > Filmy













































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































 

    UNDERground - Przeznaczenie
   ---------------------------------------

Autor:
Łukasz Biły (Luke)
Miejsce zamieszkania: Racibórz
Adres e-mail: nephlin@poczta.onet.pl

Komentarz autora:


Przeznaczenie to opowiadanie w stylu Silent Hill z mrocznymi, ciężkimi klimatami. Jego bohaterem jest zwykły 17 latek Luke, który zupełnie przypadkiem wplątał się w najgorszy koszmar swojego życia, ale czy Luke jest na pewno zwykłym nastolatkiem? I czy na pewno wplątał się w koszmar przypadkiem? No właśnie tego dowiecie się czytając "Przeznaczenie". Przez 15 wciągających rozdziałów poznacie osobiste, tragiczne historie każdej z postaci, odkryjecie przerażającą tajemnicę miasta, w którym mieszka Luke i dowiecie się że do koszmaru rodem z Silent Hill nikt nie trafia przypadkiem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 1:"Samotne przebudzenie"

Luke otworzył oczy i szeroko rozdziawił usta ziewając sennie. Budzik dzwonił wskazując 6.00 rano głośnym dźwiękiem który dzień w dzień doprowadzał go do szału przetarł sobie rękoma oczy i postanowił powolnym ruchem wstać z łóżka. Udając się do łazienki wiedział że rozpoczął się kolejny beznadziejny dzień w jego beznadziejnym życiu.

Raz po raz przecierał sobie twarz zamydlonymi rękoma po czym po czym oblał ją zimną wodą i wytarł ręcznikiem ,spojrzawszy w lustro zobaczył dosyć bladą twarz wysokiego , zielonookiego ,dosyć chudego 17 latka o brązowych krótkich włosach. Wpatrując się w lustro westchnął po czym powiedział do swojego odbicia:

-Dlaczego się znów obudziłeś? Nie mogłeś porostu spać dalej? Jaki twoje życie ma sens?

Po kilku minutach ciszy zrozumiał że nie otrzyma odpowiedzi na te pytania i postanowił zejść do kuchni i zrobić sobie śniadanie. Miał powody żeby zadawać sobie takie pytania jak na zwykłego 17 latka jego życie jest istnym koszmarem. Jest porostu miłym chłopakiem słabym psychicznie nie chcącym się wdawać w żadne konflikty a co dopiero bójki. Tacy ludzie nie mają żadnych szans w życiu był zawsze szykanowany , poniżany i bity przez rówieśników miał wprawdzie kilku przyjaciół ale nie było nikogo kto by mu naprawdę pomógł... oprócz jednej osoby i to był właśnie jego największy dramat.

Luke usiadł przy stole i zaczął powoli gryźć kanapkę i popijać herbatą. Kiedy tak siedział przy stole coś wydawało mu się nie tak.. coś było dziwne...Chłopiec przysłuchiwał się przez chwilę dźwiękom: wody kapiącej małymi kropelkami z kranu oraz okruszynkom chleba spadającym na podłogę, wtedy zauważył co jest nie tak: w domu było jakoś dziwnie cicho...odłożył kanapkę , dokręcił kurek nad zlewem i nadstawił uszy , rzeczywiście z domu nie dochodziły żadne dźwięki , a przecież jego rodzice dzień w dzień wstawali wcześniej niż on. Było mu w zasadzie obojętnie co robią jego rodzice gdyż nie miał z nimi za dobrego kontaktu zawsze traktowali go z pewnym dystansem tak jak zresztą on ich w końcu Luke zaczął tylko marzyć o tym aby wreszcie skończyć szkołę i wydostać się z tego domu wariatów. Chłopak bardziej martwił się o 4 domownika który miał przecież wstawać również na 6.00 a była już 7.15.Luke wszedł po schodach po czym podszedł i zapukał do drzwi znajdujących się naprzeciwko:

-Jen pora wstawać już 7.15...Jen jesteś tam?...Jenny odezwij się...

Z wnętrza pokoju nie dobiegał żaden dźwięk nie mówiąc już o otrzymaniu odpowiedzi. Nie miał zwyczaju bez pozwolenia wchodzić do pokoju swojej siostry jednak w tym wypadku...Otwierając drzwi ujrzał pusty pokój...Jenny w nim nie było, jej łóżko było nie pościelone a jej różowa jedwabna koszula nocna leżała na podłodze. Luke zaczerwienił się lekko na jej widok. Poza tym wszystko wyglądało normalnie na biurku leżały zeszyty a na półce książki i ubrania Jenny. Jego oko przyciągnęło stojące na biurku zdjęcie w ramce przedstawiało ono zgrabną 15 latkę o złotych, długich włosach , błękitnych oczach i niezwykle przyjaznej twarzy , mogła ona być marzeniem każdego chłopaka. Luke krótko przypatrzył się zdjęciu po czym westchną i położył je na miejsce wyszedł z pokoju i postanowił sprawdzić sypialnię rodziców. Tak jak myślał: Nikogo w niej nie było:

-Pojechali gdzieś nic mi nie mówiąc...hhhmmm to takie typowe dla nich.

Postanowił nie zawracać sobie nagłym zniknięciem rodziców głowy lecz wciąż myślał o Jenny, po chwili jednak zauważył że zegar wskazywał już 7.40 więc musiał się śpieszyć zszedł na dół i spojrzał za okno żeby zobaczyć jak się ma ubrać jednak to co zobaczył nie napawało go optymizmem.Za oknem padał śnieg. Luke zdziwił się lekko gdyż był początek listopada ale bardziej zaniepokoiła go straszliwie gęsta mgła. Jeszcze nigdy nie widział tak gęstej mgły , zdawało się że nie można zobaczyć obiektów oddalonych o kilka metrów. Chłopiec wiedział że nie może dłużej czekać więc ubrał na siebie zieloną średnio grubą kurtkę , czarne skórzane buty, zarzucił na siebie plecak i wyszedł na podwórko zamykając z sobą drzwi na klucz było dosyć zimno a mgła była nawet gęstsza niż to sobie wyobrażał , rozejrzał się wokoło po czym ruszył szybkim krokiem w kierunku swojej szkoły.

Rozdział 2:"Szkolny koszmar"

Luke szedł wzdłuż sąsiedztwa a płatki śniegu spadały mu na głowę lekko mocząc włosy , ulice były już pokryte cienką lecz regularną jego warstwą i całe osiedle przyjęło nieco zimowy krajobraz. Wzdłuż ulicy rozciągały się domy z ogródkami bardzo podobne do jego własnego. Chłopiec jeszcze raz spojrzał na zegarek i zauważył że wskazywał on 7.50 a był dopiero w połowie drogi, zdał sobie sprawę , że już i tak jest spóźniony i i tak będzie się musiał nasłuchiwać kazania sadystycznego pana od Historii którego tak bardzo nienawidził, tak jak i każdego nauczyciela. Swoją drogą zastanawiał się dlaczego w ostatnim czasie w ich szkole uczy tak mało nauczycielek również na ulicach nie zauważał takiej ilości kobiet jaka była wcześniej...przynajmniej nie wieczorem. Był już prawie na miejscu kiedy zdał sobie sprawę że na swojej drodze nie spotkał żadnej osoby nie dziwiło go to zbytnio gdyż w tej mgle ciężko było cokolwiek zobaczyć jednak w mieście było dziwnie...cicho ,nie słyszał charakterystycznego dźwięku mioteł zamiatających poranne podwórze , dzieci radośnie biegnących do szkoły które wciąż czerpały z chodzenia do takiego miejsca przyjemność czy dźwięku silników samochodów których zwykle było tutaj bardzo dużo:

-Hhhhmmmmm może to z powodu tej mgły? powiedział sam do siebie Luke.

Wreszcie doszedł do swojej szkoły. Budynek wyglądał tak jak zawsze stary, cegiełko waty z nieco obskurnymi salami .Luke nienawidził tego budynku dokładnie tak bardzo jak ludzi w nim przebywających. Chłopak podszedł do wielkich metalowych drzwi i otworzył je po czym z zawiasów rozległ się ciężki dźwięk trącego o siebie metalu który wypełnił całą szkołę:

-Mogli by przynajmniej drzwi naoliwić...

Rozejrzał się i coś wydawało mu się dziwne...Taaakk rozejrzał się naokoło i już wiedział co jest nie tak wszystkie okna i niektóre drzwi były pozabijane deskami:

-Niemożliwe wreszcie robią remont? ,ciekawe skąd wzięli pieniądze? Pewnie dostali nagrodę w konkursie "najbardziej sadystyczna szkoła"

Szkołę przeszywała taka sama straszliwa cisza jaką doświadczył od początku dzisiejszego dnia jednak nie zdziwiło go to zbytnio gdyż już rozpoczęły się lekcje. Chłopiec już widział w swojej głowie co usłyszy kiedy wejdzie do sali Historii:

-"Panie Moris znów pan się spóźnił, proszę uważać w klasie jest coraz mniej kandydatów na głupków klasowych, a swoją drogą pani sprzątaczka potrzebuje dzisiaj pomocy w sprzątaniu toalet więc właśnie zgłosił się pan na ochotnika".

Wzdrygnął się na tą myśl jednak wolał to mieć za sobą więc wszedł po schodach a potem w prawo do sali 35, zapukał do drzwi i już spodziewał się usłyszenia ironicznego "proszę" pana od Historii jednak nikt nie odpowiedział, zapukał jeszcze raz ale znów nie usłyszał odpowiedzi więc chwycił klamkę i postanowił otworzyć drzwi....sala była zamknięta...


Teraz już miał w sobie lekkie uczucie niepokoju zastanawiał się co się dzieje przecież dzisiaj nie ma żadnego święta sala powinna być otwarta...

Chłopiec postanowił sprawdzić salę obok wiedział że nauczyciel matematyki zawsze przesiadywał w swojej sali jednak również ta sala była zamknięta. Po chwili rozmyślań zaczął nerwowo rozglądać się po korytarzu gdy jego oko przyciągnęły lekko uchylone drzwi toalety. Na podłodze wokół drzwi zauważył czerwoną ciecz w którą obklejona była podłoga wokół drzwi. Podszedł do drzwi toalety , schylił się i przejechał palcem po czerwonej cieczy po czym zaczął obwąchiwać palec po chwili i jego oczach pojawił się blady strach:

-c...c...co...to...jest...krew? Luke wstał i szeroko otworzył drzwi toalety cała jej podłoga była we krwi i wydawało mu się jakby ktoś ranny wpełzł do wnętrza toalety. Chłopak wszedł chwiejnym krokiem do wnętrza toalety po czym na podłodze zauważył dwa przedmioty: metalowy uchwyt z czarnym guzikiem na środku oraz zaplamioną krwią kartkę, podniósł oba przedmioty i najpierw przyjrzał się uchwytowi, był to cienki metalowy przedmiot ze ładnym wzorem smoka w różnych kolorach na przedzie, kiedy wcisnął czarny guzik lekko się przestraszał gdyż z uchwytu wysunęło się cienkie , krótkie ostrze poplamione krwią i gdy przejechał po nim palcem skaleczył się po czym powiedział do samego siebie:

-Auuu nie sądziłem że jest takie ostre, cholera!! co nóż sprężynowy robi na środku toalety...co się tu dzieje?
Schował nóż do kieszeni i przyjżał się dokładnie kartce po jej rozwinięciu zauważył że zawiera ona coś co przypominało pamiętnik szaleńca ,Luke wcale nie czuł się swobodnie czytając go:

-"dzisiaj rano znowu do mnie przyszedł...powiedział ze znowu muszę to zrobić...muszę to zrobić. Wieczorem znowu do mnie przyszedł tym razem powiedział ze muszę to zrobić mamie i tacie ja...nie chcę im tego robić...ale nie mogę mu odmówić...potwór...mówi do mnie...czerwony diabeł...zrobię im to kiedy będą spali...kiedy tata przyjdzie...tata.. zawsze przychodzi późno już tak długo było...Dzisiaj rano już to im zrobiłem...znowu do mnie przyszedł...znowu...powiedział ze musze zrobić to w szkole...a potem...a potem...sobie...ja...ja"

Chłopiec nic z tego nie rozumiał...czerwony diabeł?...zrobić?...zrobić co?. Po chwili zauważył, że palmy krwi kończą się na wpółotwartej kabinie , podszedł i lekkim ruchem otworzył kabinę a to co tam zobaczył sprawiło że o mało co nie ugięły się pod nim nogi, zakrył sobie usta ręką a na jego twarzy malowało się blade przerażenie kabinie leżało ciało chłopca mniej więcej rok młodszego niż on w kałuży własnej krwi która wciąż wypływała z jego nadgarstków wyglądało na to ze chłopiec podciął sobie żyły. Twarz chłopca była najbardziej przerażającą rzeczą jaką kiedykolwiek widział. Z trudem powstrzymywał się od płaczu i histerii i kiedy doszedł do siebie jak tylko najszybciej mógł pobiegł w kierunku wyjścia.

Luke zaczął ciągnąć i kopać nerwowo wielkie żelazne drzwi jednak te nie chciały się otworzyć:

-Boże otwórzcie się!!! proszę otwórzcie się!!!

Jednak drzwi ani drgnęły. Był już o krok od stracenia zmysłów kiedy to nagle ucichł...ucichł ponieważ za swoimi plecami usłyszał jakiś dźwięk. Dźwięk ten przypominał coś w rodzaju skomlenia i sapania. Był przerażony nie mógł nawet się ruszyć jednak w jakiś sposób zmusił się do tego żeby się obrócić i wtedy...wtedy zobaczył co było źródłem tych dźwięków. Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył...przed nim stała mała sięgająca mu mniej więcej do pasa maszkara , była zielona i miała okrągłą głowę na widok Lukea wystrzeżyła ostre zęby w przerażającym uśmiechu a w ręce miała wielki kuchenny nóż. Nie wiedział co ma robić ,nie miał gdzie uciec, nie mógł się nawet ruszyć był za bardzo przerażony , poza tym dziwny mały stwór tarasował mu drogę...był w ślepym zaułku. Kreatura zbliżała się coraz bardziej w chwiejnym, niezdarnym chodzie:

-Odsuń się!! Nie zbliżaj się!! Proszę zostaw mnie!!

Jednak potwór nie zważał na krzyki Lukea i nawet przyśpieszył. Wtedy widział już tylko jedną możliwość, przypomniał sobie o nożu w swojej kieszeni , wyjął go i zaczął nerwowo machać nim próbując trafić potwora w głowę jednak potwór nie dał się trafić. Potwór również chciał go trafić swoim nożem jednak on szybko odsunął nogę i przygniótł nią rękę potwora .Potwór upuścił nóż z zaczął się szamotać próbując ugryźć Lukea w nogę ale on był szybszy i zaczął okładać potwora nożem w głowę. Potwór już się nie ruszał jednak on nie przestał deptać nogą jego głowy aż do momentu kiedy zaczęła przypominać mięso mielone którego używał do zrobienia ostatniego obiadu .Oparł się o ścianę ciężko dysząc był przerażony i cały czas patrzył na ciało potwora którego właśnie zabił:

-Mój boże co to jest? Co się dzieje w tym mieście? Przecież wczoraj wszystko było normalne...Jenny...

Chciał już tylko jednej rzeczy wydostać się z stąd jednak drzwi się zatrzasnęły a okna były pozabijane deskami...ale było jeszcze jedno wyjście...więc Luke wyrównał oddech i postanowił je poszukać.

