:: Menu ::  |Silent Hill|Silent Hill 2|Silent Hill 3|Silent Hill 4|SH: Origins|Silent Hill 5|SH: Shattered Memories|Inne|Underground|Autorzy|Download|Forum|Linki|
   > Wstęp
   > Rysunki
   > Zdjęcia
   > Grafika
   > Muzyka
   > Teksty
   > Filmy






















































































































































































































































 

    UNDERground - Walter Sullivan
   -----------------------------------------

Autor:
Michał Drewalski (Church)
Miejsce zamieszkania: Słubice
Adres e-mail: church1@o2.pl

Komentarz autora:


Jest to opowiadanie o człowieku, którego zło powoli kusiło do złych rzeczy. Można by go porównać do legendarnej Ewy w raju, którą kusił wąż - demon, tyle że tym razem zło nie daje po sobie tego poznać.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Natrętna baba: pomyślał Walter Sullivan.
- I wie pan panie Sullivan, że jako woźny w szkole, nie może pan zaniedbywać swoich obowiązków.
Walter przytakiwał na każde pytanie lub kręcił przecząco głową, nie lubił dużo mówić.
- Według tych papierów widać ze zna pan się jako tako na tej robocie. (A na czym się tu znać)
Pani natrętna usiadła, na krześle obrotowym lekko skrzypiącym.
- I jak pan wie, dzieci w tej szkole są dosyć trudne i zależy mi na tym żeby nie zwracał pan szczególnej uwagi na ich wygłupy.
Skinął głową, chciał już coś powiedzieć, ale była szybsza...
- Czy ma pan mieszkanie, czy będzie pan mieszkał w szkole? - spytała, a on dojrzał w jej oczach obrzydzenie takimi ludźmi jak on.
- Nie, nie mam mieszkania, chciałbym zająć pokój po byłym woźnym. - odpowiedział zdecydowanie.

Kobieta naskrobała coś na kartce z jego nazwiskiem, a on chciał jak najszybciej stąd wyjść.
Dała mu kartkę, gdy jego palce lekko zagięły się na papierze ona, jakby z obrzydzeniem zabrała szybko rękę.
- Jutro o 5 w zaczyna pan prace proszę pana, w pokoju jest budzik.
Walter powtórzył gest skinienia głową i poczuł wielką ulgę. Gdy już rozkoszował się tym, że mógł wyjść stąd ona zawołała.
- Niech pan nie zapomni narzędzi! - prawie krzyknęła takim tonem jakby on był dzieckiem.
Nie odezwał się, ale miał ochotę ją zabić, w głębi duszy tak żeby krzyczała z bólu przez wiele godzin. Miał wielką ochotę to zrobić.
- Dowidzenia, panu.
(Dowidzenia stara flądro)
- Dowidzenia - odpowiedział i wyszedł.

Pokój woźnego oblepiony był cały pajęczynami, światło dochodziło z małego okienka obok łóżka. Łóżko było całe poszarpane, a na poduszce leżały szczurze bobki, obok łóżka stała wielka wyżarta przez korniki szafa. Walter wzdrygnął się na ten widok.
- Ciekawe kiedy ostatni raz ktoś tu zaglądał.
(No cóż poproszę sprzątaczki, może mi pomogą usprzątać ten burdel)
Wyszedł, zastanawiał się kto mieszkał tam przed nim i jak dawno to było.
Nagle jego pęcherz zamienił się w wielki napełniony wodą balon, który zaraz pęknie. Jego usta wykrzywiły się w grymasie bólu.
- Kurwa! - wrzasnął, a stojące w pobliżu dzieci, zaczęły chichotać. Popatrzał na nie ognistym wzrokiem, a one szybko uciekły.
Ból pod brzuchem był nie do wytrzymania. Poszukując kibla natrafił na drzwi z czerwonym kółkiem.
Wbiegł do niej bez zastanowienia, wpadł do kabiny i się wyszczał. Poczuł na szyji czyjś wzrok, popatrzał w górę, wisiała tam mała dziewczynka zapatrzona szklistymi oczkami w jego penisa. Wlazła tam, żeby go podglądać - pomyślał. Miał ochotę złapać ją za szyje i dusić, żeby powietrze nie docierało do jej małej zboczonej głowy. Ręce mu drgały, ale się opanował i tylko wrzasnął.
- Zjeżdżaj! - krzyknął, a po chwili żałował tego co zrobił. Czyż on nie raz podglądał mamę gdy się kąpała albo spała nago.
Dziewczynka, natychmiast zeskoczyła i uciekła od pana "Groźnego woźnego"
(A jeśli komuś powie, co będzie jak straci pracę?) - ale nic takiego się nie stało dziewczynka też miała wyrzuty, że go podglądała, później chciała go nawet przeprosić, ale wtedy było już za późno. Wyjrzał zza łazienki na szkolny korytarz, jakby chciał wyszukać w nim czającego się nauczyciela, który będzie mu ględził, że wszystko powie dyrektorce, że mała dziewczynka strasznie się przestraszyła. Ale nic takiego się nie stało. Postanowił odnaleźć sprzątaczkę, w końcu ma teraz tam mieszkać.

