No to super! W końcu dowiem się czym się tak zachwycaliście i liczę na jakieś ewentualne porady. Czy w takim razie to była Persona o której mówiło się w kontekście PSP już od dawna? Czy może jest jeszcze osobny tytuł?
Na PSP wychodzi niedługo port pierwszej Persony z PSX. W preorderze z dwupłytowym soundtrackiem. Persona 3 Portable to port P3 FES z PS2. Gra bardzo dobra, choć z paroma wadami (głównie dotyczącymi lochów). Widać tym razem będzie można grać także postacią żeńską, co zapewne wpłynie nieco na fabułę oraz wygląd social-linków. Podobno parę zmian ma także nastąpić jeśli chodzi o sam gameplay, jak np. możliwość wydawania bezpośrednich komend drużynie. Ja już czekam z niecierpliwością, gdyż chętnie sobie P3 ukończę raz jeszcze.
Aha, skończyłem jakiś czas temu Devil Summoner na PS2. Gra ogólnie dobra, ale ma swoje niedociągnięcia. Przede wszystkim jest za łatwa i zbyt uboga. Fuzje demonów to nic w porównaniu z Lucifer's Call czy Personami. Większość walk idzie wygrać mashując atak. Smutne głównie dlatego, że reszta gry jest bardzo dobra, dająca wrażenie styczności z prawdziwym RPG, a nie tylko dungeon crawlerem. Takie 7+/10 w moich oczach.
A obecnie czekam na przesyłkę z Personą na PSP (z bonusowym soundtrackiem). Tylko kurcze, dopóki nie wydadzą CFW 5.55 lub 6.00 do PSP to raczej sobie nie pogram . Cudowna rzecz, naprawdę - kupuję oryginalną grę, a nie mogę jej odpalić, gdyż wymaga (bez powodu tak naprawdę) najnowszego softu, który nie został jeszcze przerobiony. Ech. Przynajmniej OSTa posłucham ;>.
Persona na PSP dotarła do mnie po miesiącu. Zamiast do Polski jakimś cudem zawędrowała ona do... Iranu... No comment. Przynajmniej wszystko w stanie nietkniętym - ładne wydanie z dwupłytowym soundtrackiem, całość w tekturowym pudełeczku.
A sama gra... już nie taka piękna. Choć to nadal całkiem solidny RPG to jednak spodziewałem się czegoś więcej. Gra nie zestarzała się najlepiej, a z nowszymi SMT nie ma ona wiele wspólnego. System jest mocno niewyważony, przez co walczymy z przeciwnikami o wysokim poziomie, ich karty wykorzystujemy do tworzenia nowych Person, ale aby "wyekwipować" te Persony musimy nabijać levele. A zanim te levele nabijemy to już jesteśmy w nowej lokacji, z nowymi wrogami, dającymi jeszcze lepsze kombinacje. Same walki także nie są trudne, a większość z nich można zakończyć opcją Auto. Choć przyspieszenie rozgrywki jest dobrym zabiegiem (szczególnie przy takiej grafice - kiepskiej nawet jak na PSX), to jednak wolałem strategiczne podejście znane z nowszych części.
Póki co jest to takie 7/10. Nie jest źle, ale mogło być lepiej, szczególnie, że mówimy o remake'u na PSP.
A właśnie - zmienili muzykę na gorsze. Zamiast technomłócki z PSX mamy durną pioseneczkę j-pop niczym w nowych Personach, jako battle theme. Przy takiej częstotliwości walk szlag mnie już trafia prawdę mówiąc słuchając tego.
Tymczasem Atlus szykuje się do wydania Shin Megami Tensei: Strange Journey na DSa. Premiera 10 Marca 2010, a ja mam kolejny argument by zakupić konsolę. Mam nadzieję, że dadzą jakiś prezent. Soundtrack, czy coś ;>
A Devil Summoner 2 jak był drogi taki jest dalej... A nawet gdybym chciał zamówić to za gigantyczne pudło z pluszakiem zapłaciłbym tyle co za grę. Nie wspominając już w ogóle, że przesyłka tej wielkości z pewnością zainteresowałaby celników - kolejny wydatek...
I bądź tu kurde legalny w takim świecie...
Ja z kolei przymierzam się do gry w Devil Survivor na DS'a, jak na razie nic poza tym, że prezentuje Stary Dobry Fatlusowy Poziom Trudności nie słyszałem ...
PS - Dzięki za tego linka w krzyczpudle Suavku - wystarczyło pół sekundy aby ten obraz wrył mi się w pamięć i choćbym nie wiem jak chciał nie mogę go wymazać =/
Ja z kolei przymierzam się do gry w Devil Survivor na DS'a, jak na razie nic poza tym, że prezentuje Stary Dobry Fatlusowy Poziom Trudności nie słyszałem ...