Rozdział 3 :"spojrzeć śmierci w oczy"

Luke szedł dalej i dalej był o krok od stracenia zmysłów, kiedy tylko usłyszał jakiś dźwięk natychmiast ogarniała go panika i blady strach. Zadawał sobie pytania, w jego głowie wciąż pojawiał się obraz tego potwora którego właśnie zabił przez jego głowę przewijało się setki myśli i pytań: Co to było? , co się dzieje w tym mieście? ,Gdzie są wszyscy ? ,jak w ciągu jednej nocy tylu ludzi mogło zniknąć? , czy to z powodu tych potworów? , jak się stąd wydostać? i najważniejsze pytanie które sobie zadawał: czy Jenny jest bezpieczna? nie chciał nawet myśleć o tym co by było gdyby coś jej się stało...nie miał by już po co żyć...i do tego te potwory...nie chciał jeszcze umierać...jego życie było beznadziejne ale nigdy nie myślał o samobójstwie ani o innej śmierci chciał jeszcze żyć. Zbliżał się do tylnego wejścia ,poczuł znaczną ulgę myślał że już wydostanie się z tego miejsca jednak mylił się: drzwi były zamknięte , ogarnęła go rozpacz zwątpienie myślał że zaraz zacznie płakać jednak jedna myśl wciąż dawała mu nadzieję: musiał odnaleźć Jenny , wstał przetarł sobie twarz z potu i powiedział do samego siebie:

-cholera...kto może mieć klucz do tych drzwi?...

Nie mógł sobie przypomnieć:

-....ale zaraz...widziałem już raz jak ktoś otwierał te drzwi to był...no jasne...nauczyciel przysposobienia obronnego ten gościu ma na imię Flesh jest wice dyrektorem i ma wszystkie klucze do wszystkich drzwi a jego sala to...50...no tak..

Nie miał czasu do stracenia , sala numer 50 była na trzecim piętrze więc musiał iść po schodach w górę, chciał biec jednak nie chciał wydawać z siebie żadnego dźwięku przez który mogły by go zauważyć potwory. Luke szedł po schodach kierując się na koniec korytarza na trzecim piętrze. Miał szczęście sala była otwarta, zamknął drzwi próbując nie robić zbyt dużo hałasu. Sala była dokładnie tak obskurna i brudna jak wszystkie to dlatego że szkoła była już bardzo stara i reprezentowała bardzo wysoki poziom nauczania Luke nie lubił się uczyć jednak jakoś zmuszał się do tego, pamiętał tę salę dobrze ileż to raz był w tej sali szykanowany zarówno przez uczniów jak i przez nauczycieli, mógłby się obronić , potrafił się obronić jednak nie chciał konfliktów, walki więc pozwalał sobie na wszystko. Po chwili zdał sobie sprawę że stoi bez ruchu już kilka minut zatracając się we wspomnieniach ,przypomniał sobie że musi się stąd wydostać. Najpierw przeszukał biurko, klucza w nim nie było...więc postanowił poszukać na zapleczu. Zaplecze wyglądało jak każde inne w rogu stała szafa, na przeciwko okna regał, a na wieszaku wisiał ten żółty obskurny płaszcz wice dyrektora przez który nie raz musiał czyścić ubikację po lekcjach gdyż za każdym razem gdy go widział nie mógł się powstrzymać od śmiechu jednak w tej chwili nie było mu do śmiechu , był śmiertelnie przerażony i jak najszybciej zaczął nerwowo szukać klucza sprawdził biurko, kanapę:

-cholera gdzie on jest? musi tu gdzieś być!!

Chwile później znów pomyślał o płaszczu , zdjął go z wieszaka i zauważył przypiętą do wieszaka kaburę z lekkim ,ręcznym pistoletem. Wziął pistolet do ręki i zaczął mu się przyglądać wiedział że będzie sie z nim czuł o wiele bezpiecznej więc przypiął kaburę do swojej kurtki i przeszukał kieszenie płaszcza , poczuł wielką ulgę gdyż w kieszeni znalazł trochę naboi do pistoletu oraz klucz do tylnych drzwi szkoły...wreszcie, wreszcie mógł się stąd wydostać. Luke już miał opuszczać zaplecze kiedy to rozległ się potężny huk i z szafy prosto na niego rzucił sie taki sam potwór jak wcześniej. Potwór głośno sapał i stękał chcąc go ugryźć jednak on zawsze zdążył odsunąć głowę ale nie zauważył rąk potwora. Maszkara powaliła go na podłogę i wtedy jego ramię przeszył ostry piekący ból którego nigdy wcześniej nie czuł , ostrze noża potwora wbiło mu się prostu w ramię , ostatkami sił chwycił za pistolet przypięty do swojej kurtki i strzelił potworowi prosto w twarz , potwór odleciał na pewną odległość a to co wypełniało jego głowę rozmazało się po całej sali. Chłopiec o mało co nie zwymiotował a jego ramię wciąż bolało i krwawiło , gdy poszedł na zaplecze aby położyć się na kanapie zauważył w szafie apteczkę i latarkę. Udało mu się jedną ręką zrobić profesjonalny opatrunek:

-Wreszcie coś dobrego wyszło z lekcji z Fleshem - pomyślał

W apteczce znalazł również jakieś leki wzmacniające których nigdy wcześniej nie widział jednak był słaby a musiał iść dalej...musiał odnaleźć Jenny.. więc łyknął kilka z nich i o dziwo poczuł się od razu lepiej...mógł iść dalej.

Wychodząc z sali szedł korytarzem w kierunku drzwi cały czas trzymając pistolet w gotowości kiedy już zamierzał zejść ze schodów poczuł nagle gwałtowne szarpnięcie w okolicach szyi , nie był w stanie nic robić , nic nie widział czuł tylko jak coś podnosi go za szyję i przytłacza go do ściany jakby był jakąś gumową lalką nic nie widział słyszał tylko tarcie metalu o podłogę. Luke szamotał się był cały czas przyparty do ściany był przerażony, bezsilny , brakowało mu już powietrza ,mgła zaczęła się pojawić przed oczami , czuł...czuł.. że to już koniec.. że umiera....

-nie...!! proszę nie....!! - krzynął ochrypłym głosem

Wtedy całą szkołę przeszył gwałtowny dźwięk coś jakby...dzwony z pobliskiego kościoła, kiedy ten dźwięk stał się silniejszy to co go trzymało natychmiast go puściło i tak jakby był temu czemuś obojętny, zaczęło schodzić po schodach wtedy zauważył co chciało go zabić: To nie był żaden z potworów które widział wcześniej ten był olbrzymi był ubrany w coś co było połączeniem białych, brudnych prześcieradeł i czarnego skórzanego płaszcza a w jednej ręce nosił wielki topór który wydawał się nawet jak dla takiego olbrzyma za ciężki dlatego ocierał nim o podłogę. Jednak nie zdołał zobaczyć jego twarzy ponieważ ten olbrzym już zszedł schodami na dół i kiedy zarówno dzwony jak i dźwięk metalu trącego o podłogę ucichł ze zmęczenia opuścił głowę i stracił przytomność.

Rozdział 4:"Demon i córka przeznaczenia"

Luke powoli otworzył oczy a przed jego oczami pojawiła się biała gęsta mgiełka i ciężko mu było cokolwiek dostrzec jednak uśmiechnął się po czym powiedział sam do siebie:

-AAhhhhh to był tylko sen ,na szczęście...tylko zły sen.

Mgiełka sprzed jego oczu zaczęła powoli znikać a gdy już całkowicie odzyskał wzrok znów ogarnęło go uczucie strachu i przerażenia...był nadal na szkolnym korytarzu. Chłopiec rozejrzał się dookoła i zauważył że w całej szkole było przeraźliwie ciemno , nie można było nawet dostrzec ręki na odległość nosa .Wtedy przypomniał sobie co się stało...to coś...chciało go udusić a potem...dzwony...słyszał dzwony te dzwony uratowały mu życie. Dobrze wiedział skąd pochodziły dźwięki tych dzwonów ,tak charakterystyczny dźwięk mógł pochodzić tylko z pobliskiego kościoła:

-hhhmmm wciąż zatrudniają tam dzwonników...a więc muszą tam być jacyś żywi ludzie...może oni wytłumaczą mi co się tu dzieje.

Teraz musiał się z stąd wydostać jednak było tak ciemno że nawet nie widział gdzie idzie, wtedy przypomniał sobie o wizycie w gabinecie Flesha...znalazł tam latarkę .Wyciągnął latarkę z plecaka i włożył ją do przedniej kieszonki swojej kurtki po czym nacisnął guzik. Wreszcie mógł się z czegoś cieszyć: Latarka była bardzo mała lecz dawała bardzo dużo światła na dużą odległość, teraz widział wszystko co się dzieje przed nim. Kiedy popatrzył za okno zobaczył noc jednak to nie była zwykła noc. Na zewnątrz nie było żadnego światła, ani gwiazd, ani księżyca wyglądało jakby cały świat przykryła chmura przeraźliwej ciemności:

-Ciekawe jak długo tu leżałem? Jeżeli już jest noc to chyba kilka godzin....

Chłopak nie miał czasu do stracenia zeszedł po schodach i otworzył drzwi do wejścia ogrodowego kluczem który znalazł w płaszczu flesha. Wychodząc do ogrodu zauważył na trawie jakby wypalony wielki trójkąt w kole który był rozrysowany w czymś co przypominało runy:

-Co..to..jest? jakiś pentagram? kto robiłby coś takiego w szkole?

Nie miał zamiaru się dłużej nad tym zastanawiać gdyż ogarniał go tylko jeszcze większy strach i pojawiało się jeszcze więcej pytań. Jednak to było niczym w porównaniu do tego co zobaczył po przekroczeniu szkolnej bramy. Całe miasto: domy, ulice, samochody zmieniły się w krajobraz z najgorszego koszmaru. Ulice zmieniły się w ociekające krwią kraty które dzieliły go tylko cienką warstwą metalu od bezdennej przepaści , domy stały się niczym więcej jak spleśniałymi ruinami z których wydobywał się straszliwy odór , wszędzie były ciała , krew , wnętrzności. Luke z trudem powstrzymywał się od wymiotów i histerii jedyne co jeszcze chroniło go przed totalnym szaleństwem była nadzieja odnalezienia Jenny. Ruszając w stronę kościoła starał się nie robić zbyt dużo hałasu gdyż na swojej drodze zobaczył nie jednego potwora , większość udało mu się omijać jednak z nie którymi nie miał tyle szczęścia. Na szczęście miał jeszcze dość amunicji do pistoletu i ze wszystkich starć udało mu się wyjść cało. Potwory na ulicach różniły się od tych które spotkał w szkole niektóre przypominały obwinięte bandażami psy które jadły własne wnętrzności a niektóre wstrętne olbrzymie karaluchy których tak bardzo nienawidził. Wreszcie po kilku minutach biegu wyrównał oddech i otworzył drzwi kościoła. Wystrój kościoła nie był dla niego niczym zaskakującym gdyż co niedzielę razem z Jenny chodził tutaj na mszę, ostatnio jednak coraz mniej osób przychodziło do kościoła a na kilka dni zanim to wszystko się zaczęło obecność ludzi ograniczała się do kilku zajętych miejsc. Kiedy spojrzał na ołtarz ogarnęło go uczucie ulgi na ołtarzu zobaczył stojącą kobietę:

-Czekałam na ciebie wybrańcze ,powiedziała kobieta obracając się w jego stronę

Była to starsza kobieta miała ok. 50 lat ubrana była w szarą suknię a na głowie miała coś w rodzaju welonu który zakrywał jej siwe włosy, Lukeowi bardzo przypominała zakonnicę:

-Czekałaś na mnie jak to? ,odrzekł zdziwiony Luke

-Wiedziałem że w końcu przyjdziesz wybrańcze widziałam to w moich snach...

-Dlaczego nazywasz mnie "wybrańcze" mam na imię Luke , a jak pani się nazywa?

-Imiona nie grają roli wybrańcze zmieniają się wraz z czynami które są nam przeznaczone , czyn który jest tobie przeznaczony to pokonanie demona

-Demona? o czym pani mówi?

-Nie wiesz wybrańcze? przecież widziałeś znaki demona, są w całym mieście...

-Znaki demona....? a więc...to widziałem w szkolnym ogrodzie...

-A poza tym szukasz córki przeznaczenia nieprawdaż wybrańcze?

-córki przeznaczenia...? Masz na myśli Jenny!! wiesz coś o niej?

-Ona wciąż żyje wybrańcze , poszła do miejsca z którym związane jest jej przeznaczenie , idź do szpitala tam znajdziesz jej...i swoje przeznaczenie...

-Wciąż nie rozumiem....co właściwie dzieje się w tym mieście...czy to z powodu demona o którym mówisz?

-Demon jest przebiegły wybrańcze , nawet z twoją potęgą nie będziesz w stanie go pokonać...jednak nie jesteś sam w tej bitwie, daję ci amulet anielskiego przymierza tylko ty możesz go użyć.

Po tych słowach kobieta położyła coś na ołtarzu i zaczęła odchodzić przez tylne drzwi:

-Czekaj...jeszcze nie wiem wszystkiego...ja....

Lecz kobieta już zniknęła a kiedy próbował otworzyć drzwi spotkał się tylko z ciszą. Gdy podszedł do ołtarza zobaczył na nim 3 rzeczy: naszyjnik, który zostawiła mu kobieta, przypominał jakby anielskie skrzydła z wielkim niebieskim klejnotem w środku, amunicję do pistoletu oraz te same dziwne leki które znalazł w apteczce Flesha. Luke założył amulet na szyję i schował resztę rzeczy do plecaka. Nie wiedział co ma robić...w jego głowie pojawiło się tylko jeszcze więcej pytań i jeszcze więcej strachu jednak jego jedynym śladem było robienie tego co kazała mu robić kobieta: Iść do szpitala.

Rozdział 5:"Zatracone wspomnienia"

Po długim, wyczerpującym marszu Luke stanął przed starymi, spróchniałymi fundamentami szpitala. Szpital BrokHell był bardzo stary i wyglądał już obskurnie kiedy widział go w "normalnym stanie" teraz nie był niczym więcej niż tylko starą ruiną. Zdziwił się trochę gdyż przebył kawał drogi a w drodze do szpitala a nie spotkał żadnych potworów, wydawało mu się nawet że ten wisiorek od kobiety z kościoła trochę je odstrasza jednak zdał sobię sprawę że w ciasnych korytarzach szpitala nie będzie go chronił dlatego otworzył wielką żelazną bramę ze znacznym niepokojem. Kiedy tak rozejrzał się po spróchniałym korytarzu i zaczął po kolei sprawdzać sale wróciły do niego wspomnienia...wspomnienia sprzed lat...Luke znał dobrze to miejsce, pamiętał je to tutaj tak bardzo cierpiał...martwił się. Przypomniał sobie.... przypomniał sobie Jenny.. To było wiele lat temu kiedy Jenny miała 7 lat a on 9.Jenny była chora miała grypę i nie mogła wychodzić z domu, dopóki się tego trzymała nic jej nie groziło ich rodzice musieli wyjechać na kilka godzin w ważnej sprawie i powiedzieli mu dokładnie ze ma się opiekować Jenny i oczywiście nie pozwolić jej wychodzić z domu. Luke strasznie się nudził chciał iść pograć w piłkę a skoro nie miał zbyt wielu przyjaciół zawsze bawił się z Jenny i wcale mu to nie przeszkadzało. Jenny na krótko się zdrzemnęła i kiedy się obudziła wyglądała już o wiele lepiej więc zaproponowała mu że skoro się tak bardzo nudzi to pójdzie z nim pograć w piłkę. Chłopiec strasznie się ucieszył, wziął piłkę i wyszedł z Jenny na podwórko po czym poszli się bawić. Luke kopnął piłkę do Jenny a ona do niego jednak piłka z wyraźnym trudem poturlała się w jego stronę. Chłopiec podniósł ją po czym powiedział:

-Jenny nawet nie umiesz porządnie kopnąć piłki...