Pani Clean, sprzątaczka siedziała właśnie na fotelu i piła kawę, gdy podszedł do niej Walter Sulivan i poprosił ją o pomoc w sprzątaniu pokoju. Nie zgodziła się.
- Mówię panu, panie Sulivan, dzisiaj już miałam wystarczająco dużo roboty.
- Ale, pani Clean - walczył - sam tego nie zrobię, a dzisiaj w nocy mam zamiar tam już się wprowadzić.
- Nie i koniec.
Znowu to uczucie nienawiści do drugiej osoby. Co się dzieje, nigdy tego nie miał? Ale tym razem się opanował, chyba pogodził się z wizją, że dzisiejszej nocy sam będzie musiał sprzątnąć ten burdel.
- Niech pan weźmie szczotkę - krzyknęła do jego pleców.
- Nie trzeba - powiedział i zniknął za rogiem.

Walter nie sprzątnął pokoju tak jak miał zamiar to zrobić, pozrywał jedynie pajęczyny, wytrzepał łóżko i się położył. Leżał tak długo, aż szkoła opustoszała. O 8.00 dokładnie po wyjściu sprzątaczki, wstał i poszedł pozamykać drzwi i okna. Szedł korytarzem i gasił wszystkie światła była zima , więc o tej porze było już bardzo ciemno. Odczuwał podniecenie zmieszane ze strachem. Po zamknięciu ostatnich drzwi, udał się znowu do łóżka, jutro już tak naprawdę zaczyna pracować w tej szkole z marną pensją woźnego mieszkającego w jakimś zakurzonym pokoju.
- Jutro posprzątam - powiedział i zaciągnął na siebie rozdartą kołdre. Zasnął.
Budzik obudził go wcześnie rano, wstał, postanowił, że skoro tak wcześnie wstał to sie troche rozejrzy po szkole. Wstał z łóżka, przetarł oczy i wyszedł z pokoju, którego sprzątanie co chwile odkładał. Drzwi do klasy nr 14 ze szczenięcych lat - to właśnie była jego klasa. Po wejściu serce mu zamarło w piersi, czerwoną kredą pisało: "Bij, Bij ,Bij ,Bij ,Bij ,Bij ,Bij , Bij. Zabij. Zabij, Zabij, Zabij."

Wczoraj wieczorem tego tu nie było, czyżby jakieś durne dzieciaki chciały mu zrobić kawał?  Zmazał napis na tablicy i wyszedł w poszukiwaniu jakiegoś otwartego okna, przez które mogły tu wleźć te dowcipnisie.  Wszystkie były zamknięte. (Co tu się kurwa dzieje?) Gdy otworzył drzwi do klasy nr 16, tablice zdobił ten sam napis: "Bij, Bij, Bij, Bij, Bij ,Bij, Bij, Bij . Zabij .Zabij ,Zabij, Zabij."

Pośpiesznie go zmazał. Posprawdzał jeszcze inne klasy, ale napisu już nie było. Nagle usłyszał jak drzwi frontowe otwierają się głośno skrzypiąc. (trzeba by je naoliwić) Weszła pani Clean.

Spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Dzień dobry panu.
(O, patrzcie jaka miła, a wczoraj nawet mi pomóc nie chciała)
- Dzień dobry. - odpowiedział, poczym spytał - nie mieszka tu nikt prócz mnie proszę pani?
Ona popatrzyła na niego z wielkim zdziwieniem.
-Nie, a co? Coś się stało?
Walter nie był przygotowany na to pytanie.
- Nie, nie, nic się nie stało, tak się tylko pytam.
Uśmiech z jej twarzy już dawno zniknął, na jego miejscu pojawiło się za to kompletne zdziwienie. Wiedział już , że i również ona za nim nie przepada, chodź zastanawiał się co on takiego zrobił.