Jeśli masz na myśli wałkowany parę stron wcześniej "wysoki" poziom trudności to wiedz, że gra jest prosta jak dupa węża. W dodatku poziom rozbudowania elementu strategicznego pozostawia wiele do życzenia na tle wielu innych współczesnych produkcji tego typu. Gra jest dosyć unikatowym podejściem do serii SMT, ale prawdę mówiąc wiele rzeczy można było poprawić. O wiele bardziej oczekuję Strange Journey, aczkolwiek jeśli dorobię się NDS to i Devil Survivor z pewnością zakupię.
Jo-Jo napisał/a:
PS - Dzięki za tego linka w krzyczpudle Suavku - wystarczyło pół sekundy aby ten obraz wrył mi się w pamięć i choćbym nie wiem jak chciał nie mogę go wymazać =/
Obrazek swoją drogą - przesłuchaj "utworek" do końca ;>
Dorwałem się do Devil Summoner 2 - niestety bez pluszaka, gdyż przesyłka takiego pudła kosztowałaby mnie drugie tyle co gra.
Ogólne założenia pozostały bez większych zmian - grafika, styl rozgrywki, interface - wszystko identyczne jak w pierwszej części DS. Oczywiście sporo przy tym usprawniono, dodając nowe zdolności demonów, większą interakcję z NPC (walki teraz występują tylko w "lochach", a w mieście wykonujemy więcej zadań), czy też dodanie zadań pobocznych (Case Files), których część odblokowujemy poprzez rozmowy z postaciami. Także do fabuły się twórcy nieco bardziej przyłożyli, gdyż odnoszę wrażenie, że cut-scenek jest nieco więcej, a sama historia jakoś bardziej intryguje niż w poprzedniku.
Jednak całkowitej metamorfozie uległ system walki, który w jedynce był - nie ukrywajmy - kiepski. Teraz pola walki są trójwymiarowe, do walki przywołujemy dwa demony, starcia są bardziej dynamiczne, do dyspozycji mamy kilka rodzajów uderzeń w zależności od wyekwipowanej broni (miecz, topór, włócznia), a demony pozyskujemy poprzez konwersacje, jak w starszych odsłonach SMT. Muzyka także o wiele lepiej wykonana, chociaż sporo motywów wykorzystano z pierwszej części. Ogólnie gra się świetnie - nawet pomimo wiekowej grafiki i braku VA. No i w grze pojawia się Mara - http://www.youtube.com/watch?v=QDdEm587GUQ
Wiek: 39 Dołączył: 16 Lis 2007 Posty: 936 Skąd: Kraków
Wysłany: 2009-12-15, 16:14
Także liczę że ukarze się to w cyfrowej dystrybucji- brzmi nieźle, pierwszy Devil b. fajny, ale sporo rzeczy mogło zostac dopracowane- no i chyba tutaj zostało.
Ogólnie nie chcę już po raz 3 kupowac ps2 dla 2 gier (SH memories, i DS2), niech zacznie się era emulacji :]
Także liczę że ukarze się to w cyfrowej dystrybucji- brzmi nieźle, pierwszy Devil b. fajny, ale sporo rzeczy mogło zostac dopracowane- no i chyba tutaj zostało.
Cyfrowa dystrybucja? Na to bym nie liczył w przypadku PS2. Sam się musiałem pomęczyć z eBay'em aby dorwać wersję bez pluszaka. I dobrze - wcale jakoś nie przepłaciłem za zakup.
Praktycznie cały system walki uległ zmianie. Choć nadal jest nastawiony na akcję, to jednak trzeba się trochę wysilić, gdyż tylko Raidou tym razem posiada manę wspólną dla obu demonów oraz ataków specjalnych. Aby ją zwiększyć trzeba wykorzystać słabość wroga i wtedy atakować gdy jest osłabiony - co też łatwe nie jest gdy np. wróg się co chwilę teleportuje. Dodano także konwersacje z demonami na wzór starszych SMT zamiast siłowego wpychania ich do tubek. Sam element przygodowy bardziej sprawia wrażenie faktycznej historii detektywistycznej i oferuje nieco więcej jeśli chodzi o eksplorację i szukanie ukrytych bzdetów.
Swoją drogą, wspominałem wcześniej, że Devil Survivor jest prosty jak dupa węża. Pozostaje przy tym stwierdzeniu. Gra choć ciekawa i wciągająca jest zaskakująco prosta na tle pozostałych SMT. Zapewne duża w tym zasługa platformy docelowej - DS. Co prawda na razie jestem dosyć wcześnie, więc mam nadzieję, że z biegiem czasu gra zaoferuje nieco większe wyzwanie.