Kiedy ponownie spojrzał na nią ona leżała na ulicy nieprzytomna a jej czoło było rozpalone do czerwoności...następne co pamięta to...karetka...i szpital siedział obok sali w której leżała Jenny , płakał. Kiedy przyjechali jego rodzice i dowiedzieli się co się stało jego matka uderzyła go z całej siły otwartą ręką w policzek a jego ojciec patrzył na niego po prostu z obrzydzeniem .Wpadł w jeszcze większą histerię kiedy przyszedł lekarz i powiedział że jej stan jest ciężki. Czekał wiele dni, nie chciał opuszczać szpitala po tygodniu oczekiwań stan Jenny zaczął się poprawiać i po kilku dniach mogła już wyjść do domu. Kiedy rodzice wynosili ją na rękach jakby bojąc się ze Luke może ją ponownie skrzywdzić Jenny powiedziała do niego coś czego nie zapomni do końca życia:

-Luke...przepraszam cię że nie mogłam pożądanie kopnąć piłki...

Wtedy jakby serce Lukea przebiło wielkie ostrze czuł się podle, czuł się tak podle jak nigdy w życiu. Jednak uświadomił sobie jedną rzecz: że nigdy nie może więcej dopuścić do takiej tragedii , przyrzekł sobie że będzie do końca życia się nią opiekował i nie pozwoli jej skrzywdzić.

Wtedy wspomnienia jakby znikły i znów znalazł się w szpitalnym korytarzu jednak gdy chciał się ruszyć coś uderzyło go w plecy i ugięły się pod nim nogi .Z trudem mógł jeszcze stać ale gdy obrócił się zobaczył zgarbioną pielęgniarkę z wielką stalową rurką którą właśnie go uderzyła. Pielęgniarka była również potworem zauważył to od razu gdyż... nie miała twarzy. Potwór zamachną ręką w celu ponownego uderzenia jednak Luke wyciągną pistolet i strzelił jej prosto w głowę po czym upadła na podłogę i zaczęła się szamotać po tym chłopiec przygniótł jej głowę butem i zakończył jej cierpienia .Po nie miłym zdarzeniu przeszukał już cały parter jednak nie znalazł nic prócz paru niedoszłych zawałów, wielkiego bólu głowy i jednej lekkiej rany spowodowanych rurkami pielęgniarek jednak zawsze z pomocą przychodziły mu te same dziwne leki wzmacniające:

-Cholera!! co to jest? na opakowaniu nie ma żadnej etykietki... nigdy nie widziałem, ani nie brałem tak mocnych leków.

Wiedział że musi przeszukać cały szpital żeby znaleźć Jenny. Luke nie wiedział jak ma dostać się na wyższe poziomy gdyż drzwi do schodów były zablokowane a winda była zamknięta na szczęście znalazł informację z której dowiedział się że klucz do windy jest w pokoju pielęgniarek udał się więc do tego pokoju i zaczął szukać klucza. Ponownie miał szczęście gdyż klucz był zupełnie na widoku zabrał go jednak jego oko przyciągnął dziwny zeszyt który leżał otwarty na biurku. Wyglądał jak pamiętnik jednej z pielęgniarek. Chłopiec wziął go do ręki i zaczął czytać na głos: "dzisiaj znów przywieźli nowe kobiety...przywożą je dziesiątkami.. i każą się mi nimi zajmować...muszę je usypiać...wiązać...lekarze...policjanci.. wszyscy...wszyscy mężczyźni są w to zmieszani.. nie ma wyjątków...wszyscy...boże.. co oni im robią...nie mogę się im sprzeciwić...bo mnie też będą robić takie rzeczy...krew...ciała...potrzebuję narkotyków...nie wytrzymam już dłużej...niech mi ktoś pomoże proszę...proszę..."

Po przeczytaniu tego tekstu ogarnął go potężny niepokój nie widział co o tym myśleć i nie wiedział o czym jest mowa jednak domyślał się że to nie jest czy nie był...normalny szpital...miał kolejny powód aby się śpieszyć...aby odnaleźć Jenny, więc szybko pobiegł do windy i pojechał na pierwsze piętro.

Rozdział 6:"Zbrodnia"

Winda zatrzymała się na pierwszym piętrze i z wyraźnym trzaskiem rozsunęły się metalowe drzwi. Luke powolnym krokiem i cały czas z bronią w gotowości zgłębił się w spróchniały korytarz .Było straszliwie ciemno jednak latarka oświecała mu drogę przed nim, ale raz po raz obracał się z wyraźnym niepokojem za siebie w strachu że może spotkać kolejną "pielęgniarkę". Sale na tym piętrze nie różniły się zbytnio od sal na parterze jedyne co w nich znalazł to poprzewracane łóżka ,stare rozbite telewizory , straszliwy odór oraz potężną dawkę strachu. Chłopiec przeszukał już prawie wszystkie sale, oprócz jednej. Sala ta różniła się nieco od pozostałych była trochę większa i zawierała półki z lekami oraz stare zgnite szafki poza tym była to zwykła szpitalna sala jednak coś wydawało się dziwne...Luke przyjrzał się dokładnie jednej z szafek i zauważył coś jakby...odciski czyjś dłoni , po czym popchnął lekko szafkę a ona z łatwością się przesunęła.Za szafką znalazł metalowe drzwi z kłódką na szyfr , próbował kilka razy wpisać przypadkowe liczby jednak żadna z nich nie dawała efektu:

-Ukryte drzwi w szpitalu....mieli tu coś do ukrycia....?

Chłopak wiedział że nie ma sensu dłuższe zajmowanie się tym w ten sposób tracił tylko czas.

Trzecie piętro również nie różniło się od pozostałych .Jedyne co było godne uwagi to gabinet dyrektora. Gabinet był bardzo wystrojony i przypominał apartament w luksusowym hotelu połączony z typowym gabinetem lekarskim. Dyrektor szpitala musiał być ważną osobistością miasta chociaż nigdy go nie widział. Oko chłopca natychmiast przyciągnął charakterystyczny dyplom lekarski uprawniający do zajęcia stanowiska szpitalnego dyrektora, na dyplomie widniało nazwisko :Baldwin. Luke dokładnie przypatrzył się dyplomowi i coś wydawało mu się dziwne.. kawałek papieru w ramce jakby był zgięty.. i kiedy wyjął papier z ramki na podłogę spadł mały mosiężny klucz. Chłopiec podniósł go i rozejrzał się po gabinecie .W wielką czarną szafę gabinetu był wmontowany sejf i gdy wsunął klucz do zamka..... o dziwo idealnie pasował .W sejfie znajdowało się kilka rzeczy: mała karteczka z czterocyfrowym szyfrem:

-Tak! To musi być szyfr do tego tajnego pokoju...teraz będę mógł poszukać Jenny

,kilka paczek naboi do pistoletu , znów te same dziwne leki wzmacniające, kaseta wideo bez etykietki:

-Dziwne...co to może być....? lepiej to ze sobą zabiorę...

oraz coś jakby...karta diagnostyczna. Luke wziął ją do ręki i zaczął czytać na głos:"2 Listopad godzina 1.00 w nocy. Przywieziono młodą dziewczynę , miała liczne rany cięte zadane prawdopodobnie ostrym narzędziem po podaniu matrix jej puls zaczął się stabilizować. To ona : córka Dhali wreszcie....po 15 latach odzyskaliśmy ją....jej krwawienia nadal nie ustają...ona ma dziwne moce...może przesuwać przedmioty , materializować je i wszystko siłą woli teraz jeszcze potrzebujemy tylko...mocy ciemności....Dhalia mówiła że on przyjdzie już niedługo że będzie naszym narzędziem on dostarczy nam mocy a wtedy nasz pan...się odrodzi nie będzie już tylko duchem który żywi się cierpieniem tych kobiet którymi się tutaj....zajmujemy, odrodzi się....wielki...potężny....i żywy a ja.... będę dziedzicem jego mocy...."

-2 listopad...? To było wczoraj w nocy....czy ta dziewczyna....nie.....nie to nie może być Jenny tutaj jest napisane że to córka jakiejś Dhali więc to na pewno nie Jenny.

Luke cały czas myślał o tej karcie co ona miała znaczyć?....ta kobieta z kościoła...znak w szkole....Demon....Jenny...te potwory...to wszystko musiało mieć jakiś związek...i był prawie pewny że otrzyma odpowiedz na te pytania kiedy wejdzie do tamtego pokoju z szyfrem.

Stanął naprzeciwko żelaznych drzwi i wprowadził szyfr po czym zdjął zamek i przez wielką dziurę w ścianie wszedł do ukrytego pokoju. Uczucie jakie miał w sobie kiedy wszedł do tego pokoju było mieszaniną strachu , obrzydzenia i niedowierzania .Pokój ten był niczym więcej niż tylko gabinetem tortur. Ściany pokoju były okafelkowane i oblepione krwią zwisały z nich łańcuchy które znał tylko z filmów o średniowiecznych zamkach , na stołach leżały narzędzia operacyjne jednak były one w jakiś sposób zmienione , a on nie chciał nawet zastanawiać się w jakim celu. Na podłodze stało kilka zakrwawionych i oblepionych jakąś białą lepką cieczą łóżek oraz telewizor z podłączonym wideem. Domyślał się co to za ciecz jednak kiedy tylko o tym pomyślał nie mógł uwierzyć że na tych łóżkach.... Jednak to nie wystarczyło aby go ostatecznie przestraszyć bo widział już wiele rzeczy od dzisiejszego ranka...najgorsze miało dopiero nadejść....Jego oko przyciągnął dziwny stolik przypominający nieco łóżeczko do którego są wkładane niemowlęta po urodzeniu i kiedy zbliżył się do niego zobaczył coś co przyprawiło go o dreszcze których jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył .Na stoliku leżało ciało mniej więcej 18 letniej dziewczyny zakrwawione ciało...bez kończyn...w miejscach gdzie były jej kończyny zobaczył tylko szwy...wyglądało na to...że nogi i ręce zostały jej obcięte...że jeszcze wtedy żyła... na jej całym ciele były siniaki po uderzeniach wyglądało na to że była wielokrotnie bita....w miejscy pomiędzy którym były jej nogi Luke zobaczył sporą plamę krwi i cały stolik był obklejony tą samą białą cieczą która była również na łóżkach:

-Nie.....nie...oni...nie mogli....nie mogli tutaj....takich rzeczy....to....o tym....pisała pielęgniarka...dlatego ostatnio było na ulicach tak mało kobiet....nie....

Teraz zostało już tylko jedno...kaseta....chłopak domyślał się już co będzie przedstawiała ale musiał się upewnić....jeżeli Jenny też stało się takie coś.....powoli i nadal cały się trzęsąc wsunął kasetę do widea i pierwsze co wydobyło się z głośników telewizora to krzyki...krzyki i błagania o litość...kobiet....dziewczyn...śmiechy męszczyzn ....bili jej....gwałcili...torturowali...to było straszne Luke nie widział w życiu czegoś tak bardzo przerażającego....cały się trząsł a z jego oczu płynęły strumieniami rzewne łzy:

-Boże....jak......jak ludzie mogą robić coś takiego....

Wiele uczuć pojawiało się w jego głowie w tej chwili strach, obrzydzenie , zwątpienie, gniew:

-Niiiieeee!!! , krzyknął niszcząc przy tym telewizor i wybiegając z pokoju.

Był znowu w pokoju w którym znalazł wejście , nie mógł się powstrzymać od dreszczów , płaczu , wymiotów było tak przez kilka minut kiedy wszystko ustało. Luke zsunął się na podłogę i wpatrywał się bez uczucia , bez emocji w sufit , było to dla niego po prostu za dużo po prostu się poddał nie obchodziło go co się z nim stanie , czy dopadną go te potwory było mu już wszystko obojętne...nie miał zamiaru się z stamtąd ruszać kiedy to nagle.... usłyszał kroki.

Rozdział 7:"Heather"

Kroki z korytarza zdawały się być coraz głośniejsze. Wydawało mu się że to coś czego odgłosy słyszał zbliża się wprost w jego stronę. Jednak Luke nie potrafił niczego zrobić był jeszcze pod wpływem szoku tego co przed chwilą zobaczył. Zdawał sobie sprawę z tego ze jeśli teraz nie weźmie się w garść te potwory go dopadną , jednak nie miał siły, nie chciał walki , nie miała już ona sensu. Kiedy kroki były już zaledwie o kilka metrów od niego strach przed śmiercią wziął nad nim górę , chwycił do ręki pistolet i wyskoczył zza rogu obracając się gotowy do strzału i wtedy zobaczył co było źródłem tych kroków. To było jak ułamek sekundy lecz zobaczył przed sobą wycelowaną prosto w swoją głowę lufę pistoletu. Pistolet trzymała młoda dziewczyna mniej więcej w jego wieku dosyć blada z krótkimi jasno-złotymi włosami ubrana była w białą kurtkę spódniczkę oraz buty pod kolana a na jej twarzy malowało się to samo straszliwe przerażenie co na jego. Chłopak zdał sobie sprawę że ona nie jest potworem dlatego chciał porozmawiać jednak ona już przymierzała się do strzału:

-Nie!! , proszę nie strzelaj nie mam ochoty na walkę!!

Wyraz twarzy dziewczyny natychmiast się zmienił jednak nadal niedowierzała że słyszy inny ludzki głos dlatego wciąż nie spuszczała pistoletu:

-Ty....ty nie jesteś taki jak....oni....prawda?

-Oni? Jeżeli masz na myśli te potwory to nie, nie jestem.

W tej chwili dziewczyna opuściła broń a on zrobił to samo ,oczy dziewczyny zaczęły się zapełniać rzewnymi łzami po czym podbiegła do Lukea i rzuciła mu się na szyję bardzo mocno się do niego przytulając, a jemu wcale to nie przeszkadzało. Dziewczyna wypłakiwała się na jego ramieniu sporą chwilę a on aby ją uspokoić objął ją ramionami i zaczął lekko klepać ją po plecach. Dotykając jej ramion zauważył że jej skóra jest całkiem gładka i bardzo miła w dotyku , mógł się wreszcie z czegoś cieszyć:

-No już dobrze uspokój się , mam na imię Luke , a jak ty się nazywasz?

-ja....Heather , mam na imię Heather

-Heather...Ok może powiesz mi co się w tym mieście stało?

Wtedy na twarzy Heather znów zaczęło się malować zwątpienie i strach:

-Miałam nadzieję że ty odpowiesz mi na to pytanie....

-Ahhhh rozumiem jesteś tak samo zagubiona jak ja prawda?