Od dyrektorki było widać wyraźna niechęć do niego, nauczyciel Astronomii pan Jowish patrzył na Waltera złowrogo tak jak patrzy się na wrogów. Nie mógł tego wytrzymać, działo się coś dziwnego zawsze był obojętny na takich ludzi, a teraz by ich wszystkich z chęcią pozabijał. (to czemu tego nie zrobisz?) - odezwał się głos w jego głowie. Bo nie jestem mordercą - wrzasnął, a sprzątaczka krzyknęła ze strachu.
- Przepraszam - powiedział i odszedł.

O, 7.00 zaczęły schodzić się dzieciaki i nauczyciele. Nie wiedziały, że już niedługo ich życie zamieni się w koszmar....

Skończył kosić trawnik koło boiska szkolnego, więc musiał już tylko odmalować bramki. Po skończeniu roboty, poszedł odpocząć do swojego pokoju. Wszedł przez tylne drzwi do szkoły, dzieci siedzące na parapecie, wskazywały go palcem i się głupkowato śmiały. (Co to jest do cholery! Tydzień nienawiści do Waltera. S?)
W drodze do swojego pokoju nie odezwał się do nikogo, a tak w ogóle nie miał po co.

Za godzinę musi iść po węgiel, bo przywożą pod szkołę. W ten czas może wreszcie posprzątać pokój. Dostał od dyrekcji nową pościel, a pokój będzie trzeba odmalować. Zapalił papierosa, i zaczął rozmyślać o tych wszystkich ludziach, co on im takiego zrobił?

Nagle przypomniał sobie napis na tablicy. (Bij ,bij ,bij ,bij Zabij ,zabij ,zabij ,zabij.) i wtedy zaczęły krzyczeć głosy w jego głowie.
- A czemu nie? - powiedział. - Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. - zaczął się śmiać tak głośno, że nie zwrócił uwagi na małą dziewczynkę, która stanęła w drzwiach.

Patrzała na niego przerażona, a on śmiał się i śmiał. Zebrała odwagę i stęknęła.
- Proszę pana?
Walter nagle przestał się śmiać, podniósł się i spojrzał na dziewczynkę.
- TY! - Wychrypiał. - ty mnie wtedy podglądałaś.
- Proszę pana ale ja wcale nie ch.... - nie zdążyła dokończyć, jego palce zacisnęły się na jej chudej szyi.
Walter z łatwością zgniótł jej szyje. Jakby się bał, że ona jeszcze wstanie zaczął ją okładać młotkiem.
- A masz! A masz! Ty wredny bachorze. A masz! - krzyczał - a młotek przecinał powietrze i wtapiał się w głowę, albo w to co z tej głowy zostało. Gdy skończył, twarzy dziewczynki nie można było już poznać. Walter był cały zakrwawiony, młotek był oblepiony krwią i włosami. Ciało schował do szafy.

Umył ręce w kranie, młotek wrzucił za szafę, później może mu się przydać. Usiadł na łóżku i zasnął.

Obudził go jakiś hałas. Ktoś pukał do drzwi.
- O nie...zasnąłem. Miałem przecież przenieść węgiel.
- Panie Sulivan! - krzyczał ktoś po drugiej stronie drzwi.
Walter wstał i otworzył drzwi. Stała tam dyrektorka we własnej osobie.
- Co pan sobie wyobraża, węgiel został przywieziony pół godziny temu. - prawie krzyczała.
- Przepraszam, zaraz po niego pójdę.
- Już nie ma po co, pani Clean zadbała o jego transport, na drugi raz radze uważać.
Walter skinął głową i zamknął drzwi. Chciał włożyć starą pościel do szafy. Gdy otworzył drzwi, ktoś się na niego rzucił. Walter odskoczył, to coś upadało na ziemie. Było to ciało dziewczyny ,którą Walter zamordował i wcale nie chciało się na niego rzucić, poprostu wypadło z szafy gdy ten ją otworzył.