Wielkie nadzieje pokładam także w nadchodzącym Strange Journey. Ma być to typowy powrót do korzeni - dungeon crawling z perspektywy pierwszej osoby, rekrutowanie demonów, mroczna atmosfera i dorosłe obrazy. Gra otrzymała kategorię wiekową M w związku ze swoją tematyką i wyglądem niektórych przeciwników (Mara!). Co więcej, Atlus nie zawiódł i do każdej kopii dodawany będzie soundtrack. Byle do Kwietnia (końca Marca właściwie, ale nie liczę na szybką dostawę z US...).
Grałam w P3.
Niestety, lewelowanie jest za nudne, powolne i w ogóle za dużo go, więc rzuciłam tą grę ;x
Może kiedyś wróce, albo obczaje czwórke chociaż.
Połączenie rpga z dating simem to naprawde świetny pomysł, tylko czemu ta gra ma tyle monotonnych elementów?
Naprawde konieczne jest podziwianie bohatera, jak pije filiżanke kawy?
I czy nie dałoby się szybciej lewelować, albo choć ustawić poziom dla n00bów (n00bem nie jestem- ale ustawiłąbym łatwiejszy poziom, żeby szybciej exp mi leciał )
Grałam też w pierwszą część DDS. Podoba mi się -super klimat i postacie, ale znowu - bieganie po pokręconych poziomach w celu znalezienia drogi przerywane biciem potworków,częste gubienie szlaku nie podoba mi się.
Do tej gry jednak napewno wróce, kiedy skończe wszystkie priorytetowe tytuły
_________________ Farewell the ashtray girl
Angelic fruitcake
Beware this troubled world
Control your intake
Goodbye to open sores
Goodbye and furthermore
We know we miss her
We miss her picture ...
Persona 4 ma nieco lepiej wyważony system jeśli chodzi o połączenie RPG i sima. Lochy zabierają o wiele mniej czasu, a i poziom trudności jest dużo niższy. Poprawiono także same potyczki i eksplorację, przez co rozgrywka wypada o niebo lepiej od poprzednika. Niemniej jednak w Lipcu na PSP wyjdzie angielska wersja Persona 3 Portable, która została poprawiona o elementy wprowadzone w czwórce. Ja już nie mogę się doczekać. Dodano także żeńską główną bohaterkę (zmieniając przy tym odpowiednie wydarzenia i randki), więc może Tobie się bardziej dzięki temu spodoba?
Jeśli jednak nudzą Cię niekończące się lochy to może niegłupim pomysłem byłoby sięgnięcie po Shin Megami Tensei: Devil Survivor na Nintendo DS. Klimat jest bardzo podobny (młodzi bohaterowie, współczesne Tokyo), aczkolwiek gra jest pozbawiona elementów sim. Jest to strategia turowa z charakterystycznymi dla serii elementami (fuzje demonów, wykorzystywanie słabości wrogów). Jest tu podział na misje fabularne, opcjonalne oraz typowe treningowe. Nie ma więc błądzenia po lochach, wszystko postępuje całkiem ładnie. Jeszcze co prawda gry nie przeszedłem ale bardzo mi się podoba. Poziom trudności jest nieco niższy niż inne znane mi SMT, więc gra jest przez to bardziej przystępna.
Niestety, DSa ani PSP nie posiadam, więc narazie sobie nie zagram ;s Mam zamiar za to wrócić do Persony 3 - może jak będe powolutku sobie w nią grać, na zmianę z inną grą, to mi się nie znudzi.
Żałuję tylko, że nie zgrałam gdzieś starego sejwa, bo dwógodzinny prolog zabija po prostu.
I cieszę się, że czwórka znormalniała - strasznie chciałam ją sprawdzić, ale bałam się, że będzie jak z trójką XD
_________________ Farewell the ashtray girl
Angelic fruitcake
Beware this troubled world
Control your intake
Goodbye to open sores
Goodbye and furthermore
We know we miss her
We miss her picture ...
http://www.youtube.com/watch?v=24nMjEWuFho - zwiastun angielskiego Shin Megami Tensei: Strange Journey. Premiera w drugiej połowie marca. Grę można zamówić w sklepie eStarland za około 40$ z wliczoną wysyłką w wydaniu ze ścieżką dźwiękową. Chyba najwyższa pora składać preordera, gdyż niestety wątpię aby gra trafiła do Europy, a patrząc na pozostałe produkcje Atlusa szanse na obniżkę cen są raczej znikome - prędzej zniknie z półek sklepowych. Tak czy inaczej, nie mogę się doczekać, gdyż gra wielokrotnie porównywana była z Lucifer's Call/Nocturne, oraz określana mianem właściwego Shin Megami Tensei IV (trzecim był Nocturne). Po Personach, Summonerach i strategiach turowych jeszcze bardziej nabrałem ochoty na powrót do korzeni SMT.
A przy okazji, niedawno do e-zinu Pathfinder napisałem recenzję Digital Devil Saga. Można ją znaleźć w najnowszym numerze lub przeczytać na moim "bLoGaSsKu" tutaj. Na tym drugim umieściłem także recenzję Persony w wydaniu PSP, gdyby ktoś był zainteresowany.