-Ale czy ty nie jesteś z tego miasta Luke?

-Jestem, ale kiedy się obudziłem wszędzie już była ta mgła , wszyscy zniknęli i te potwory...

-Próbowałeś się stąd wydostać?

-Niestety nie mogę stąd odejść , szukam....kogoś.... , ale dlaczego właściwie zadajesz mi te pytania ty nie jesteś stąd?

-Nie, przyjechałam tu pociągiem tym o 6.00 kiedy wysiadłam wszędzie była mgła i te straszliwe potwory....

-Niestety nie mam pojęcia o co tu chodzi Heather ale w tym mieście dzieją się różne....dziwne rzeczy

Po tych słowach Luke zamilkł na chwilę wciąż mając w głowie pokój z którego właśnie wyszedł, po krótkiej ciszy jednak powiedział:

-W jakim celu tu właściwie przyjechałaś , to miasto raczej nie jest atrakcją turystyczną i na dodatek mamy listopad

-Ja...przyjechałam odnaleźć ojca...

-Odnaleźć?

-To długa historia....

-Rozumiem....

-Ale przecież ty mówiłeś że też kogoś szukasz?

-Tak...to moja siostra...Jenny widziałaś ją może?

Po czym wyjął z plecaka portfel w którym było zdjęcie Jenny i podał je Heather:

-To...to ona!!!

-Ona?!! Co masz na myśli widziałaś ją?!!

-To na pewno ona, nie mogę się mylić ,tą dziewczynę widziałam na ulicy we mgle , chciałam się spytać jej co tu się dzieje jednak ona jakby w jednym momencie zniknęła...

-Heather gdzie to było przypomnij sobie , proszę przypomnij sobie!!

-Pamiętam to dobrze...to było niedaleko stacji kolejowej na której wysiadłam.

Na twarzy Lukea w tym momencie malowała się radość wiec Jenny wciąż mogła być bezpieczna więc musiał ją odnaleźć:

-Nie mam czasu do stracenia.

Po tych słowach wybiegł na korytarz jednak szybko usłyszał za sobą krzyki Heather:

-Luke zaczekaj , nie tak szybko!!

Chłopiec obrócił się w jej stronę po czym ze zdziwieniem zapytał:

-Ty...Idziesz ze mną?

-Chcesz mnie po prostu zostawić , powiedziała Heather z lekkim oburzeniem , z tymi wszystkimi potworami wokół?

-Nie...ja....

-Jestem tu sama....nawet nie wiesz jak się cieszę że cię znalazłam....mam tylko ciebie....proszę nie zostawiaj mnie...

-Ale mówiłaś że musisz odnaleźć ojca ...

-To może poczekać....chcę tylko być z tobą....sama byłam tam za bardzo przerażona....

Luke po krótkich rozmyślaniach kiwną głową:

-A więc zgadzasz się?

-Tak... w porządku ale trzymaj się blisko mnie

Po tych słowach Heather kiwnęła głową i oboje wyszli ze szpitala.

Rozdział 8:"Zmowa Milczenia"

 Kiedy oboje wyszli ze szpitala ogarnęło ich uczucie lekkiej ulgi gdyż na zewnątrz było znowu jasno i znów na ich głowy lekko padał śnieg. Heather trochę drżała gdyż jej kurtka nie miała rękawów. Na widok tego Luke zdjął swoją i podał ją Heather:

-Proszę weź, będzie ci trochę cieplej

-Dziękuję Luke, naprawdę nie spodziewałam się że w listopadzie może padać śnieg

-Nic nie szkodzi , ja też nie ,po czym zmusił się do uśmiechu aby ją rozweselić ale wciąż miał w głowie Jenny, na ulicy z tymi potworami...niewiadomo jak długo by wytrzymała...musiał się spieszyć.

Ze szpitala do miejsca które wskazała mu Heather był spory kawałek drogi więc postanowił zająć ją i siebie przy okazji, w ramach pewnego zmniejszenia strachu rozmową. Luke opowiedział Heather swoją Historię a ona mu swoją:

-A więc twoja opiekunka powiedziała ci dopiero na łożu śmierci ze ani ona ani jej mąż nie są twoimi prawdziwymi rodzicami tak?

-Tak...niestety nie zdążyła powiedzieć mi nic bliższego , tylko że moja matka nie żyje a mój ojciec mieszka w tym mieście , potem podała mi jego adres ale nie zdążyła powiedzieć nawet jak się nazywa.

-I po tym jak odeszła postanowiłaś rzucić wszystko i natychmiast przyjechać?

-Tak chciałam odnaleźć ojca , zapytać go dlaczego....dlaczego mnie odesłał , dlaczego sam mnie nie wychował....

Teraz oboje zamilkli a Luke nie wiedział o czym może z Heather jeszcze w takiej chwili rozmawiać więc oboje postanowili w ciszy dopełnić resztę drogi. Kiedy minęli ostatnią alejkę wreszcie zobaczyli przed sobą wielką stację kolejową na obrzeżach miasta:

-To tam dokładnie tam ją ostatni raz ją widziałam, powiedziała Heather pokazując Lukeowi miejsce we mgle. Gdy zbliżył się do miejsca zobaczył wielka dziurę w ścianie stacji i nawet gdy zaświecił latarkę nie widział jej końca:

-Myślisz że mogła wejść do środka tej dziury?, zapytała nerwowo Heather

Spojrzawszy na jej przerażona twarz Luke powiedział:

-Jest tylko jeden sposób żeby się o tym przekonać....ty zostań tutaj a ja sprawdzę tę dziurę

-Nie ma mowy!! Nie chcę zostać tu sama , idę z tobą!!!

-Heather , nie wiemy co może tam być...lepiej nie ryzykować...

-A co z tymi wszystkimi potworami wokół?

Luke krótko zastanowił się po czym zdjął z szyi amulet który dała mu kobieta w kościele i powiesił go na szyję Heather:

-Nie wiem czy to zadziała...kobieta która dała mi go powiedziała że tylko ja mogę go użyć , ale to nasza jedyna szansa...będzie cię chronił...

-Luke , a co z tobą...?

-Nie martw się tam jest za ciasno mnie i tak się tam nie przyda , po tych słowach załadował pistolet i w gotowość wszedł w otwór w ścianie po czym rzekł:

-Czekaj tutaj , postaram się wrócić jak tylko najszybciej mogę....

Po tym jak Luke zniknął z jej oczu Heather nerwowo usiadła na ławkę i zaczęła się przyglądać amuletowi.

Chłopiec coraz głębiej i głębiej zmierzał w dół dziury , było straszliwie ciasno i ledwo przeciskiwał się przez kolejne metry tunelu. Po chwili tunel zaczął się rozszerzać i znalazł się w miejscu gdzie było strasznie dużo brudu i wody, przypominało mu to trochę ścieki i w całym miejscu unosił się straszliwy odór:

-Co Jenny robiła by w takim miejscu...?

Po chwili rozmyślań zaczął ruszać w drogę. Było strasznie ślisko i musiał uważać aby za chwilę nie znaleźć się w rwącym strumieniu pełnym straszliwie zanieczyszczonej wody. Po chwili Luke zauważył plamy krwi na podłodze , widocznie prowadziły w pewne miejsce ścieków więc przyśpieszył kroku i po chwili znalazł się w bardzo dziwnym pomieszczeniu. Ściany pomieszczenia były pomalowane tymi samymi dziwnym znakami które widział w szkolnym ogrodzie , wszędzie była krew a na środku zauważył mały mebel złożony w coś co przypominało ołtarz. Na ołtarzu leżały znów te dziwne leki wzmacniające oraz pełno książek i tekstów satanistycznych z różnego rodzaju zaklęciami z których nic nie rozumiał , o wiele bardziej zaintrygowały go obrazy na ołtarzu który przedstawiały jakiegoś potwora czy demona .Po chwili przyglądania się ołtarzowi usłyszał za plecami dobrze znany u ochrypły głos:

-Wiedziałam ze w końcu tu trafisz wybrańcze

Luke obrócił się i zobaczył starą kobietę którą widział w kościele:

-Ty...ty jesteś Dhalia prawda?

-Widzę że się wzmocniłeś wybrańcze , pozyskałeś wiedzę potrzebną do pokonania demona jednak wciąż musisz wiele się nauczyć , musisz odnaleźć ojca , ojca który pomimo wszystkich swoich grzechów miał w sobie jeszcze tyle uczucia by ocalić od cierpienia własną córkę.

-O czym ty mówisz nic nie rozumiem....? co to wszystko właściwie ma znaczyć? ,rzekł Luke wskazując na ołtarz

-Już ci mówiłam wybrańcze to są znaki demona , ten oto inny kościół był świadkiem cierpienia , cierpienia niewinnych kobiet które zostały poświęcone aby utrzymać przy życiu ducha demona. Wszyscy mężczyźni brali udział w rytuałach wybrańcze jednak nie wielu wiedziało o jego prawdziwym przeznaczeniu niektórzy chcieli się po prostu "zabawić".

-Nie!!! przecież to chore zabijali , gwałcili , torturowali w tym mieście masowo młode kobiety a ty o tym widziałaś i nic nie zrobiłaś?

-Nikt nie mógł przeciwstawić się zmowie milczenia wybrańcze , ale to już nie ma znaczenia , będziesz musiał użyć prawdziwej mocy amuletu , użyj mocy anielskiego ostrza i pokonaj nim swój własny strach.

-Koniec tych gierek!!! Mów natychmiast gdzie jest Jenny

-Już ci mówiłam wybrańcze że musisz odnaleźć ojca....

-A ja już ci mówiłem że nie mam ochoty na twoje gierki , powiedział Luke celując pistoletem prosto w serce Dhali

-Haaahhhaaa , zachichotała złowieszczo Dhalia

-Na twoim miejscu nie było by mi do śmiechu myślisz że nie strzelę? .Powtarzam moje pytanie: gdzie jest Jenny?

Luke nie usłyszawszy odpowiedzi był cały w gniewie i już przymierzał się do strzału kiedy usłyszał głośny dźwięk:

-AAAAhhhhhhh!!!! Był to krzyk młodej dziewczyny która wyraźnie potrzebowała pomocy nie był to wprawdzie głos Jenny ale Luke od razu go rozpoznał:

-Heather!!!

Luke nie zważał już nawet na Dhalię która wciąż złowieszczo chichotała tylko wybiegł i co sił w nogach kierował się w kierunku głosu Heather , krzyki stawały się coraz głośniejsze i zdawał sobie sprawę że musi już być blisko. Krzyki były już bardzo wyraźne i kiedy wyskoczył zza rogu zobaczył Heather szamotającą się z czymś co przypominało zmutowane połączenie żaby z wężem:

-Heather!!

-Luke!!! Aaahhh!!! Proszę pomórz mi!!!

-Luke szybko podbiegł i kopnął z całej siły we wstrętną maszkarę a ta odbiła się od ściany ale wciąż żyła , a teraz zmieniła obiekt zainteresowań tym razem chciała zagryźć na śmierć Lukea .Chłopiec wyjął pistolet jednak za nim zdążył wycelować potwór wybił mu broń z ręki. Luke potknął się i wylądował na podłodze , Heather również nie miała sił się ruszać a potwór zmierzał wprost w jej stronę. Chłopiec myślał że to już koniec kiedy to usłyszał głośny strzał z pistoletu który trafił potwora prosto w głowę po czym jego ciało wylądowało w wodzie i spłynęło strumieniem wody , nie wiedział co ich uratowało ale dziękował bogu że jeszcze żyje. Powoli podniósł się z podłogi i chciał pomóc zrobić to samo Heather:

-Chodź Heather pomogę ci ....aaaahhhhh!!!!!

W tej chwili usłyszał drugi strzał i poczuł piekący ból w okolicach łydki , czuł że kula pistoletu drasnęła jego nogę po czym upadł na podłogę i usłyszał kroki, a potem zobaczył mijającego go postawnego mężczyznę w czarnym garniturze. Mężczyzna ten podszedł do Heather i wstrzyknął jej coś w ramię po czym straciła przytomność a on wziął ją na ręce a przy tym z jej szyi spadł amulet który dał jej Luke, i bez słowa odszedł po czym Luke stracił ich z oczu:

Nie!!!! Zostaw ją !!! , gdzie ją zabierasz ?!!! Heather!!!

Po chwili nie słyszał już nic oprócz własnego stękania z bólu , miał jeszcze tyle siły aby zrobić opatrunek na nodze i łyknąć kilka leków wzmacniających , bał się , nie wiedział co z Heather , co z Jenny , w ściekach pełno było tych zielonych potworów ,musiał się stąd jak najszybciej wydostać, więc podniósł amulet , założył go na szyję i biegł co sił w nogach rozmyślając o słowach Dhali...był pewny że jako ojca....Dhalia miała na myśli...ojca Heather więc została mu tylko jedna rzecz : udać się do miejsca które wskazała mu Heather.

Rozdział 9:"Tajemnice"

Jeszcze więcej pytań, jeszcze więcej strachu . jeszcze więcej zwątpienia , to było jedyne co towarzyszyło Lukeowi podczas jego wędrówki w głąb miasta. Nie mógł odnaleźć Jenny, Dhalia po prostu zniknęła a Heather....zastanawiał się kim był ten mężczyzna który ją zabrał...Chłopiec powoli dochodził do miejsca które mu wskazała. Było ono w samym centrum miasta które zabudowane było wielkimi wieżowcami i ekskluzywnymi apartamentami w których mieszkały ważne osobistości miasta: Lekarze, politycy, biznesmeni. Kierował się wprost na najbardziej ekskluzywny i nażywszy wieżowiec , nie mógł się mylić to na pewno był ten adres. Dom był tak samo opustoszały jak wszystkie inne budynek jednak różnił się od innych gdyż był bardzo luksusowy i nowoczesny , był pod sporym wrażeniem gdyż był tu pierwszy raz w życiu. Po tym jak doszedł do końca korytarza , wsiadł do windy i pojechał na najwyższe piętro.

Widok z okien był niesamowity , można było zobaczyć stąd całe miasto wraz z jego obrzeżami .Luke rozejrzał się wokół po czym skierował się w stronę drzwi znajdujących się naprzeciw niego, po czym przeczytał tabliczkę która była na drzwiach: "Ernest Bald..."

Reszty nazwiska właściciela nie mógł przeczytać gdyż tabliczka była strasznie zadrapana.

Kiedy postanowił nacisnąć klamkę spotkał się tylko z głuchym dźwiękiem metalu: drzwi były zamknięte:

-Cholera!!! , krzyknął kopiąc z całej siły w drzwi.

Po chwili jednak zdał sobie sprawę z tego że to do niczego nie prowadzi i zsunął się na podłogę. Nie wiedział co ma teraz zrobić , ten apartament był jego ostatnią nadzieją....siedział tak dłuższą chwilę kiedy to nagle do głowy strzeliła mu myśl....:

-Zaraz , gdzie ludzie najczęściej chowają klucze od mieszkań.....?

Po tych słowach stanął na równe nogi i podszedł znowu do drzwi nerwowo przypatrując się kawałkowi prostokątnego materiału który miał niewątpliwe służyć za wycieraczkę. Chłopiec nie mylił się , klucz był pod wycieraczką i kiedy wsunął go do zamka idealnie pasował.