- Co do...! - zatkało go. - to przecież ta dziewczynka! Co jej się stało?
Obrócił ją na drugą stronę i szybko tego żałował.
- Przecież pomyślą, że to ja ją zamordowałem! - powiedział ze strachem.
- Panie Sulivan to jeszcze raz ja, mogę wejść?
Spojrzał z paniką na zwłoki dziewczynki i zawołał.
- Chwila, klucz wpadł mi za szafę

Walter schował szybko zwłoki do szafy. Nagle głos zza drzwi się odezwał.
- Niech pan słucha. - powiedziała dyrektorka. - Niech pan zaraz zejdzie na dół do piwnicy po sprzęt przeciwpożarowy.
Walter wziął klucz do ręki i otworzył drzwi. Jej już tam, nie było. (Heh powiedziała co chciała i poszła.) Zamknął drzwi i zaczął się zastanawiać co zrobić z ciałem dziewczynki. (Może na policję ?-nieeee....kto by uwierzył ,że znalazłem w szafie zwłoki.) Wpadł na pomysł żeby dzisiejszej nocy, gdy szkoła opustoszeje zakopać ciało.
Bał się, że po szkole grasuje morderca i już miał teorie na to kto napisał ten dziwny napis na tablicy. (Ale to oznacza, że on jest tu ze mną w nocy. Nie jestem sam w tej durnej szkole.)
- Tyle, że kto by mi w to uwierzył - powiedział i na jego twarz pojawił się dziwny uśmiech. - No właśnie kto uwierzy woźnemu.
Jest 13.55 o 14 ma iść do tej opuszczonej piwnicy po jakiś głupi sprzęt strażacki. Nagle w jego głowie, zaświtała pewna straszna myśl. (Przecież tam nikt nie zaglądał od ponad 4 lat, a jeżeli tam ukrył się morderca , a mój pokój jest zaraz obok drzwi do piwnicy)
- Tylko po co do cholery on by ukrył tu ciało dziewczynki? - zapytał sam siebie.
(Może chce cię wrobić? Może boi się, że mu przeszkodzisz w tym, co on pragnie zrobić?)
Teraz wpadł na jeszcze lepszą myśl. (Pójdę tam i sprawdzę czy jest morderca, a potem wezmę ten sprzęt przeciwpożarowy, gdy mordercy tam nie będzie zaniosę tam ciało dziewczynki) (A gdy morderca będzie? Młotek! Wezmę go do obrony.) Przez chwile szukał młotka, przecież położył go na(za szafą)......szafie. Domyślił się ,że młotek spadł więc zaglądnął za szafę. Serce zamarło mu w piersiach, za szafą rzeczywiście leżał młotek, ale cały zakrwawiony ,a do obuchu przylepione były włosy i jakaś biała ciapka. (Narzędzie zbrodni) Teraz już był pewien, ktoś chciał go wrobić. Przemył dokładnie młotek i ruszył w kierunklu piwnicy. (Ale kto?)

Drzwi otworzył powoli, nie chciał żeby ktoś, jeżeli jest w piwnicy go usłyszał. Jego noga natrafiła w ciemności na schody. Włączył podręczną latarkę i zszedł na dół. Schody cicho skrzypiały przyprawiając Waltera o dreszcze. Walterowi wydawało się, że za każdym razem gdy kładzie nogę schodzie inne wołają, morderca, morderca. Gdy zeskoczył z ostatniego poczuł ogromną ulgę. Piwnica była pusta, ani śladu mordercy. (Czyli albo go teraz nie ma, albo ma inna kryjówkę) W piwnicy było tak cicho, że aż mu w uszach świszczało. Na małym drewnianym stoliku leżały maski tlenowe i siekiera.
- Jej chyba chodziło tylko o maski.
Zgarnął maski do torby, i już chciał iść na górę gdy usłyszał szelest. Obrócił się bardzo szybko, a światło latarki latało po piwnicy wchodząc w każdy kąt. Nic. (Uch...to tylko moja wyobraźnia)
Na górę biegł, chciał jak najszybciej się stamtąd wydostać, a musi jeszcze zanieść tam zwłoki.

Otworzył szafę i wyjął ciało. Ręka dziewczynki opadła mu na pośladek, ne chciał dotykać resztek jej twarzy.
Schody tym razem, mówiły głośno i wyraźnie: "Morderca, Morderca, Morderca.". Zbiegł na dół, przykrył ciało kocem, który tam znalazł po czym szybko uciekł na góre słysząc za sobą pieśń pożegnalną: "Morderca, morderca, morderca.".