Devil Summoner 2 ukończony. Na liczniku ponad 60h, a i tak nie wykonałem wszystkiego co było możliwe. Gra to taki pierwszy Devil Summoner zrobiony poprawnie. Wszystkiego jest niemal dwa razy więcej, sporo rzeczy zostało poprawionych lub zmienionych. Choć na pierwszy rzut oka to nadal ten sam tytuł, a jak na dzisiejsze standardy oprawa audiowizualna nie powala, to mimo wszystko zakupu nie żałuję w najmniejszym stopniu. Jest to pełnoprawny SMT zawierający wszelkie charakterystyczne dla serii elementy - intrygującą i oryginalną fabułę, fuzje i rozwój demonów, konwersacje z przeciwnikami, czy też wybory moralne sprowadzające się do otrzymania jednego z dwóch (niby trzech) zakończeń. Do tego sporo zadań pobocznych, często uzupełnionych swoim własnym krótkim wątkiem (side-story), a także masa sekretów i bonusów (także w new game +). Choć pierwszy Devil Summoner nie był grą złą, tak przy dwójce wypada on naprawdę mizernie. Jedyne do czego bym się przyczepił, nie licząc oprawy AV, to tradycyjna monotonia oraz niezbyt wysoki poziom trudności. Walk jest sporo, a większość z nich można zakończyć mashując przycisk odpowiadający za atak. Było parę cięższych momentów, głównie przy bossach, ale tak normalnie to nawet bez szczególnego grindowania większych problemów nie ma. Gra idealna to nie jest, ale z pewnością jest dobra. Po styczności z nią powrót do pierwszego DS może być już trochę kłopotliwy - tak zostało wszystko dopracowane.
Pogrywam także od czasu do czasu (sesja...) w Strange Journey na NDS. Cóż, teoretycznie klasyczny SMT - dungeon crawler z mocą walk losowych. Obecne są fuzje (demonów jest mnóóóóstwoooo), konwersacje z nimi podczas walk, zadania poboczne i temu podobne. Jest lepiej niż dobrze, ale i tutaj bym znalazł elementy, które nie do końca mi pasują. Jednym z nich będzie poziom trudności, który w porównaniu do DDS czy Nocturne nie prezentuje jakiegoś szczególnego wyzwania. O ile z początku trzeba kombinować ze zdolnościami, tak później, gdy już podpakujemy postać i demony, większość walk sprowadza się do włączenia komendy Auto i oczekiwania, aż drużyna rozprawi się z przeciwnikami. Drażni to głównie ze względu na częsty backtracking po odwiedzonych już lokacjach, których przeciwnicy zabierają nam jedynie czas - bo ani z potyczek doświadczenie czy pieniądze konkretne, ani wyzwanie. Mimo to gra jest świetna. Powrót do korzeni w bardzo dobrej postaci.
Ech, a rozpoczętego mam jeszcze Devil Survivor. Trzeba będzie to wszystko poprzechodzić przed premierą P3P - bo jak to wpadnie w moje łapska to znikam dla tego świata ;>.
To miał być powrót do korzeni. Duchowy następca Nocturne. Na długo przed premierą wiele osób przypisywało Strange Journey miano czwartej odsłony oryginalnego cyklu Shin Megami Tensei. Nadzieje pokładane w tym tytule były niemałe, szczególnie biorąc pod uwagę, że Atlus od dłuższego czasu zwykł eksperymentować z implementacją nowych rozwiązań do swego głównego cyklu, czego przykładem będzie nastawiony na akcję Devil Summoner, strategiczny Devil Survivor, czy też oryginalna Persona 3. Shin Megami Tensei: Strange Journey wraca jednak do dawnych założeń serii, przez co wypada na tle swych starszych braci dosyć klasycznie, z pewnością nie wprowadzając żadnych rewolucji do gatunku RPG. Tylko czy należy traktować to jako wadę, czy też zaletę? Przyjrzyjmy się tym samym co oferuje nam najnowsza odsłona popularnej marki Atlusa.
Jedną rzecz wyjaśnić należy już na samym początku – Strange Journey to gra oldschoolowa w pełnym tego słowa znaczeniu. Do czynienia mamy z dungeon crawlerem, w którym przemierzając gigantyczne labiryntowate lokacje wdajemy się w kolejne losowe potyczki z wrogami, unikając przy tym wszelkich rozmieszczonych na mapie pułapek i innych przeszkadzajek. Nie zwiedzimy żadnych miast czy osad, nie wdamy się w rozbudowane konwersacje z przypadkowo napotkanymi NPC, a cały urok tkwić będzie w przedstawionej historii, niecodziennym klimacie oraz charakterystycznemu dla cyklu Megami Tensei zdobywaniu i łączeniu demonów do wykorzystania w naszej drużynie. Nie jest to gra dla każdego i nie mam tutaj na myśli przeciwników gier RPG. Jeśli należysz do grona osób, które cenią sobie swobodę i zróżnicowanie, to Strange Journey może być ciężki do przełknięcia. Nie oznacza to jednak, że gra jest słaba – wręcz przeciwnie. Szczególnie miłośnicy oldschoolowych gier RPG powinni być zadowoleni, ale po kolei.