Po tym jak wszedł do mieszkania zamknął za sobą drzwi i zaczął się rozglądać. Apartament był jeszcze bardziej luksusowy niż to sobie wyobrażał. Salon mieszkania był wspaniały, ściany pokrywały kosztowne oryginalne obrazy , meble , których było bardzo dużo wyglądały na takie które widział dotychczas tylko w telewizji, jednak to wszystko było dla niego bezwartościowe więc zaczął szukać czegoś szczególnie interesującego. Po dokładnym przeszukaniu biurka znalazł coś co przypominało akta pacjętów oraz różne kwitki i umowy o kupnie strasznie drogiego sprzętu szpitalnego , teraz nie miał już wątpliwości ojciec Heather był dyrektorem tego szpitala:

-Ernest Baldwin , to on....on jest ojcem Heather!!.

Jego wątpliwości ostatecznie rozwiał akt urodzenia małej dziewczynki na którym widniało imię :Heather Baldwin.

A więc tajemnica Heather była rozwiązana ale wciąż nie wiedział nic nowego o Jenny. Przeszukał już prawie wszystkie pokoje mieszkania oprócz jednego, więc skierował się w jego stronę i kiedy chciał nacisnąć klamkę usłyszał z wnętrza głosy:

-Nie!!! Ernest proszę nie!!!

-Nie ma sensu się bronić Alec, nasz pan potrzebuje kolejnych ofiar.

-Nie!!! Ma już dość energii , jestem tego pewny.

-On jest żarłocznym panem Alecu musimy ją zabrać.

-Ernest!! Proszę!! Zabraliście mi już żonę teraz chcecie zabrać córkę?!!!

-Wszyscy musimy składać swoje ofiary Alec jutro przyjdziemy po twoją córkę.

Po tych słowach oba głosy ucichły. Luke nie miał ochoty otwierać tych drzwi jednak nie miał wyboru nie mógł się teraz wycofać. Otworzył drzwi a to co zobaczył w pokoju zupełnie go oszołomiło. Znajdował się w zupełnie ciemnym pokoju bez okien z tylko jednym wyjściem , tym w którym właśnie stał, a wewnątrz nie było nikogo. Nie miał pojęcia co lub kto wydawał te głosy jednak z całą pewnością już go tu nie było. Wiedział już kim jest Ernest ale nie wiedział kim jest ten Alec. Na środku ciemnego pokoju zauważył stolik a na nim kilka kartek papieru niektóre wyglądały na pamiętnik samego Ernesta , chłopiec wziął kilka kartek do ręki po czym zaczął czytać na głos: "dzisiaj urodziła mi się córka , żona zmarła podczas porodu , dałem dziewczynce na imię Heather. Jednak nie mogę jej zatrzymać , muszę ją ukryć dać komuś na przechowanie, moje ręce są poplamione krwią setek kobiet a wciąż nie mam dość odwagi aby poświęcić własną córkę , ale to nie ma znaczenia kiedy już ją ukryję jej rola się skończy....chociaż Dhalia mówi że dziewczyna która sprzymierzy się z wybrańcem może być dla nas zagrożeniem , ona nie wie o Heather, a ja nie wierzę w jej chore sny , kiedy już nasz pan się odrodzi i będę miał moc zakończę również marny żywot tej starej kobiety"

Teraz było już wszystko jasne, rozumiał...Dhalia i Ernest byli w jednej spółce ,obydwoje chcieli odrodzić tego demona ,więc Dhalia cały czas go wykorzystywała:

-Ta przeklęta stara kobieta , zamorduje ją , powiedział w gniewie

Jednak na stole leżała jeszcze jedna kartka , chłopiec wziął ją do ręki i już chciał przeczytać kiedy za plecami usłyszał głośny dźwięk przez który zwiną szybko kartkę i schował ją do kieszeni nie czytając jej uprzednio. Kiedy się obrócił zobaczył co było źródłem tego dźwięku , przed sobą zobaczył stojący na półce mały niebieski telefon dzwoniący głośnym głosem. Luke nerwowym ruchem podniósł słuchawkę po czym powiedział:

-Słucham....

-....Kim jesteś?!! Gdzie jest Baldwin?!!!

Był to gruby głos mężczyzny w średnim wieku który słyszał w słuchawce i nie mógł się wyzbyć uczucia że ten głos był mu znamy:

-eeeemmmm.....ja....mam na imię Luke....Luke Moris.

-Co? Luke Moris? To imię nic mi nie mówi , co robisz w mieszkaniu Baldwina?

-To trochę dużo pytań nie sądzi pan? Może pan powie mi kim pan jest?

-Nie będę się przed tobą tłumaczył!!! To ty jesteś gościem który włamał się do cudzego mieszkania!!!

-Włamał się? Mówi pan o włamaniu? Skąd pan dzwoni? pan wie co w ogóle dzieje się w tym mieście , tutaj masowo zabijają kobiety , wszędzie są potwory.....

-Wiem , wiem co dzieje się w tym mieście lepiej niż ty , i nie mam ochoty rozmawiać przez telefon....będę tam za chwilę...nie ruszaj się stamtąd.

-Co?!! , nie!! proszę poczekać ja....

Wtedy już słyszał tylko sygnał lini telefonicznej , więc odłożył słuchawkę i zaczął się zastanawiać skąd zna głos tego mężczyzny kiedy to nagle przypomniał sobie....że słyszał ten głos w tym pokoju...to był głoś faceta którego Ernest nazywał Aleckiem. Chłopiec zastanowił się przez chwilę nad tym głosem kiedy znów wydał z siebie zduszony okrzyk gdyż znów przestraszył się dźwięku telefonu. Tym razem podniósł słuchawkę z nieco większą odwagą gdyż był przekonany że to znów Alec:

-Słucham....

Jednak mylił się to był głos szlochającej dziewczyny na dźwięk którego oblał się zimnym potem ponieważ dobrze znał ten głos:

-Luke....

-Jenny!!!! Jenny to ty?!!!

-Luke proszę....pomóż mi....

-Jenny co się stało?!!! Powiedz gdzie jesteś!!!!

Jednak zamiast odpowiedzi usłyszał tylko sygnał lini telefonicznej.

Na jego twarzy malowała się radość połączona z przerażeniem. Wiedział już że Jenny jeszcze żyła ale nie wiedział co ma teraz robić, gdzie jej szukać , jej głos był taki smutny , musiała być w niebezpieczeństwie. Wtedy o kilka metrów od siebie usłyszał kroki wydawały się być coraz głośniejsze i zbliżać się w jego stronę więc dobył broni i przygotowany do strzału, wyskoczył z pokoju jednak wbrew wszystkim oczekiwaniom zobaczył przed sobą znajomą twarz. To był George , jego najlepszy przyjaciel George.

Rozdział 10:"Zakazane uczucie"

 -L...Luke!!! dzięki bogu że żyjesz, a tak właściwie co tu robisz?, powiedział 17 letni przystojny chłopiec o złotych włosach i piwnych oczach

-O to samo mógłbym zapytać ciebie George

-Ty wiesz w ogóle co w tym mieście się dzieje? Wszędzie są potwory i wszyscy zniknęli

-Wiem , i między nimi Jenny.....

-Jenny?!! , zniknęła?!!! Nie było jej z tobą?

-Nie , kiedy się obudziłem już jej nie było , a co z tobą?

-Tak samo...trochę zaspałem do szkoły , moich rodziców nie było już w łóżkach i za oknem była ta cholerna mgła , kiedy zobaczyłem te potwory cholernie się przestraszyłem i wbiegłem tutaj żeby się ukryć , nie wiem jak długo tam siedziałem...wyszedłem dopiero kiedy usłyszałem że ktoś w pobliskim mieszkaniu rozmawia przez telefon i po głosie poznałem że to ty dlatego wyszedłem sprawdzić , a jak ty się tu znalazłeś?

-To....długa historia....

George był dosyć zirytowany ostatnimi słowami Lukea jednak widział w jego twarzy zdenerwowanie i niewiedzę:

-Może przynajmniej powiesz mi z kim rozmawiałeś przez telefon?

-Słuchaj!!! Nie mam czasu na długie wyjaśnienia.... Muszę odnaleźć Jenny!!!

Luke był wyraźnie zdenerwowany , rozmowa przez telefon z Jenny spowodowała że nie panował już nad sobą i zamierzał po prostu wybiec z mieszkania jednak w progu George złapał go za ramię:

-Czekaj!!! Gdzie chcesz iść?!! Ty wiesz przynajmniej gdzie masz jej szukać?!! W takim stanie długo tam nie wytrzymasz , popatrz na siebie jesteś cały roztrzęsiony , jeśli tam wyjdziesz za chwilę złapią cię te potwory.

-Puszczaj mnie!!! Muszę ją odnaleźć!!!

-Luke uspokój się!!! Rozumiem że się o nią martwisz ale martwy jej nie pomrzesz , usiądźmy i pomyślmy przez chwilę.

Teraz Luke był już cały w gniewie , był bliski zaatakowania Georga:

-Rozumiesz?!!! , Rozumiesz?!!! , o nie!! Ty nic nie rozumiesz!!! Tacy jak ty doprowadzają mnie do szału!!! , myślisz że jesteś mądry tym czasem niczego nie rozumiesz!!! , nie wiesz z jakim koszmarem muszę się codziennie borykać!!! Nie wiesz jakie uczucie żywię do Jenny!!!

-Luke!! Uspokój się!!! Jasne że wiem , jest twoją siostrą , to zrozumiałe że się o nią martwisz, ja też bym się martwił o swoje rodzeństwo.

Po tych słowach Luke trochę się uspokoił ale wiedział że jeśli się Georgowi nie zwierzy to nie odzyska spokoju.

-Ty...nie wiesz o czym mówisz....nikt nie wie....nikt nie jest w mojej skórze....różnię się do ciebie...George....

-Różnisz się ode mnie? , o co ci chodzi?

-Ja....nigdy....nikomu o tym nie mówiłem.....cały czas trzymałem to w sobie....wmawiając sobie że jest wszystko w porządku.....

-Luke....?

-Ja....nigdy nie traktowałem Jenny jak siostry....zawsze byliśmy ze sobą tak blisko....może to dla tego.....zawsze tworzyliśmy coś więcej niż tylko rodzeństwo....a kiedy zaczęła się rozwijać....zaczęła się przekształcać w kobietę....to... jeszcze bardziej się nasiliło...

-Luke....ty chyba nie...?!!!

Na twarzy Lukea malowała się mieszanka wstydu i zwątpienia , wreszcie przyznał się komuś do swoich prawdziwych uczuć ale wcale nie czuł się z tego powodu lepiej

-..........

-Luke ale ona przecież jest twoją....nie wolno ci...coś takiego....

George był całkowicie zaszokowany i patrzył na wpatrującego się w podłogę Lukea z kompletnym niedowierzaniem.

-George!!! Wiem.....wiem że odczuwanie chęci przespania się z własną siostrą jest chore....ale tak po prostu jest i nic nie mogę na to poradzić.....

-Luke....czy.....ona o tym wie.....?

-Nigdy jej nie mówiłem....ale podejrzewam że tak.....widzę to w jej oczach....widzę w jej oczach że wie....ale nie widzę co o tym myśli , czy czuje przerażenie , nienawiść , czy po prostu się mnie brzydzi...czy.....

-Czy czuje to samo co ty...?!! , dokończył za niego George

Luke nie odpowiedział więc George uznał że miał rację

-..........

-Czy....ktoś jeszcze wie?

-Moi rodzice.....wydaje mi się że też wiedzą....być może dlatego mnie traktują jak śmiecia....myślą że jestem jakimś potworem....i może mają rację. Dlatego George.... dlatego muszę ją odnaleźć muszę widzieć co ona czuje rozumiesz?

-.....W Porządku nie będziemy już o tym rozmawiać....wiesz gdzie ona może być?

-Nie mam pojęcia.....ale zaraz rozmawiałem z pewnym gościem przez telefon....mówił że wie co się dzieje w tym mieście i ze zaraz tu będzie....

-Serio? Znasz tego gościa w ogóle? Może to jakaś pułapka?

-Nie nie znam go....ale mamy lepsze wyjście?

George nie znał lepszego wyjścia , co im pozostało? Mogli jedynie usiąść i czekać.

Rozdział 11:"Tajemniczy Płyn"

Luke i George siedzieli w mieszkaniu Ernesta już dobre pół godziny i w tym czasie żaden z nich nie odezwał się nawet słowem gdyż Luke wciąż myślał o Jenny a George był w szoku tego co od niego usłyszał. George nie mając nic lepszego do roboty zaczął rozglądać się po pokoju w którym byli po czym jego oko przyciągnęła dziwnie wyglądająca szafka. Luke nawet na niego nie spoglądał ponieważ pogrążony był we własnych myślach , otrząsną się dopiero kiedy usłyszał dźwięk przesuwających się mebli , wtedy przyjrzał się Georgowi który klęczał pod ścinaną naprzeciw niego:

-Hej Luke.....chodź tu....musisz to zobaczyć....

Chłopiec powoli stanął z krzesła na którym siedział i podszedł do miejsca w którym klęczał George, po czym zobaczył w co się tak bardzo wpatruje. W podłodze na której stała szafka była mała dziura która niewątpliwie miała coś ukryć. George włożył do niej rękę i wciągnął z niej kilka rzeczy: naboje do pistoletu , te same leki wzmacniające które Luke dobrze znał , małą czarną książeczkę wyglądającą na pamiętnik , oraz dziwny flakonik z czerwoną cieczą :

-Masz, weź naboje , ja nie mam broni , powiedział George po czym zaczął się przyglądać flakonikowi natomiast Luke zaczął przeglądać książkę. Była ona pełna znaków demona które dobrze znał oraz różnych satanistycznych zaklęć , opisywała rytuały i coraz bardziej perfidne metody tortur i zadawania cierpienia które przywołały u niego przykre wspomnienia z pokoju w szpitalu. Najbardziej jednak zaintrygowały go ostanie strony książki które przypominały notatki badawcze:

-Hej George...posłuchaj tego...:"Moje badania są coraz bardziej zaawansowane....ci przeklęci politycy nigdy nie dali by mi funduszy na moje badania....na szczęście otrzymuje odpowiednie pieniądze z sprzedaży organów tych kobiet którymi się zajmujemy....po połączeniu odpowiednich składników otrzymałem bardzo silny lek wzmacniający....nazwałem go: Matrix.....nawet najmniejsza dawka może uleczyć poważne rany....ten lek będzie nam potrzebny do wyleczenia córki Dhali....mówiła że widziała to w swoich snach....ja jej nie wierzę....ale dotychczas zawsze się sprawdzały....."

-Matrix?!! A więc to są te dziwne leki wzmacniające , powiedział Luke

-Zdaje się że tak ale rozumiesz coś z reszty? kim jest ta Dhalia?

-To jakaś stara dziwna kobieta , to ona dała mi ten amulet....

-A więc jest przyjaźnie nastawiona skoro ci pomaga?

-Sam nie wiem....wydaje mi się że odgrywa większą rolę w tym wszystkim niż się zdaje....

-Zaraz...poczekaj....czytaj dalej!!!