Uciekł z piwnicy tylko na tym mu zależało, w jego głowie rozbrzmiewała cały czas stworzona przez jego umysł pieśń schodów. Nie zamykając drzwi od piwnicy wbiegł do pokoju. Rzucił się na łóżko, i zaczął głośno sapać.
Przed chwilą dzielił go mały krok od szaleństwa. (Co to było!? Już nigdy nie zejdę do tej cholernej piwnicy, NIGDY!) Starał się wyjaśnić to wymysłami swojego własnego umysłu.

Strach i dziwne uczucie w żołądku, minęły w tym samym czasie. Musiał jeszcze dostarczyć te głupie rzeczy przeciwpożarowe. Wstał, zakręciło mu się w głowie i upadł na łóżko.

Obudził się o piętnaście minut przed północą. (Ta stara baba, nie przyszła wrzeszczeć na mnie za to, że nie przyniosłem jej tego sprzętu?) Tym razem wstawał powoli, głowa jeszcze bolała, ale nie był zmęczony.  Przyrzekł sobie, że za żadne skarby nie będzie teraz chodził po szkole.

Siedział tak na kanapie i obserwował drzwi od pokoju, były lekko uchylone. W końcu tak je zostawił, nagle coś przypomniał sobie, wstał szybko i podbiegło drzwi. Przypomniał sobie, że nie zamknął drzwi od piwnicy. (O boże, o boże a jak morderca tam wlazł, może czai się w ciemności obok drzwi i jak ja tylko podejdę to....)

Wpatrywał się przez szparę w drzwiach od jego pokoju w ciemność piwniczną. Minęło dobre dziesięć minut zanim, zdołał się opanować i podejść do drzwi. Gdy chciał już zamknąć drzwi usłyszał, na dole jakiś hałas. Coś jakby odsuwanie jakiegoś materiału ze podłogi. Serce zamieniło mu się nagle w sopel lodu. (Tam coś jest, to ta mała dziewczynka chce go zabić za to ,że ją tak zostawił.) Nie mógł się ruszyć jego nogi ważyły z 2 tony, usłyszał jak coś powolnym krokiem wspina się po schodach, nagle się przewróciło robiąc niewielki hałas. W tym momencie czucie w nogach powróciło, wyjął klucze i próbował trafić do zamka. Ręce mu się bardzo trzęsły, słychać było kolejną próbę wejścia po schodach tego czegoś (tego co według niego było zwłokami dziewczynki).

Klucz wreszcie wszedł w zamek, a on go przekręcił i zaczął nasłuchiwać, tym razem nie usłyszał niczego. Wpadł do pokoju, potknął się o wystającą nogę restauracji korników i stracił przytomność.

Otworzył oczy i widział jak przez mgłę patrzące na niego trzy osoby.
- Panie Sulivan! - krzyczała jedna z tych osób - nic panu nie jest?!, proszę pana?!
Podniósł się, jego kark zapłonął żywym ogniem, lecz nie starał się tego okazywać. Uśmiechnął się i opowiedział jak to się przewrócił o nogę szafy gdy w niej czegoś szukał.

Osobą, która go wołała była pani dyrektor, ale kim były te 2 pozostałe.
- Są to rodzice Casandry Stark, ich córka nie przyszła wczoraj do domu. - wzięła coś od rodziców zaginionej - to jest jej zdjęcie. Walter wiedział już czyja twarz będzie na zdjęciu, miał rację.

Widział smutek w oczach tych ludzi, którzy nad nim stali, on wiedział coś co dla nich było by koszmarem.
- Nie nie widziałem jej tutaj - wstał powoli i odpowiedział.
Dyrektorka popatrzała z udawanym smutkiem na rodziców dziewczynki.
- Niech państwo to zgłoszą na policję. - pocieszała ich - na pewno ją znajdziemy.
(Znajdziecie ale martwą) - pomyślał.
Gdy wyszli, Walter wziął swoje narzędzia i wziął się do pracy miał dzisiaj jeszcze wiele do zrobienia, a za dwa dni jest weekend czyli będzie miał spokój przez całe 2 dni.