Gra nie czeka zbyt długo aby przedstawić graczowi problem jakiemu trzeba będzie stawić czoła w trakcie rozgrywki. Zaraz po uruchomieniu dowiadujemy się, że w okolicach bieguna południowego pojawiła się tajemnicza anomalia. Coś co z początku było niewielką czarną półkulą z czasem zaczęło się rozrastać, stopniowo pochłaniając wszystko na swojej drodze, stwarzając zagrożenie dla całej Ziemi. Badając ten dziwny fenomen – nazwany Schwarzwelt – naukowcy odkryli, że wewnątrz anomalii znajduje się odrębny świat, w dodatku z wyglądu przypominający ten ziemski. W obliczu narastającego niebezpieczeństwa Organizacja Narodów Zjednoczonych decyduje się na wysłanie do wnętrza Schwarzwelt ekspedycji składającej się z czterech zaawansowanych technologicznie pojazdów, celem potwierdzenia nietypowych obrazów oraz znalezienia sposobu na ocalenie planety. Gracz wciela się w postać jednego z członków ekspedycji, któremu sam nadaje imię. W trakcie rozprawy na Red Sprite – okręcie dowodzącym - poznajemy naszego przywódcę komandora Gore, główną naukowiec Zelenin oraz aroganckiego żołnierza Jimeneza. Oczywiście, jak łatwo można się domyślić, nie wszystko idzie zgodnie z planem. Zaraz po wejściu do Schwarzwelt wyładowanie energii uszkadza kolejne okręty, w związku z czym Red Sprite zmuszony jest do lądowania awaryjnego. Na miejscu okazuje się, że we wnętrzu anomalii faktycznie znajduje się odrębny świat, który jednak zamieszkały jest przez niebezpieczne demony. Gracz wraz z pozostałymi członkami załogi wyrusza tym samym na nieznane terytorium z celem znalezienia sposobu na wydostanie się ze Schwarzwelt oraz ocalenie Ziemi. Pomocny okaże się w tym specjalny kombinezon bojowy (zwany Demonica suit), na który w wyniku tajemniczych okoliczności wgrany został specjalny program, pozwalający na przyzywanie do walki wcześniej zdobytych demonów.
Jak widać do czynienia mamy z delikatną otoczką science-fiction. Coś nietypowego w gatunku jRPG, gdzie z reguły twórcy wrzucają nas do kolejnego świata fantasy z niebieskimi glutkami i krwiożerczymi różowymi króliczkami. Ale do takich klimatów seria Megami Tensei już nas zdążyła przyzwyczaić. Także jak to z reguły w cyklu tym bywa, w całość wmieszane zostały wątki religijne i kulturowe. Wraz z zagłębianiem się w kolejne warstwy Schwarzweltu gracz poznaje motywacje napotykanych demonów oraz ich zamiary względem ludzkości. Sprawy ostatecznie mocno się pokomplikują, w związku z czym dokonać należy będzie pewnych wyborów, od których zależeć będą losy naszej planety (i zarazem otrzymanie jednego z trzech możliwych zakończeń). Historia jest dość nietypowa, przede wszystkim intrygująca. Na jej odbiór przekłada się także design kolejnych lokacji, odzwierciedlających pewne niekoniecznie pozytywne cechy ludzkie, które przyczyniły się do sprowadzenia na świat zagłady. I choć jako ogół fabuła z pewnością zasługuje na pochwałę, tak prawdę mówiąc nie ma jej tutaj zbyt wiele. Większość przerywników i dialogów nie ciągnie się zbyt długo, a gdyby zsumować je wszystkie to być może całość zajęłaby trochę ponad godzinę, może dwie. Niby nie tak źle, ale warto zaznaczyć, że jest to zaledwie parę godzin z ponad 60, które trzeba będzie poświęcić na ukończenie gry. Jak już zostało bowiem wspomniane, Strange Journey to klasyczny dungeon crawler, w związku z czym jest on miejscami mocno wydłużany i naciągany, także przez niektóre chwyty fabularne. Niekiedy odnosiłem wrażenie, że twórcy sami się z tym nie kryli, co odzwierciedlało się w dialogach z NPC, otwarcie przewidujących co gracza jeszcze czeka na kolejnym kroku. Sytuacji nie ratują też dość tradycyjne questy główne, polegające na znalezieniu określonego przedmiotu, czy też zebraniu konkretnej ilości dogodnych dla fabuły magicznych świecidełek, potrzebnych tylko po to aby dać graczowi powód do dalszego zwiedzania następnych labiryntów. Ogólnie rzecz biorąc, fabuła z pewnością stanowi mocny punkt Strange Journey, ale jeśli jesteś jedną z tych osób, co grają w jRPG wyłącznie dla historii to lepiej dokończ lekturę tego tekstu przed podjęciem decyzji o zakupie.