-W Porządku.....:"Obiekt badań nr 2: po połączeniu składników użytych do otrzymania matrix i pyłku białego kwiatu rosnącego tylko na najwyższych wzgórzach wokół miasta....otrzymałem środek o którym mówiła mi Dhalia....mówiła że będzie potrzebny....aby skłonić wybrańca do sprowadzenia nam jej córki....środek ten był używany już w średniowieczu wydaje się że ma on na organizmy żywe specyficzny wpływ... używany był przez największych wodzów wojennych do zapewnienia swoim żołnierzom zwycięstwa.....jednak teraz kwiat ten jest bardzo trudno dostępny i udało mi się wyprodukować tylko trzy małe dawki tego płynu....jeden dałem Dhali aby zatruła nim wybrańca...drugi przechowywałem w szpitalu jednak gdzieś zniknął....ale mam jeszcze trzeci...dla bezpieczeństwa gdyby ta stara kobieta chciała mnie zdradzić.... nawet nie chce myśleć co by się stało gdyby ten środek został użyty na córce Dhali w środku rytuału odrodzenia, mam nadzieję że ten flakonik który zniknął nie przeszkodzi nam w ostatniej chwili...."

-HHHHmmm Luke....o co tu chodzi? masz jakieś pojęcie o czym jest mowa?.

-Hmmmm zdaje mi się , że chodzi o ten flakonik ale reszty nie rozumiem tak samo jak ty....

George odstawił flakonik na stół po czym zapanowała krótka cisza którą przerwał cichy dźwięk dochodzący z salonu. Luke wycelował pistolet prosto w drzwi spodziewając się potwora a to co zobaczył zupełnie go zaskoczyło. Przez otwarte drzwi do pokoju wszedł mały brązowy kotek i zaczął się przyjacielsko ocierać o jego nogę:

-UUUfffff , to tylko kot......, powiedział George biorąc kota na ręce i głaszcząc go po głowie ,miałeś szczęście kotku że nie dopadły cię te potwory.

Kot wyraźnie odczuwał przyjemność z jego dotyku cicho mrucząc jednak po chwili znudziły mu się pieszczoty i zeskoczył z jego ramion wskakując wprost na stolik na którym stał flakonik z dziwnym płynem .George wiedział co za chwilę może się stać i chciał zabrać buteleczkę ale kot znalazł sobie idealną zabawkę i uderzył łapą w flakonik rozbijając go przy tym a cała zawartość rozmazała się po jego sierści. Po chwili dziwny płyn zaczął wsiąkać w skórę kota a on rzucał się i piszczał:

-Co ci się stało kotku? , powiedział George próbując dotknąć kota

-George , odsuń się...z tym kotem jest coś nie tak!!!

-Kotku....?

W tej chwili kot zerwał się na równe nogi a jego sierść straszliwie się najeżyła , wystrzerzył zęby i wtedy Luke zauważył jego krwisto czerwone oczy:

-George!!! Powiedziałem odsuń się!!! Ten płyn zrobił z nim coś dziwnego!!!

Ale było już za późno kot błyskawicznie szybkim ruchem rzucił się na Georga powalając go na podłogę i drapiąc go tworząc mu bolesne razy na szyi:

-Boże!!! George!!!

Luke długo się nie zastanawiał i podbiegł do Georga mocno kopiąc kota który wylądował na ścianie jednak to ani trochę go nie zmęczyło , kot zmienił tylko obiekt zainteresowań i zaczął atakować jego , on próbował zrobić unik jednak kot był dla niego za szybki i boleśnie zranił do w nogę:

-AAAhhhhh!!! , to nie jest normalne!!! On jest za szybki!!! , aaaaahhhhh!!!

Kot już przygotował się do skoku kiedy Luke chwycił za pistolet i wycelował w jego głowę a ta rozbryznęła się na kilka kawałków , kot już się nie ruszał a chłopiec ciężko dyszał , kiedy trochę się uspokoił podbiegł do Georga :

-Boże!!! George co on ci zrobił....

-EEEEhhhhh w porządku to nic wielkiego....tylko trochę zadrapań.....

-Masz łyknij to , pomorze ci , powiedział Luke podawając mu Matrix.

George połknął pigułki i od razu poczuł się lepiej:

-Cholera co temu kotu się stało?!!

-Nie mam pojęcia ale to na pewno przez ten płyn.....

Po tych słowach Luke podniósł głowę i spojrzał przypadkiem do pokoju obok po czym ogarnął go paraliżujący strach i przypomniał sobie przerażające sceny kiedy to spojrzał śmierci w oczy , George widząc jego przerażoną twarz powiedział do niego:

-Hej, Luke co się dzieje? zobaczyłeś ducha?

George nie usłyszawszy odpowiedzi spojrzał do sąsiedniego pokoju aby zobaczyć co było źródłem przerażenia Lukea i wtedy również jego twarz malowała się strachem. Luke nadal nie mógł w to uwierzyć :kilka metrów przed nim stał i wpatrywał się w niego ten sam olbrzym z toporem który chciał zabić go w szkole.

Rozdział 12:"Anielskie Ostrze"

Ani Luke ani George nie wiedzieli co mają robić byli bardzo zmęczeni a ten wielki olbrzym był kilka metrów od nich ,tym razem jednak spotkanie z nim było nawet jeszcze bardziej przerażające gdyż oboje zobaczyli jego twarz która przypominała górę mielonego mięsa. Po chwili jednak Luke opanował swój strach i krzyknął do Georgea :

-Biegnij!!!

George był bardzo zmęczony a jego rany na karku wciąż lekko krwawiły więc Luke wziął go za rękę i zaczęli wybiegać z pokoju jednak olbrzym nie miał zamiaru do tego dopuścić i zamachnął się swoim toporem w celu przecięcia ich na pół jednak oboje zdołali szybko się schylić i wybiec z mieszkania:

-Szybciej!!! George szybciej!!! Krzyczał Luke do wciąż zmęczonego Georga słysząc w oddali potężne kroki olbrzyma. Nie mieli czasu na windę musieli biec klatką schodową w dół , biegli i wciąż biegli a nie było widać końca wciąż tylko schody a George był coraz bardziej zmęczony. Po chwili Luke zobaczył drzwi wyjściowe myślał że już im się udało że już są bezpieczni kiedy za plecami usłyszał krzyk:

-Luke!!!! Ja....już....nie mogę......, to był George był straszliwie zmęczony i upadł na kolana w progu drzwi wejściowych wieżowca , chłopiec chciał pobiec i pomóc mu wstać ale było już za późno na Georgem stał już olbrzym z uniesionym ponad głową toporem:

-Nie....nie....zostaw go!!!!

-Luke......

Następne co zobaczył to tryskająca krew odgłos łamanych kości i głowa Georga turlająca się pod jego nogi:

-NNNNiiiiieeeee!!!!! , krzyknął upadając na kolana a olbrzym już biegł w jego stronę po czym powiedział do samego siebie:

-Z....Zapłacisz mi za to....ja....byłem słaby....dlatego cię potrzebowałem , potrzebowałem kogoś kto ukarał by mnie za moje grzechy....za to że wszyscy musieli cierpieć....przez to że byłem tchórzem...Jenny...George...Heather...oni musieli cierpieć....przeze mnie....ale koniec już tego teraz już znam prawdę czas to zakończyć....

W tej chwili kiedy olbrzym był już kilka metrów od niego zerwał się na równe nogi po czym chciał dobyć broni jednak coś go rozproszyło, kiedy olbrzym chciał zadać mu cios toporem z amuletu który nosił na szyi wytrysnęło błękitne światło które ugodziło go prosto w twarz bo czym zaczął się miotać z bólu:

-T....To jest amulet anielskiego przymierza....a więc...o to chodziło Dhali...to miała na myśli przez jego prawdziwą moc

Światło stawało się coraz jaśniejsze i wkrótce rozświetliło całą ulicę a Luke poczuł że jego ręka staje się cięższa....czuł jakby coś materializowało się w jego dłoni i kiedy światło z amuletu przygasało zobaczył że w dłoni trzyma wielki , piękny miecz z długim straszliwie ostrym ostrzem jednak był o wiele bardziej lekki niż na to wyglądał. Kiedy olbrzym się otrząsną podniósł swój topór i chciał go zaatakować wtedy chłopiec podniósł miecz na wysokość klatki piersiowej i powiedział:

-Chodź tu i zakończmy to!!!

Potwór podbiegł do niego i przymierzył się do ciosu jednak on nie dał się zaskoczyć i zaczął go ciąć mieczem po całym ciele co sprawiało olbrzymowi potężne cierpienie i kiedy już bardzo ciężko dyszał Luke wbił mu ostrze prosto w serce po czym potwór upadł na kolana i zaczął się rozpadać na kawałki aż nie zostało po nim śladu. Wtedy chłopiec poczuł potężne zmęczenie ostrze w jego dłoni po prostu połamało się na kawałki a amulet z jego szyi nagle zaczął straszliwie piec więc chwycił go a wtedy ostry piekący ból przeszył jego ramię więc wyrzucił go odruchowo na pewną odległość i zauważył że klejnot w środku amuletu zmienił kolor z pięknego błękitu na straszliwą czerń. Nie mógł się ruszać był całkowicie wyczerpany a ręka piekła go boleśnie, klęczał przez chwilę na ulicy kiedy to za plecami usłyszał znajomy głos:

-Haaaahhhhaaaaaa !!!! Wspaniale!!! Wspaniale!!!! Hhhahhhahhhhaaa!!!! Świetna robota!!!! Zrobiłeś dokładnie tego czego od ciebie oczekiwałam wybrańcze!!!!

Luke wciąż nie mógł się ruszać mógł tylko patrzeć jak Dhalia podchodzi bierze amulet do ręki i chowa go do kieszeni:

-Dhalia!!! Co to ma znaczyć?

-Ty wciąż nie rozumiesz? Hhhaaaahhhaaa biedny głupcze!!!!

Luke nie miał pojęcia o czym Dhalia mówi kiedy obok siebie usłyszał drugi głos:

-Powinniśmy ci podziękować chłopcze zrobiłeś dla nas tak wiele hhhaaahhhhaaa!!!!

Również ten głos znał, był przekonany że był to głos Ernesta Baldwina a kiedy Ernest spojrzał mu w oczy rozpoznał w nim człowieka który wtedy zabrał Heather w kanałach:

-Ty....ty jesteś Ernest....ty jesteś ojcem Heather....dokąd ją zabrałeś?

-OOOO nie musisz się martwić Luke jest bezpieczna chcę aby razem z nami przeżyła odrodzenie naszego pana.

-Ty przeklęty Gnoju!!!! Jak mogłeś ? jak mogłeś zabijać setki kobiet i odesłać swoją własną córkę komuś na przechowanie , tak Dhalio on chciał cię oszukać dlatego nie powiedział co o Heather.

-Daruj sobie tych intryg myślisz że jestem taka głupia i nie wiedziałam o tym ale to już nie ma znaczenia ona miała tylko przeszkodzić ci w dostarczeniu nam mocy ciemności ale nie zdołała się do końca z tobą sprzymierzyć.

-Jak to? Mocy ciemności?

-Haahhhhaaaa!!! Ty wiesz chociaż co właśnie zabiłeś? Hahaaahhaaa!!! Z pewnością nie wiesz zabiłeś właśnie demona , upiora który nękał ludzi tego miasta od setek lat wymierzał im sprawiedliwość , kary a ty byłeś pierwszym który się mu przeciwstawił , amulet który ci dałam służy do zamykania w nim złych mocy pokonując go zamknąłeś w nim tego demona który ma dość energii potrzebnej nam do naszego rytuału.

-Cholera , a więc cały czas mnie używaliście?!!!!

-Mieliśmy poważne problemy również z odnalezieniem matki naszego pana ale również wtedy przyszedłeś nam z pomocą hhhaaahhhhaaa , powiedział z ironicznym uśmiechem Ernest

-Ch...Chyba nie mówicie.....

-Tak twoja ukochana Jenny.....wiedzieliśmy że ona jest córką przeznaczenia ale nie mogliśmy jej po prostu porwać z twojego powodu , powiedział Ernest

-Tak.....tak samo jak istnieje czarna magia tak samo istniej biała magia....i właśnie ta magia chroniła ją....tak bardzo ją kochałeś że była prawie że nietykalna żadne z moich zaklęć nie mogło przebić jej ochrony....a więc to ty musiałeś jej coś zrobić ty musiałeś ją do nas sprowadzić..., wtrąciła się Dhalia

-No właśnie , wiem co znalazłeś w moim mieszkaniu....płyn który widziałeś to starożytna substancja i jeśli ktoś jej zażyje zostanie zarażony , powiedział Ernest

-Zarażony czym? , powiedział z przerażeniem Luke wciąż nie mogąc się ruszać.

-Agresją!! Ta substancja wyłania w istocie wszystkie jej najgorsze cechy , nadaje nieludzką siłę i powoduje że atakuje każdego do kogo ma jakieś pretensje.

-Jak to....? ale przecież ja nigdy nie brałem tego płynu.....

-Nie....? jesteś pewny? Ale przecież chodziłeś co niedzielę do kościoła.....tak....domieszałam małe dawki tego płynu do wszystkiego...

-Nie....., potrząsał głowa w niedowierzaniu Luke.

-Tak...było wszędzie w wodzie święconej.....w eucharystii.....tylko ty to zażyłeś gdyż jej nie było wtedy z tobą a wszyscy ludzie w tym mieście byli już w służbie naszego pana....byłeś swego rodzaju ostatnim sprawiedliwym.

-Nie!!! To wszystko kłamstwa....kłamiecie , powiedział Luke ze łzami w oczach....

-Tak...? a więc przypomnij sobie chłopcze....przypomnij sobie co stało się poprzedniej nocy kiedy przyszedłeś z kościoła....

Wtedy Dhalia położyła dłonie na głowie Lukea i zaczęła mamrotać jakieś zaklęcia po czym pojawiła mu się biała mgiełka przed oczami a następne co widział to swój pokój , leżał w łóżku , widział samego siebie z góry , wiedział co się dzieje ale domyślał się.....domyślał się że Dhalia pokazuje mu jego wspomnienia.

Rozdział 13:"Prawda"

Luke czuł się dosyć dziwnie spoglądając na samego siebie z góry ,to było dokładnie tak jakby oglądał jakiś film w telewizji mógł tylko patrzeć na to co się dzieje, ale nie mógł się ruszać lub w cokolwiek ingerować. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo patrzył na siebie leżącego w łóżku , śpiącego spokojnie jednak chwilę później wyczuł coś niepokojącego. To było jakby fala ciemnej mocy zalała całe pomieszczenie. Nie wiedział co się dzieje mógł tylko obserwować jak wstaje z lóżka a jego wyraz twarzy staje się coraz bardziej przerażający jednak najgorsze były jego oczy , były krwisto czerwone tak samo jak u tamtego kota w mieszkaniu Baldwina. Następnie zobaczył jak wychodził z pokoju wiedział dobrze że jego rodzice wyszli i wrócą dopiero za godzinę. Chłopiec szybował w powietrzu za samym sobą schodzącym do kuchni i wyciągającym z szafki wielki kuchenny nóż. Po czym wrócił na piętro i zobaczył jak drogę zachodzi mu druga osoba. Luke znał tę osobę dobrze na jej widok serce zaczęło mu bić mocniej , to była Jenny. Była przepiękna jak zawsze jej długie złote włosy opadały jej na ramiona a ubrana była tylko w tę samą koszulę nocną którą zobaczył dziś rano. Jenny która zauważyła nadchodzącego Lukea powiedziała do niego:

-Luke....też nie możesz zasnąć....powinieneś przynajmniej spróbować....musimy jutro wcześnie wstawać....

W tej chwili wyraz twarzy Jenny zmienił się diametralnie , miły przyjazny wyraz zmienił się w blady strach kiedy zauważyła co trzyma w dłoni:

-Luke....po co ci to?

Potem był już tylko ułamek sekundy, Luke podejrzewał co zaraz się stanie jednak nie mógł nic poradzić , krzyczał:

-Nie!!! , nie rób tego!!!! Zwariowałeś!!!!

Jednak ani on sam ni Jenny zdawali się zupełnie na niego nie reagować. Potem się już tylko przyglądał jak Jenny zauważyła jego krwisto czerwone oczy:

-Luke co ci.....

Dziewczyna nie zdążyła dokończyć tylko próbowała się chwycić Lukea gdyż ugięły się po nią nogi gdy Luke wbił jej ostrze prosto w plecy:

-Nie!!!! Nie!!!! Krzyczał widmowy Luke ze łzami w oczach jednak jego odbicie zadawało coraz to silniejsze ciosy w plecy aż Jenny całkowicie usunęła się na podłogę i leżała w kałuży własnej krwi. Następne co zobaczył to że chowa się na poddaszu , słyszał krzyki rodziców dźwięk karetki , wyrzucił gdzieś nóż , a następnie wrócił do łóżka jakby nigdy nic. Potem widział już tylko białą mgłę , znów tunel , znów światło , otworzył mokre od łez oczy i znów klęczał na ulicy na której stoczył walkę z tym olbrzymem a z góry spoglądali ironicznie się do niego uśmiechając Dhalia i Ernest:

-Teraz widzisz jak bardzo nam pomogłeś hahhhaahhh , powiedziała z uśmiechem na ustach

Dhalia

-Nie....to kłamstwo.....kłamiesz... to była...tylko iluzja , powiedział szlochający Luke cały się trzęsąc

-Nie oszukuj się, wiesz że to nie prawda

-No właśnie, chociaż nie do końca widziałeś co robisz , byłeś w pewnego rodzaju transie , to nigdy byś jej nie zaatakował gdybyś nie miał do niej pewnych pretensji które dobrze ukryłeś w głębi swojego serca , dodał Ernest

-No Erneście chyba już dostatecznie dużo mu powiedzieliśmy zbliża się milenijna pełnia już za kilka godzin nasz pan się odrodzi , chodźmy już nie mamy czasu do stracenia.

-Czekaj , czy nie powinniśmy się najpierw nim zająć?

-Nie musimy przecież on zrobi to za nas prawda Luke.....

Luke stracił ich z oczu , ale to go nie obchodziło nie mógł uwierzyć w to co zrobił , był zdruzgotany , i był gotowy zrobić to o czym mówiła Dhalia , wyciągnął pistolet i przyłożył go sobie do skroni....po czym pociągnął za spust.....jednak pistolet nie wystrzelił....nie było w nim nabojów:

-Nie potrafię....nawet zabić siebie samego....Jenny.....

Powiedział flegmatycznie po czym wyrzucił pistolet na pewną odległość , a podczas tej czynności z jego kieszeni wypadła zwinięta w kulkę kartka. Luke podniósł ją i rozwinął, zdał sobie sprawę że to ta kartka którą znalazł w mieszkaniu Ernesta a której nie zdążył przeczytać. Kiedy przyjrzał się jej dokładniej wstąpił w niego nowy duch , to co na niej zobaczył zupełnie go oszołomiło , pismo którym było napisane rozpoznał od razu gdyż było to pismo jego ojca. Luke przysunął kartkę do twarzy i zaczął czytać:" Erneście , nie wiem jak długo będę to mógł jeszcze przed nim ukrywać , nie zdołam przed Lukiem długo już utrzymać tego w tajemnicy , prędzej czy później zacznie coś podejrzewać więc prosił bym cię abyś śpieszył się ze swoimi badaniami potrzebujemy tego płynu i to szybko. Nie ma już wątpliwości że Jenny jest córką przeznaczenia , przepowiednie Dhali się sprawdziły niespełna piętnaście lat temu wracając z Lukiem z wakacji w pobliżu cmentarza znaleźliśmy zawiniątko to była mała dziewczynka od razu wydawało nam się to powiązane z przepowiednią Dhali więc zabraliśmy je ze sobą . Luke dopytywał kim jest ta dziewczynka więc powiedzieliśmy mu że to jego siostra . Kiedy Jenny dorosła do rytuału Luke zaczął się w niej zakochiwać i tak jak mówiłeś chroniła ją biała magia powodowana jego miłością i nie mogliśmy jej wykorzystać do rytuału .Próbowaliśmy traktować go podle , jak śmiecia , ale jego miłość do niej jeszcze bardziej się pogłębiała. Więc proszę cię śpiesz się z tym płynem już długo nie będziemy mogli przed nim ukrywać że Jenny nie jest jego siostrą tylko zaginioną córką Dhali".

Luke w tej chwili się ożywił , czuł się jakby trafił w niego piorun....a więc Jenny nie była jego siostrą....więc w jego uczuciu do niej nie było nic złego:

-Nie....nie dopuszczę do tego żeby ją skrzywdzili z tego co odkryłem w szpitalu Jenny żyje muszę ją odnaleźć , wytłumaczyć....

Jednak chłopiec nie wiedział co ma dokładnie robić , gdzie jej szukać...więc chciał ruszać w drogę w którą poszli Dhalia i Ernest kiedy za plecami usłyszał znany mu głos:

-Nie ruszaj się!!!

Kiedy usłyszał te słowa natychmiast stanął i obrócił głowę lekko w bok , nie widział kto to był ale kątem oka zauważył że trzyma w dłoni wycelowany prosto w niego pistolet:

-Ty jesteś ten Luke Moris?

-S...Skąd pan wie jak mam na imię?

-Obróć się!!! I opuść ręce chłopcze.

Luke obrócił się i zobaczył mężczyznę w średnim wieku, około pięćdziesiątki z siwymi włosami i siwą brodą ubranego w brązowy płaszcz:

-Alec Hemingway , rozmawialiśmy przez telefon

-!!!!

-Musisz być niezły skoro udało ci się przeżyć tyle czasu z tym potworami wokół.

-A więc wreszcie pan przyjechał...może teraz wytłumaczy pan mi kila rzeczy? Mówił pan że wie co dzieje się w tym mieście.

-W porządku ale najpierw muszę wiedzieć jaka jest twoja rola w tym wszystkim to że jeszcze żyjesz nie jest przypadkiem.

-Rola?!! Pyta pan o moją rolę?!!! Wszyscy zniknęli!!! , wokół są same potwory!!! , jedyna żywa dziewczyna którą tu spotkałem została porwana przez własnego ojca!!! , mój najlepszy przyjaciel nie żyje!!! , a na dodatek właśnie dowiedziałem się że moja siostra tak naprawdę nią nie jest tylko córką jakiejś starej pokręconej kobiety o imieniu Dhalia!!! A ty stary gnoju pytasz o moją rolę?!!!

-Co?!!! Powtórz to jeszcze raz!!!

-Powiedziałem że jesteś starym gnojem!!!

-Nie to!!!! To przedtem!!! , o twojej siostrze.

-........

-Wspominałeś coś o kobiecie imieniem Dhalia!!!!

-Dlaczego cię to tak interesuje?

-Słuchaj!!! Być może mogę ci pomóc ale musisz mi powiedzieć co wiesz!!!

-Nie będę ci tłumaczył po prostu przeczytaj to , powiedział Luke podając mu pogniecioną kartkę.

Alec czytał treść kartki uważnie a w niektórych momentach wyglądało na to ze oczy wyjdą mu na wierzch i kiedy skończył powiedział bardziej sam do siebie niż do Lukea:

-A więc to było tak....

-O czym ty mówisz?

-Dobra słuchaj mnie teraz uważnie opowiem ci dlaczego przeżyłeś to co przeżyłeś ale obiecaj mi że nie będziesz mi przerywał bo mamy mało czasu , w porządku?

Luke nie odpowiedział tylko skinął głową i zaczął się wsłuchiwać w to co mówił mu Alec.

Rozdział 14:"Opowieść"

-To było dokładnie 30 lat temu kiedy ja , Dhalia i Baldwin dopiero co skończyliśmy szkołę , byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i nic nie mogło nas rozłączyć zawsze byliśmy razem , cieszyliśmy się z życia. Wszystko zaczęło się gdy Dhalia poznała chłopaka imieniem Artur oboje zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia i długo nie trwało zanim stanęli na ślubnym kobiercu . Żyli ze sobą wiele szczęśliwych lat i wkrótce Dhalia spodziewała się dziecka. Bardzo czekali na to dziecko i dlatego ich serca przepełniała radość aż do pewnej nocy.... Spali, gdy nagle w domu zaczęło robić się ciepło i gdy się obudzili wszystko się paliło, prawdopodobnie winna była zepsuta lina gazowa ,Artur ostatkami sił zdołał ocalić ciężarną Dhalię ale dla niego było już za późno. Dhalia musiała patrzeć jak jej mąż pali się żywcem.....Nie mogła się pogodzić ze śmiercią męża , stała się oschła , mało z kim rozmawiała nawet zapomniała o tym że za kilka miesięcy miała urodzić dziecko....W końcu na kilka miesięcy po śmierci Artura nie widywaliśmy jej praktycznie wcale w tym czasie ja i Ernest zostaliśmy lekarzami w Szpitalu BrokHell on został dyrektorem a ja jego zastępcą. Praca była dosyć satysfakcjonująca i przeżyliśmy szok kiedy nagle w naszym gabinecie pojawiła się Dhalia. Okazało się że przez te miesiące które jej nie widzieliśmy nie próżnowała. Cały czas pracowała , była straszliwie zmieniona nie wiedzieliśmy co się jej stało ale było w niej coś przerażającego. Zaczęła nam mówić że pracowała nad starymi książkami o historii tego miasta i odkryła że chrześcijaństwo nie było pierwotną religią tego regionu....wydawało się że pierwotni mieszkańcy praktykowali coś w rodzaju okultyzmu i czcili demony. Dhalia pokazywała nam metody utrzymywania duchów demonów przy życiu na ziemi poprzez zadawanie cierpienia niewinnym istotom , była zafascynowana krwawymi perfidnymi rytuałami tortur i mordowania. Na początku ja sam podchodziłem do tego sceptycznie przeciwnie do Ernesta już po krótkim czasie jego stan zaczął przypominać stan w którym była Dhalia. Ja uwierzyłem jej dopiero kiedy pokazywała mi różnego rodzaju czary nakładanie klątw i tym podobne .Dhalia była już w 8 miesiącu ciąży ale to w cale jej nie przeszkadzało. W wkrótce dowiedzieliśmy się dlaczego zaczęła się zajmować tymi rzeczami. Z zeznań świadków opisanych w starych pergaminach wynikało że najwyżsi kapłani tej religii nie tylko otrzymywali wielką potęgę ale i mogli przeciwstawić się samej śmierci więc już wtedy wiedziałem co Dhalia chce uczynić :ona chciała wskrzesić męża. Ernesta bardziej pociągała moc i potęga którą obiecała mu Dhalia on do teraz nie wie z czym tak naprawdę igra. Wkrótce Ernest zaczął wprowadzać praktyki które miały podtrzymać ducha demona: zaczęto porywać młode kobiety zawozić je do szpitala, gwałcić, torturować....taka perfidia zaczęła się podobać większości mężczyzn a więc kult zaczął się szybko rozrastać i wkrótce praktycznie wszyscy mieszkańcy byli wyznawcami Samaela. Później nastała tradycja składania ofiar ze swoich rodzin , wyznawcy nie mieli już z tym problemów ponieważ byli pod pełną kontrolą Dhali i narkotyków które im podawała , wmawiała im że one są konieczne do rytuałów tym czasie zmieniały ich w nie potrafiących myśleć niewolników. Najwyżsi kapłani oddawali swoje żony , córki z zimną krwią pozwalając je torturować , gwałcić i mordować . Wkrótce Ernest zażądał ofiary również ode mnie ,wiedziałem co może mi zrobić jeśli odmówię więc próbowałem ukryć moją żonę i córkę jednak się nie udało, zabili je.....wtedy poprzysiągłem zarówno Dhali jak i Baldwinowi zemstę , przyrzekłem sobie że przeszkodzę im w odrodzeniu tego demona więc upozorowałem własną śmierć i zniknąłem z miasta raz po raz wracając , podczas jednego powrotu udało mi się ukraść mała dawkę płynu który nie wątpliwie mógł być dla mnie asem w rękawie. W końcu ten dzień musiał nadejść....Dhali urodziła się córka i również dla niej Dhalia miała rolę i tym chorym wierzeniu , manuskrypty mówiły że Demon czy w mniemaniu Dhali wszechpotężny miłosierny Bóg może się odrodzić tylko w ciele niewinnej istoty posiadającej moc , taką moc posiadała córka Dhali już jako niemowlę miała różne zdolność: Telekineza , psychokineza , mogła materializować rzeczy czystą siłą woli , Dhalia wiedziała że za kilka lat jej córka będzie gotowa do rytuału jednak nie liczyła się ze mną....W noc po porodzie wkradłem się do szpitala i porwałem jej córkę, sam nie wiem co bym z nią zrobił być może byłem gotowy nawet ją zabić by raz na zawsze zakończyć ten koszmar. Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli....nie pozostałem nie zauważony i zaczęli mnie ścigać , nie udało mi się uciec ze zawiniątkiem w ręku więc ukryłem je na cmentarzu obok którego przejeżdżałem i jedynym co mogłem zrobić to mieć nadzieję że stanie się cud. I z tego co przeczytałem na tej kartce to cud się stał....ty i twoi rodzice znaleźliście ją....znów była w zasięgu Dhali ale ty pokrzyżowałeś jej plany swoją miłością do tej dziewczynki....No więc....teraz wiesz już wszystko......

-.....Ale dlaczego wszyscy zniknęli? I co mają znaczyć te potwory.....zapytał zdziwiony Luke

-Zbliża się milenijna pełnia tylko podczas takiej nocy demon może się odrodzić , całe zło świata zebrało się w tym mieście i Demon ma już teraz wpływ na wszystko co dzieje się w tym mieście dlatego po prostu zabił wszystkich którzy nie odgrywają już żadnej roli w tym wszystkim , co do tych potworów.....to wina córki Dhali....te potwory to jej wyobrażenia Dhalia pewnie faszeruje ją narkotykami aby wydobyć z niej pełną moc potrzebną do rytuału , te narkotyki mają efekty halucynogenne a jej córka potrafi materializować swoje wyobrażenia więc te potwory to mieszanka tych narkotyków i jej mocy.

-Rozumiem....a więc skoro pan i ja jeszcze żyjemy to znaczy że mamy jeszcze jakieś role do spełnienia.

-Na to wygląda......

-A więc co według pana mamy teraz zrobić?

-....Nie mamy wyboru....musimy iść do miejsca gdzie Dhalia chce odprawić rytuał....mam nadzieję że zdążymy na czas....

-A jeśli nie?

-To mam jeszcze jedną możliwość ale to będzie tylko mniejsze zło....i modlę się abym nie musiał jej używać....po tych słowach Alec podniósł pistolet który Luke wyrzucił i podał mu go mówiąc:

-Będziesz tego jeszcze potrzebował....po czym ruszył szybkim krokiem w stronę w którą poszli Dhalia i Ernest.

Luke nie wiedział co ma o tym myśleć....jednak co mu pozostało? Więc po chwili schował pistolet i ruszył za Aleckiem.

Rozdział 15:"Samael"

Alec prowadził Lukea już sporą chwilę i nadal nie odezwał się ani słowem , z towarzystwem Luke czuł się trochę swobodniej jednak zło panujące w mieście nasiliło się i na ulicach pojawiały się o wiele większe i groźniejsze potwory niż poprzednio jednak wkrótce zauważył że praktycznie nie musiał się nimi zajmować gdyż Alec miał sobie o wiele więcej wigoru i siły niż inni ludzie w jego wieku. Wkrótce chłopiec zauważył dokąd Alec go prowadzi, wyglądało na to że idą wprost nad brzeg jeziora Toluca:

-Jest pan pewny że to właściwa droga? , zapytał zaniepokojony Luke

-Zaufaj mi , każdy z wyznawców był tak długo przygotowany na ten dzień że nie mogę pomylić drogi.....

Chwilę później stali już na pomoście z którego odpływały łódki. Luke znał to miejsce dobrze ileż to razy byli tutaj z Jenny oglądając śliczny zachód słońca. Jednak teraz , chociaż była mniej więcej ta sama godzina jezioro nie miało nawet małej części swojego ówczesnego piękna teraz przypominało tylko szary zamglony dół który grozi połknięciem każdego który odważy się wypłynąć:

-Chyba nie chce pan wypłynąć na jednej z tych łódek?

-Nie mamy wyboru.....święte miejsce wyznawców Samaela znajduje się na środku jeziora Toluca , powiedział z lekkim niepokojem Alec wskazując palcem na miejsce we mgle po czym wsiadł do jednej z łódek po czym chwycił za wiosła i powiedział:

-No , na co czekasz....wsiadaj.

Chłopiec wcale nie miał ochoty wsiadać do łódki ale jakoś zmusił się do tego z trudem utrzymując się na nogach gdyż łódka strasznie się chwiała i kiedy usiadł Alec zaczął wiosłować i powoli oddalając się od brzegu.

Wkrótce nie widział już kompletnie nic oprócz zaciemniającego się nieba i wszechobecnej mgły...czuł że zbliżała się noc:

-Na pewno dobrze płyniemy....? Nic nie widać.....

-Na pewno.....to długo nie potrwa zaraz będziemy na miejscu.

Oboje płynęli już sporą chwilę a ciemność powoli zdawała się pochłaniać wszystko oprócz wielkiego jasnego księżyca z którego powoli odsuwały się chmury , Alec zauważając go z niepokojem powiedział:

-Zaczyna się.....musimy się śpieszyć...., po czym zaczął szybciej wiosłować.

Luke tylko siedział i patrzył wokoło , nic nie widział....jednak po chwili zobaczył małą wysepkę a na wysepce coś co sprawiło że z jego ust wydobyły się słowa:

-Mój Boże......

Na wysepce znajdowało się coś co przypominało katedrę , lub jakiś kościół jednak zdał sobie natychmiast sprawę że to na pewno nie jest chrześcijański kościół. Oboje wyskoczyli szybko z łódki i biegli w stronę budowli a Luke nie miał czasu nawet zastanawiać się dlaczego wcześniej nie zauważył wielkiego satanistycznego kościoła na środku jeziora. Chłopiec biegł trochę szybciej od Aleca i pierwszy otworzył wielkie drewniane drzwi po czym rozejrzał się wokoło , od razu zauważył wszechobecne znaki demona , krew , obrazy satanistyczne a wszędzie było przeraźliwie ciemno , jednak to nie było najgorsze , wszędzie , w całym pomieszczeniu dało się odczuć czyjąś obecność jakby cos przytłaczającego , coś absolutnie złego miało się zaraz stać. Po chwili zauważył leżącą bez ruchu na ziemi znajomą osobę , i na jej widok od razu krzyknął:

-Heather!!! , chłopak podbiegł do niej i zaczął ją lekko szturchać, Heather!!! Ocknij się!!!

-Żyje?, zapytał Alec

-....Jest nieprzytomna, ale żyje.....powiedział z wyraźną ulgą.

Po chwili jednak ogarnął go paniczny strach gdyż całą katedrę rozświetliły wiszące na ścianie pochodnie. Luke spojrzał w miejsce w którym światło skupiało się najbardziej i zauważył trzy znajome postacie: Dhalię , Ernesta...oraz Jenny...wreszcie....wreszcie ją odnalazł....pomimo swojego przerażenia nie mógł posiąść się z radości, Jenny była tak samo piękna jak zawsze była ubrana w coś co przypominało białą togę a jej twarz była....jakby zmieniona....nie miała wyrazu .Chłopiec podbiegł do niej i chciał ją objąć ze słowami na ustach:

-Jenny!!! . Jenny!!! Wreszcie cię znalazłem!!!!

Był już na kilka metrów od niej kiedy to nagle usłyszał krzyki Aleca:

-Luke nie!!!!

Ale było już za późno ,Luke nie wiedział co to było ale coś jakby z wielką siłą odrzuciło go na kilka metrów , wyglądało na to jakby wokół Jenny było coś w rodzaju pola siłowego. Chłopiec spróbował jeszcze raz krzycząc:

-Jenny!!!

Ale znowu został odrzucony i spotkał się z demonicznym śmiechem Dhali:

-Haaaahhhhaaaa!!! Nadal niczego się nie nauczyłeś głupcze!!! Moja córka wreszcie ma dostateczną moc....już za chwilę...kiedy światło milenijnego księżyca na nią opadnie otrzymam moc przeciwstawienia się śmierci , znów spotkam się z moim ukochanym , a raj znowu będzie nasz....

-A kogóż mu tu mamy? , wtrącił się Ernest. Nasz drogi przyjaciel Alec , muszę przyznać że zrobiłeś z nas wszystkich głupków pozorując własną śmierć , dzięki temu mogłeś pożyć trochę dłużej , teraz będziesz światkiem tego jak ja stanę się panem świata i będę wszechmocny haaaahhhhaaaa!!!!

-Igrasz z siłami których nawet po części nie rozumiesz!!! , odpowiedział Alec wyciągając przy tym broń a to samo zrobił Luke , jednak w tej chwili oślepiający promień białego światła wystrzelił z okna w dachu wprost w miejsce w którym stała Jenny:

-Haaaahaaaaahhhaaa!!! Zaczęło się , przybyliście za późno , powiedziała Dhalia rozkładając ramiona w postać krzyża i wyjmując amulet anielskiego przymierza którego czarne światło połączyło się z jasnym światłem księżyca i całkowicie pochłonęło Jenny:

-Haaaaahhhhaaaaaa!!! Moja córka będzie matką boga!!!

-Wspaniale!!!! Rytuał dokończony!!!! Spełniłaś swoją rolę stara kobieto!!! , wtrącił się Ernest z ironicznym uśmiechem wyciągając przy tym pistolet i celując w serce Dhali. Myślisz że nie wiem że cały czas mnie wykorzystywałaś , ale tego już koniec , nikt nie będzie mnie wykorzystywał , po czym wystrzelił z pistoletu a z piersi Dhali wydobył się strumień krwi :

-Ty....zdrajco....., zdążyła powiedzieć Dhalia po czym usunęła się martwa na podłogę.

Ernest wciąż demonicznie się śmiał a Jenny zaczęła lewitować w powietrzu pochłonięta niebiańskim światłem:

-Spójrzcie tylko , spójrzcie jaką wspaniałą moc otrzymałem to jest piękne!!! , krzyczał Ernest na co Alec odpowiedział:

-....Modliłem się żeby nie musiał tego robić....ale spóźniliśmy się....nie mamy wyboru, po tych słowach Luke zauważył że Alec wyciąga coś z kieszeni i zdał sobie sprawę że był to czerwony płyn który znalazł w mieszkaniu Ernesta. Kiedy Ernest zobaczył co Alec trzyma w ręku ogarnął go blady strach:

-To....to....jest....a więc ty to ukradłeś....

Alec odchylił się i przymierzył do rzutu na co Ernest krzyknął:

-Nie!!! Nie czyń tego!!! , ale było już za późno...

Luke obserwował jakby w zwolnionym tempie jak buteleczka z płynem leci w stronę Jenny , rozbija się o niebiańskie światło i rozbryzguje się po całym jej ciele. Światło otaczające Jenny jakby w jednym momencie zniknęło a ona sama zaczęła się miotać po podłodze po czym Luke z przerażeniem patrzył jak coś rozrywa jej skórę za plecach:

-Nie!!!! Co zrobiliście?!!! , krzyczał Ernest

-Zamknij się!!!, krzyknął Alec podbiegając do niego i uderzając z pięści w twarz co powaliło go na podłogę następnie chwycił go za szyję i zakneblował w ramionach odwracając jego głowę w stronę Jenny:

-Patrz , patrz teraz dokładnie!!! , teraz zobaczysz co tak naprawdę czciłeś.

Luke tylko mógł się wpatrywać w to co się dzieje , z przerażeniem patrzył jak z ciała Jenny wyłania się straszliwy Demon , potwór którego nie raz widział na obrazach. Jenny usunęła się bez ruchu na podłogę a Demon wydał z siebie przeraźliwy pisk:

-Popatrz!!! , popatrz na to!!! Tak wyobrażałeś sobie swojego pana? Powiedział Alec do Ernesta

-Nie!!!! Krzyknął Ernest a jego spodnie zaczęły się zapełniać mokrą plamą spowodowaną jego przerażeniem.

-Dobrze , dodał Alec. Teraz do niego dołączysz powiedział przykładając mu pistolet do skroni i strzelając bez namysłu po czym Ernest upadł martwy na podłogę.

Alec przestał się zajmować ciałem Ernesta i krzyknął:

-Luke!!! Strzelaj!!! Zastrzel go!!! W tej formie jest jeszcze słaby!!! Nie jest nieśmiertelny!!! Musimy go zabić!!!!

Alec już mierzył bronią w Demona jednak ten szybko go zauważył i wysłał w niego wiązkę czerwonych błyskawic która trafiła go w nogę po czym upadł na ziemię. Luke wycelował i wystrzelił w potwora pół magazynka , ten miotał się z bólu ale nie wyglądało jakby był bliski śmierci . Po chwili również w Lukea posłał wiązkę błyskawic która minęła go o włos ale wytrąciła mu broń z ręki , wydawało mu się że teraz Demon go wykończy kiedy jego uwagę odwróciło kilka strzałów skierowanych przez z trudem utrzymującego się na nogach Aleca , potwór obrócił w jego stronę i znów otworzył paszczę w przeraźliwym krzyku a na widok tego Alec sięgnął do kieszeni i wyciągną z niej mały granat który rzucił wprost w paszczę potwora i który utknął w jego gardle a Luke widząc to szybko wrócił po swoją broń , ale dla Aleca było już za późno , błyskawica Demon przebiła mu pierś na wylot:

-Luke....pokonaj go....., po tych słowach Alec padł na ziemię a krwią wypływającą strumieniami z ust. Demon był już bliski celu , został mu tylko Luke i już chciał skierować w niego błyskawicę kiedy chłopiec strzelił mu w gardło , prosto w miejsce w którym utkną granat po czym rozległ się wielki huk a potwór posypał się na wiele mięsistych kawałków. To był już koniec wiedział....wiedział że wygrał pokonał demona ale nie czuł uczucia szczęścia towarzyszącego zwycięstwu , wprawdzie pokonał przeciwnika ale nie mógł uratować Jenny. Nagle kiedy wszystko wydawało się stracone ziemia zaczęła się trząść a tynk z katedry zaczął się sypać , po chwili Luke nie mógł się już wydostać gdyż gruz zatarasował drzwi ,jedyne co mu pozostało to umrzeć tutaj....wszystko wydawało się stracone i ostatni raz spojrzał na ciało Jenny....kiedy zauważył ze ona wciąż się rusza. Chłopiec podbiegł do niej i podniósł jej ciało lekko próbując je utrzymać na swoim zmęczonym ramieniu , kiedy to Jenny otworzyła swoje piękne błękitne oczy i uśmiechnęła się mówiąc zmęczonym głosem:

-Luke....wiedziałam że przyjdziesz....wiedziałam że mnie nie zostawisz

-Jenny ja....zawiodłem cię...nie...potrafiłem cię obronić....a poza tym próbowałem cię zabić....., mówił Luke ze łzami w oczach.

-Luke....nie winię cię za to co się stało....znam prawdę....szkoda tylko że....nie możemy być razem...

-Jenny....ty chyba nie....nie, nie wolno ci....nie opuszczaj mnie błagam!!!

-Luke....nie będziesz sam.....dam ci coś co zawsze będzie ci o mnie przypominać....o tym jak bardzo cię kocham....tak...Luke....kocham cię...zawsze tak było....przepraszam że mówię ci o tym dopiero teraz...ale wcześniej nie miałam odwagi.....

Wtedy pod ramieniem Jenny coś zabłysło i z światła wyłoniło się małe zawiniątko śpiące błogo.

-Jenny....

-Wychowaj ją Luke , wychowaj ją tak aby zawsze przypominała ci o tym.....jak bardzo cię kocham....i zrób dla mnie jedną rzecz , pocałuj mnie , pocałuj mnie pierwszy...i ostatni raz.

Luke wziął zawiniątko do ręki i schylił się całując Jenny delikatnie w usta a z jego oczu wciąż nie przestawały płynąć łzy , po czym Jenny powiedziała:

-I jeszcze jedno....żyj dalej swoim życiem....bo swoją....prawdziwą...jedyną.....miłość już znalazłeś, po czym wskazała palcem na leżącą niedaleko Heather a następnie jasne światło wytrysnęło z jej palca po czym otworzyła oczy i widząc Lukea i Jenny natychmiast do nich podbiegła:

-Luke....co tu się stało?!!!

Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć tylko popatrzył w oczy Heather a Jenny powiedziała do niej:

-Opiekuj się nim....nimi obojga....nigdy ich nie opuszczaj....

Heather nie widziała co o tym wszystkim myśleć ale skinęła głową , po czym w ścianie pojawił się świetlisty tunel na który Jenny wskazała palcem i ostatnim tchem powiedziała:

-Idź...Luke....idź i żyj dalej swoim życiem , i nie obracaj się...

-Jenny...nie.....

-Luke to miejsce zaraz się zawali chodźmy!!! , krzyczała Heather ciągnąc go za ramię.

Luke ostatni raz spojrzał na Jenny po czym skiną głową i wraz z Heather i niemowlęciem na ramieniu wbiegli w świetlisty tunel.

Oboje otworzyli oczy i znaleźli się za miastem na otwartym polu , kiedy spojrzeli w miejsce gdzie kiedyś było miasto zobaczyli tylko zgliszcza. Luke był pełen wątpliwości , pełen pytań: czy podoła zadaniu? , czy ten koszmar naprawdę się skończył? , czy Jenny nie umarła na marne? Jednak coś sprawiało że nie bał się , coś sprawiło że objął jednym ramieniem Heather i pocałował ją w usta , nie wiedział jak dwoje 17 latków ma wychować na dobrego człowieka małe dziecko ale coś dodawało mu otuchy to coś co zostawiła mu Jenny. Tym czymś była nadzieja.