O godzinie jedenastej policja już była w szkole i zdążyli przepytać wielu ludzi, ale z mizernym efektem bo nadal nie wiedzą gdzie dziewczynka mogła pójść. Policja przyszła też do niego, spytali go czy nie widział jej a potem czy może piwnica była wczoraj otwarta. Bez zastanowienia powiedział ,że wczoraj była zamknięta a tak w ogóle on był w niej po sprzęt przeciwpożarowy i wtedy zdarzyło się to czego się najbardziej obawiał.
- Możemy zejść sprawdzić piwnice. - spytał wysoki blondyn i skinął w stronę drzwi piwnicy.
Walter się bardzo przestraszył, chciał coś wymyślić ale nie mógł.
Serce waliło mu 200 uderzeń na minutę.
- Proszę pana? - spytał blondyn.
- Nie - odpowiedział Walter. - nie możecie.
- Wie pan, że musimy. - Blondyn był nadal spokojny.
Skinął na jednego z policjantów, a ten zaraz ruszył w kierunku piwnicy.
- Nie! - wrzasnął Walter
Policjant nie zwrócił na niego uwagi i otworzył drzwi kluczem zabranym Walterowi.

Słychać było jak zbiega po schodach, nagle wszyscy usłyszeli głośny krzyk policjanta.
- Niech to cholera, ta piwnica jest zbyt niebezpieczna, schody się załamują. - krzyknął.
- Poświeć latarką i sprawdź czy nikogo tam nie ma.
Zrobił to, chwila ciszy po czym:
- Nikogo, tylko jakieś stare koce i kartony. - krzyknął - nie, chwila tu coś jest pod kocami.
Nikt mu nie odpowiedział.
- Słyszycie mnie?
Nagle drzwi od piwnicy się zamknęły i ktoś wszedł do środka, policjant machinalnie obrócił głowę. Czuł czyjś oddech na swojej szyi, szybko zaświecił latarką w tamtym kierunku, ale tam nikogo nie było.
- To nie jest śmieszne krzyknął, a po chwili leżał już martwy na ziemi.

Dziesięć minut przed śmiercią ostatniego policjanta:

Z dołu było słychać jak tamten w piwnicy przeklina na spruchniałe schody. Policjanci już o nic nie pytali Waltera gdy nagle tamten coś krzyknął, a Walterowi zakręciło się w głowie, otworzył oczy i widział siebie ciągnącego coś za sobą do piwnicy , a potem wyszedł nie zamykając drzwi. (Drzwi! Drzwi zamknij te cholerne drzwi) Ale tamten Walter go nie słuchał, położył się na łóżku i wtedy prawdziwy Walter się obudził.

- Uch to tylko sen... - powiedział z ulgą i spojrzał na drzwi od piwnicy, były otwarte.

Walter już się otrząsnął i zdziwił się, że nie ma w pokoju policji. (Może wbiegli do tej piwnicy). Podszedł do drzwi i krzyknął rozdzierając cisze w piwnicy.
- Jesteście tam?
Odpowiedziała mu tylko cisza, więc pomyślał, że już sobie poszli i zamknął piwnicę.

Gdy zamykał drzwi od swojego pokoju, dojrzał na prawej dłoni niedużą plamę krwi. Pomyślał, że się skaleczył i poszedł do łazienki. Gdy starł krew, nie znalazł rany. Przejrzał się w lustrze w poszukiwaniu jakiś skaleczeń na głowie, ale tam też nic nie znalazł. (Widocznie gdzieś była jakaś mała rana, którą trudno dostrzec)

Wyszedł z łazienki i skierował się w stronę magazynu, była tam kosiarka i siekiera. Na widok tego ostrego narzędzia poczuł ogromne podniecenie. Przez ciało przeszedł mu dreszcz, oparł się o stół i głęboko dyszał. Gdy mu przeszło, spojrzał na siekierę ostatni raz, a jego ręce wysunęły się powoli do przodu, nogi też zaczęły iść w kierunku pokazywanym przez ręce. Sięgnął po siekierę i nadeszła ciemność.

Fragment z gazety Times:

"...ciała były wszędzie, cała szkoła była siedliskiem śmierci, tym co udało się uciec, albo stracili mowę lub cały rozum."

Wypowiedz jednego z ocalałych:


"Siekiera była wszędzie <zaczął się śmiać> cięła powietrze z koszmarnym świstem, krew, krew <tu znowu śmiech>"

"Drwal - był to pseudonim nadany mordercy z powodu tej siekiery, znaleziono martwego na Martin street. Jego brzuch był przebity, a głowa odcięta. We wnętrznościach znaleziono rdze. Według ekspertów, rdza musiała odczepić się od broni, którą przebito ofiarę, czyli broń miała by tyle lat co rdza a nawet starsza. Broń musiała mieć ponad 150 lat."

"Tragedia w szkole była najgorszą tragedią tego miasta od  ponad 200 lat.
"