Rozgrywka ukazana jest z perspektywy pierwszej osoby. W charakterystyczny dla gatunku sposób przemierzamy kolejne segmenty labiryntowatych lokacji, zważając na wszelkiego rodzaju pułapki, drzwi, ukryte przejścia, specjalne przedmioty i temu podobne. Okazyjnie napotkamy także niegroźne demony oraz inne postacie, które pomogą nam oferując cenne wskazówki, lub powierzając dodatkowe zadanie do wykonania. Natomiast co parę przebytych kroków atakowani będziemy przez kolejne zastępy rozmaitych przeciwników. W tym momencie należy podkreślić, że o ile podstawowe założenia rozgrywki nie są w żadnym wypadku rewolucyjne, tak właśnie podczas walki gra pokazuje pazury, prezentując charakterystyczne rozwiązania, które uczyniły serię tak popularną. Mowa tutaj o mocno strategicznych i wymagających starciach, a także możliwości rozpoczęcia konwersacji z danym demonem, której powodzenie może przyczynić się do otrzymania dodatkowych przedmiotów, pieniędzy, a nawet przyłączenia się przeciwnika do naszej drużyny. Jest to dość typowe dla serii rozwiązanie i po paru drobnych modyfikacjach sprawdza się ono i tym razem bardzo dobrze. Większość demonów – zarówno naszych jak i wrogich – określonych jest zestawem statystyk świadczących o ich słabych i mocnych stronach. Wykorzystanie danej słabości wiąże się z zadaniem odpowiednio wyższych obrażeń, a także dodatkowym atakiem naszych sojuszników przy spełnieniu określonych warunków. Każdy demon przynależy bowiem do jednej z trzech kategorii – Law, Neutral i Chaos. Jeśli tym samym demon stojący po stronie prawa wykorzysta słabość przeciwnika, wszyscy pozostali członkowie drużyny o tej samej przynależności wspólnie zaatakują osłabionego przeciwnika, zadając dodatkowe obrażenia. Oczywiście nic nie stoi także na przeszkodzie aby posiadać ekipę o mieszanych osobowościach. W niektórych przypadkach będzie to nam nawet na rękę, o ile nie konieczne. Demonami żonglujemy nieustannie, co chwila zastępując słabsze stwory silniejszymi – albo dzięki kolejnym konwersacjom, albo poprzez przeprowadzenie fuzji już posiadanych demonów celem otrzymania nowego, lepszego. Możliwości jest multum. Nie tylko w grze znajdziemy około 300 potencjalnych sojuszników, ale także każdego z nich możemy odpowiednio przystosować do naszych oczekiwań, wybierając podczas fuzji preferowane przez nas zdolności dziedziczone, dzięki czemu nie jesteśmy skazani jak to często bywa na jeden konkretny zestaw umiejętności. Odpowiednie gospodarowanie drużyną i kolejnymi fuzjami to klucz do sukcesu, a frajda z eksperymentowania i dobierania wypatrzonych kombinacji z pewnością niemała, szczególnie gdy widzimy wykreowanego przez nas potężnego demona w akcji.
Tylko czy system walki oraz tworzenie własnej drużyny wystarcza aby zapewnić dobrą zabawę na te kilkadziesiąt godzin potrzebnych do ukończenia gry? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie jest niesamowicie trudne, szczególnie, że wolałbym uniknąć stwierdzenia typu „kwestia gustu”. Osobiście bowiem bawiłem się przy Strange Journey świetnie. Nie tylko historia była wystarczająco intrygująca, ale właśnie charakterystyczne dla serii ingerowanie w drużynę i ciekawe walki sprawiały dużo radochy. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że nie każdemu taki typ rozgrywki będzie odpowiadał. Co więcej, gra nie ustrzegła się kilku dość znaczących wad, obok których nie sposób przejść obojętnie, niezależnie od osobistych preferencji. Przede wszystkim uwagę zwrócić muszę na strasznie nierówny poziom trudności. Może się zdarzyć, że wszelkie potyczki w danej lokacji będziemy mogli bez problemu zakończyć zwykłym trybem auto (drużyna sama atakuje wroga normalnymi atakami fizycznymi w przyspieszonym tempie), podczas gdy przypadkowo napotkany boss zniszczy nas paroma atakami. Daje się to odczuć szczególnie w późniejszym stadium gry, kiedy konieczne wręcz jest tak zwane grindowanie i nabijanie poziomów tylko po to, aby możliwe było stworzenie kilku silniejszych demonów z zestawem zdolności umożliwiających pokonanie silniejszego przeciwnika. Problem w tym, że o ile taki jeden boss może sprawiać niemałe trudności, tak zwykli przeciwnicy w danej lokacji wyzwania nie stanowią już żadnego, a zdobywane od nich doświadczenie jest zdecydowanie za małe. Takich momentów w grze, kiedy to konieczne jest poświęcenie dłuższej chwili na monotonne levelowanie, jest sporo i tylko tym faktem łatwo się zniechęcić do dalszej zabawy. Gdy już trafimy do kolejnej lokacji poziom trudności wraca do normy, ale mimo wszystko trzeba liczyć się z tym, że trochę czasu na żmudne nabijanie poziomów trzeba będzie później jeszcze poświęcić. Co więcej, nawiązując do wspomnianego wcześniej sztucznego wydłużania gry, niejednokrotnie zmuszeni będziemy do odwiedzania „ukończonych” wcześniej lokacji. Szkoda tylko, że przeciwnicy nie są dostosowani do poziomu naszej drużyny, przez co wszelkie walki to typowe zło konieczne – bo ani z tego doświadczenie konkretne, ani sensowne pieniądze. Tymczasem backtracking jest tutaj bardzo częsty, gdyż może być zarówno spowodowany wymogami fabularnymi, jak i chęcią wykonania zadań pobocznych lub dostania się do miejsc wcześniej niedostępnych, dzięki zdobywanej stopniowo nowej technologii dla kombinezonu. Tym sposobem otrzymujemy grę na dużo ponad 50 godzin czystej rozgrywki, jednak dość monotonną i przewidywalną.
Nie wspomniałem jeszcze nic o oprawie graficznej oraz dźwiękowej. Jak na złość i tutaj znajdziemy zarówno plusy jak i minusy, które utrudniają wystawienie jednoznacznej oceny. Zacznijmy może od grafiki. Gra funkcjonuje na zmodyfikowanym silniku Etrian Odyssey, a otoczenie jakie przyjdzie nam zwiedzać to pseudo 3D. Akcję obserwujemy na górnym ekranie z perspektywy pierwszej osoby, jednak poruszać się możemy wyłącznie w czterech kierunkach – pełnej swobody brak. Choć otoczenie i niektóre jego elementy są w pełni trójwymiarowe i prezentują się nawet przyzwoicie, biorąc pod uwagę możliwości konsolki, to są one niesamowicie monotonne. Można wręcz rzec, że jeśli widzieliśmy kawałek korytarza danej lokacji to już widzieliśmy jej całość. Ale taki już jest urok gier Shin Megami Tensei – gigantyczne lokacje, w których połapać się można tylko dzięki dostępnej mapie. Ta w Strange Journey znajduje się na dolnym ekranie konsolki, a za pomocą stylusa możemy ją swobodnie przesuwać. Jednak o ile otoczenie wykonane zostało w trójwymiarze, tak wszelcy NPC oraz demony to zwykłe sprite'y 2D. Niby są one w większości przypadków animowane, ale średnio trzy zapętlone klatki ciężko nazwać czymś przebojowym. Także wzorem dawnych gier RPG we wszystkich potyczkach obserwować będziemy jedynie ustawionych w rządku przeciwników, podczas gdy ataki nasze i naszej drużyny odzwierciedlone zostaną zaledwie prostymi animacjami. Te także nie zachwycają niczym szczególnym i nawet w przypadku teoretycznie naprawdę potężnych czarów nic zachwycającego na ekranie nie zaobserwujemy. Nie oznacza to co prawda, że grafika jest brzydka – nic z tych rzeczy. Po prostu nawet konsolkę tak słabą technicznie jak NDS stać zdecydowanie na więcej.
Kwestie wizualne Strange Journey nadrabia muzyką. Cały soundtrack to w pełni orkiestralne, często urozmaicone chórem utwory o dość mocnym, niekiedy mrocznym brzmieniu, które idealnie komponują się z atmosferą gry. Z reguły w przypadku gier NDS otrzymujemy raczej przeciętnej jakości muzykę stanowiącą jedynie tło całości. Oczywiście i w Strange Journey całość soundtacku stworzona została w syntezatorze, ale trzeba przyznać, że efekt końcowy jest zaskakująco dobry i równie dobrze mógłby być grany przez prawdziwą orkiestrę symfoniczną. Jeśli bym się miał do czegoś przyczepić w tym aspekcie to do lekkiej monotonii, szczególnie w przypadku głównego motywu bitewnego. Podstawowy utwór, choć brzmi przyzwoicie, nie zagrzewa jakoś szczególnie do walki, a przy słuchaniu go od początku niemal co chwilę, przy okazji każdej potyczki, ma prawo on nieco zbrzydnąć.
Pozostaje problem wystawienia grze oceny. Pomimo przeciętnej oprawy wizualnej oraz rozgrywce w stylu retro Shin Megami Tensei: Strange Journey jest bardzo przyzwoitą grą RPG z ciekawym i rozbudowanym systemem prowadzenia walk i rozwoju drużyny. Należy mieć jednak na uwadze, że fabuła jest tutaj zaledwie drobną częścią całości, a większość gry sprowadza się do eksploracji i losowych starć. Z pewnością taki typ rozgrywki nie przypasuje każdemu. Nawet miłośnicy gatunku jRPG mogą mieć w pewnym momencie dość, biorąc pod uwagę, że na ukończenie gry trzeba przeznaczyć ponad 60 godzin. Dlatego też grę jestem skłonny polecić przede wszystkim osobom lubiącym oldschoolowe dungeon crawlery, a także fanom cyklu Megami Tensei. Pozostali w miarę możliwości niech lepiej grę przetestują, lub dwa razy zastanowią przed dokonaniem zakupu.
Plusy:
* Fabuła;
* Mroczny klimat i atmosfera;
* Trzy możliwe zakończenia;
* Ciekawy system walki;
* Około 300 demonów do zdobycia;
* Zadania dodatkowe;
* Oprawa dźwiękowa.
Minusy:
* Monotonia;
* Backtracking;
* Nierówny poziom trudności;
* Miejscami grafika;
* Oldschool nie dla każdego.
Nie mam, nie grałem. Jedna została wydana tylko w NTSC z łamanym tłumaczeniem, druga w ogóle nie trafiła poza Japonię. Tłumaczenia fanowskie mnie nie interesują. Mam nadzieję na edycję podobną do pierwszej Persony na PSP z biegiem czasu.
Tak, bo nie mam sprzętu, który odpali gry PSX w formacie NTSC, "lol.............."
Zawsze są Swap Magicy oraz chipy...
Suavek napisał/a:
Kup mi japońską wersję gry i załatw działającego PSXa, który to odpali to może się zainteresuję, "lol....."
Musialbys w locie patchowac ta wersje a to oznacza tylko gre na emu.
Suavek napisał/a:
I jeśli chcesz zacząć pisać o emulatorach i ściąganiu gier z neta to od razu mówię abyś sobie odpuścił, "lol....."
Słuchaj, nie można sobą pomiatać i godzić się na ochłapy wydawane łaskawie w regionie PAL. Trzeba walczyć o swoje granie. Nie pasuje ci dubbing? Prosze bardzo - są hacki UNDUB. Gra nie przetłumaczona? Są łaskawi ludzie którzy sie tym zajmują. Ale skoro jednak to godzi w twoje zasady - szkoda, mowi sie trudno. Twoja strata.
_________________ SH is in me...
Sometimes i feel like this...
Wiek: 39 Dołączył: 16 Lis 2007 Posty: 936 Skąd: Kraków
Wysłany: 2010-08-27, 11:11
Też chętnie bym pograł w SMT 2, ale za dużo z tym zabawy. Zrobiłem się bardzo wygodny ostatnimi latami i leniwie czekam na edycję na psn'ie na przykład.
Raziel, sprawa jest prosta - nie piracę, a gra zarówno w wydaniu amerykańskim jak i japońskim jest stanowczo za droga, więc nawet gdybym chciał się w nią zaopatrzyć celem spatchowania, to jest to utrudnione. I proszę, nie próbuj tutaj przedstawiać swoich "morałów" co do ściągania gier z Internetu, gdyż piractwo to piractwo, a ja tak czy inaczej wolę mieć dobre gry w kolekcji jako oryginały.
Pierwsza Persona trafiła na PSP z nowym tłumaczeniem, filmikami i usprawnieniami w systemie. Biorąc pod uwagę popularność serii nie tylko w Japonii, ale na całym świecie, nie zdziwię się jeśli obie odsłony Persony 2 prędzej czy później także doczekają się usprawnionej reedycji na jakąś platformę. Mnie się nie pali i wolę poczekać, tym bardziej, że mam stertę innych dobrych gier do przejścia, które pewnie starczą mi na najbliższe kilka lat, biorąc pod uwagę stale się zmniejszającą ilość wolnego czasu.
Mnie się nie pali i wolę poczekać, tym bardziej, że mam stertę innych dobrych gier do przejścia, które pewnie starczą mi na najbliższe kilka lat, biorąc pod uwagę stale się zmniejszającą ilość wolnego czasu.
Mnie tez sie nie pali, dlatego ja głownie piracę i gram tylko tytuły których się już się nie kupi nowych - dla producentów czy spiracisz czy kupisz używkę, same shit....
_________________ SH is in me...
Sometimes i feel like this...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum