W związku z ogólnymi porządkami, jakie przeprowadzamy obecnie na forum, postanowiłem powołać temat gdzie powsadzam wszystkie wasze prace w jeden wspólny worek. Chodzi mi dokładnie o tematy, gdzie zostały zamieszczone pojedyncze przykłady waszej twórczości. Dla porządku wszystko, nieprawdaż? Z wyrazami szacunku: Wujcio Carmash
No więc tak: dla rozluźnienia zamierzam napisać jakiś tam krótki horrorek. To jest dopiero zalążek i nawet nie połowa całej pracy. Nie mam talentu do wprowadzania czytającego w niepokój czy - tym bardziej - strach, ani do zaciekawiania, ale proszę o przeczytanie i powiedzenie mi, czy chociaż ten wstęp jest nudny jak flaki z olejem, czy może jest sens w jego kontynuowaniu.
Proszę o szczerą opinię, nawet jak ma zawierać najgorszą krytykę pod słońcem ;]
I jeszcze raz mówię: to początek i fabuła będzie tu niejasna, mimo że i tak jest do kitu ;]
Nie to, co widzimy, jest prawdą, ale to, czego widzieć nie chcemy.
''Trrrrrr''! Rozległ się kaleczący uszy dźwięk szkolnego dzwonka. Szko... szkolnego? Lilith nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Gdy opieszale zgarniała do torby swoje przybory i tomy cięższe niż głaz syzyfowy, drgnęło coś w niej; gwałtownie obróciła się o 180 stopni, gdy nieprzytomny wzrok wciąż tkwił pogrzebany w obrazie sterylnie czystej ławki.
- ... i pomyślałam, że nim za...
śniesz.
- ... mkną szkołę, zdążymy... - zachwiała się Claudia, możliwie najbliższa znajoma Lilith.
Jej oczy spoczęły na zmarnowanej twarzy rówieśnicy. Lustrowała przez kilka minut nieruchomą Lilith. Po owych kilku minutach nastała reakcja.
- Lil...? Wiesz, bywało, że wyglądałaś lepiej. Coś ci dolega? - zagadnęła Claudia, wyrywając Lilith z transu.
- C-co? Aaa... już późno. Lepiej wracajmy do domu - odrzekła ślepo Lilith, jakby ciągle nie w pełni świadoma tego, że istnieje.
- Jasne. Odprowadzę cię, dobra? Twój mizerny stan mnie niepokoi.
* * *
Rubin zdawał się kołysać niedbale na ścianach, acz z wielką gracją. Gdy go dotknęła, rozstąpił się i ześrodkował gdzieś obok. Ściana nie miała solidnej budowy; była miękka, miąższowa, rdzawej barwy i gdyby nie jej obrzydzenie, Lilith zdołałaby zwyczajnie ją "stłuc". Tak czy owak, ściana tak naprawdę była solidna i soczyście biała, nie było nań ni jednej plamki prócz ciemnozielonych smug zostawianych przez nieumyte dłonie. Uchwyciła za klamkę nieopodal, pociągnęła niezdecydowanie w dół i wtem do siebie. Drzwi zaskrzypiały jak wiekowe wrota klasztorne. Za nimi nie było nic...
* * *
...
- Ale ten test był okropny.
Ale ten test był okropny... Ale ten test... Tysiące płatków śniegu, kołyszących się na wietrze, tysiące ich niesie ze sobą zimowe powietrze.
- ... test był okropny. Prawie nawaliłam przy tym zadaniu z rachunkiem prawdopodobieństwa - desperackim tonem mówiła Claudia. - A jak tobie się z tym udało?
- Tysiące płatków śniegu... - obojętnie odparła Lilith.
- Co? Jakiego śniegu? Przecież jest dopiero wiosna, ciepła jak cholera. Ja tu nie widzę żadne --
- Tysiące płatków śniegu.
- Wszystko z tobą dobrze? Może, nie wiem, jesteś uczulona na słońce? - właśnie przechodzili razem przez alejkę, około mili od domu Lilith.
Alejka była długa, wchodziło się w nią z lewego pobocza arterii centralnej. Cechowała ją wąskość, bowiem z obu stron otaczał ją ogromny płot siatkowy, za którym pięły się niebosiężne lipy i świerki. Z pozycji, w której teraz obie - Lilith i Claudia - się znajdowały, nie sposób było zauważyć ani początku, ani końca owej alejki. W zasadzie to sam fakt nazwania jej "alejką" był przesadzonym deminutiwum.
Lilith stanęła jak wryta, chociaż na jej bladym licu nie rysowała się żadna oznaka emocji. Zupełna pustka, jak pozbawiony wyrazu i barwności letni nieboskłon, który - choć na ogół świetlisty i radosny - przybrał srogą formę, srogą samą w sobie, bo nie odzwierciedlaną przez uczucia, ale przez coś, co niepodobna określić.
- Co ci jest? - zapytała przerażona Claudia - Od przeszło rana zachowujesz się dziwnie. Jesteś chora czy co? Może odprowadzę cię do szpitala...
- Nie - odparła zimno i stanowczo Lilith - Idź przodem. Zaraz dołączę.
- Jesteś pewna? - spojrzała ze strachem na Lilith i momentalnie odwróciła się, by podążyć przed nią.
Lilith zawróciła. Kilka kroków dalej zauważyła kamień, dość ostry i twardy. Dźwignęła go i - kierując się w stronę Claudii - przeklinała niezwykle gęsty śnieg.
- Zdaje się sypać coraz mocniej...
Szybkim krokiem doganiała Claudię, która nadal szła w przód nie oglądając się za siebie. Jeszcze kilka kroków, jeszcze kilka... Jej twarz ponownie zmieniła wyraz na żaden, gdy śnieg przyprószył jej i tak lodowate oblicze...
* * *
... nic, co było jej dotąd znane; podłoże utkane ze stalowych krat, biegnących takim samym zygzakiem jak siatka na płotach w alejce. Czuła to, mimo że ciemność okalająca ją zewsząd ograniczała jej pole widzenia do kilku centymetrów, w promieniu których nawet jej dłoń mogła wydać się czymś innym. Lilith musiała iść przed siebie, przez mrok, którego nie znała, w którego obrębie wszystko mogło mieć miejsce. Cisza ciążąca w tym korytarzu posłużyła jej do zlokalizowania siebie; uderzyła lekko nogą w kraty i echo pobiegło do przodu. Wiedziała, że obok niej niewątpliwie wznoszą się te ohydne ściany, które poznała w pokoju za nią. Nie chciała ich dotykać. Czuła całkowitą antypatię do tego miejsca.
Skoncentrowała się możliwie najgłębiej jak mogła, próbując coś dostrzec. Cokolwiek. Była zbyt przerażona by iść ślepo przed siebie. Wyglądała jakiegoś znaku... i w chwilę potem go przyuważyła; na drugim końcu korytarza świeciła się czerwona lampa neonowa, niezaprzeczalnie oznaczający wyjście ewakuacyjne. Ucieczka stąd miała precedens. Lilith odstąpiła krok do tyłu i zamknęła drzwi tamtego pokoju, w którym się przebudziła. Zaczęła niespiesznie kroczyć naprzód, uważając na każdy swój ruch i wyczytując z echa wszystko, co wyczytać potrafiła. Dręczyło ją przeczucie, że jest tu coś prócz niej...
Kraty z każdym jej chodem wydzielały nieprzyjemny stukot. Nic nie mogła na to poradzić. Była przeświadczona, że tylko z przodu czeka ją niebezpieczeństwo. Stawiała kolejno coraz śmielsze kroki. Czerwona lampa neonowa świeciła coraz mocniej... Jeszcze trochę...
Jeszcze kilka kroków...
Jeszcze...
- Aaaa! - Krzyk Lilith popłynął wraz z niezwykle głośnym hukiem, rozdzierając zaklęty spokój korytarza.
Echo jeszcze kilka razy obiło się o ściany i umilkło. Lilith spojrzała w dół. W miejscu, w którym przed chwilą stanęła była wyrwa wielkości jej kolana w której spoczywała jej noga. Ale nie to trwożyło ją najbardziej, że krata pod jej stąpnięciem pękła, ale to, że było to niezwykle głośne... Właśnie ujawniła swoją obecność. Groza paraliżująca ją od stóp do głowy powoli przemijała. Ostrożnie podnosiła się w górę, gdy nagle na końcu korytarza z łoskotem otwarły się drzwi, które wcześniej zamknęła. Ich zawodzenie pobrzękiwało w powietrzu. Lilith ani drgnęła. "Niech to..." - pomyślała - "Czemu te drzwi się otworzyły?". Ręka, którą się podparła, zadrżała niepewnie.
Niepokój ustąpił. Lilith jeszcze wsłuchiwała się w ciszę, gdy naraz z końca korytarza, na którym otworzyły się drzwi, dobiegł ją metaliczny dźwięk. Stawał się coraz głośniejszy, jak gdyby tarcie metalu o kraty w podłodze. Nagle usłyszała kroki, silne i głośne. Coś zbliżało się w jej stronę z ogromną szybkością. Lilith poderwała się w górę rozcinając łydkę. Upadła na ziemię i obezwładniona bólem podniosła się na nogi. Pobiegła przed siebie, do drzwi ewakuacyjnych. Kroki były coraz bliższe i silniejsze, ogłuszający łomot niósł się po korytarzu, prędzej i prędzej.
Może odprowadzę cię do szpitala?
Lilith dobiegła do drzwi i otworzyła je. Wpadła do pokoju bez zastanowienia. Z przerażeniem zobaczyła tę istotę; była już obok niej i rzuciła się w jej stronę. Ręce odmówiły Lilith posłuszeństwa. W ostatniej chwili przełamała się i panicznie zamknęła drzwi. Koszmarne odgłosy rozpłynęły się w oddali.
* * *
_________________ wszystko, czym jestem, zawiera się w wymiarze fioletu i czerwieni
'coś w niej drgnęło' -tak ładniej.
'niedbale, acz z wielką gracją' -the same.
Baaly napisał/a:
gwałtownie obróciła się o 180 stopni, gdy nieprzytomny wzrok wciąż tkwił pogrzebany
czy zamiast 'gdy' nie lepiej byłoby użyc 'jednak/jednakże' ?
Tyle z kosmetyki ode mnie.
Opowiadanko bardzo fajne; czasem za dużo upiększaczy, które odwracają uwagę od tekstu, zamiast przykuwac -mącą, ale zdarza się to rzadko.
Wbrew temu co napisałeś, wcale nie jest beznadziejnie, wręcz przeciwnie.
Czyta się miło i z zainteresowaniem (przynajmniej mnie), a to przecież najważniejsze.
Pisz, pisz dalej.
Mzet: To się póki co musi wydawać niezrozumiałe, bo to zalążek, i wszystko się wyjaśni potem (jak skończę).
Co do "gwałtownie obróciła się o 180 stopni, gdy nieprzytomny wzrok wciąż tkwił pogrzebany w obrazie sterylnie czystej ławki."
Tu chodzi o pewne uwyraźnienie złego stanu Lilith; obróciła się, ale jej oczy wciąż widziały ławkę itd. ;]
Dziura wielkości kolana była znowu celem wyjaśnienia poniekąd, dlaczego przy poderwaniu się w górę rozcięła łydkę. Gdyby była większa to pewnie by się nie stało ;]
Jeżeli o imiona chodzi: nie miałem koncepcji. Claudię mogę zmienić, w sumie to mi to nie przeszkadza. Lilith, wiem, kojarzy się z pewnym demonem, ale póki co o to mi chodzi ;]
Ogólnie to tyle. Dziękuję jeszcze raz za szczerość, doceniam to Będę brał się za pisanie jak tylko będę miał czas.
_________________ wszystko, czym jestem, zawiera się w wymiarze fioletu i czerwieni
Też uważam, że to Twoje najlepsze prace, które tutaj pokazałeś. Wrzystkie 3 się mi bardzo podobają. Nie wiem, która najlepsza :grin: .
_________________ Moja jest tylko Racja i to Święta Racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza! I właśnie to moja Racja jest Racja najmojsza.
Polej kolejkę za te martwe marzenia, za wszystko co miało tu być, czego nie ma. Zalejmy pałę do reszty jak świnie, w głupiej nadziei, że ból przeminie.
Jesli mam byc szczery - moge ? - to jednak na prawde prace sa skromene. W trojce jak nic negatyw. Czepiam sie, bo ... zazdroszcze pomyslu ? Bardzo dobry pomysl z tym negatywem. Calkiem inaczej grafika wyglada.
_________________ Powód bana: trolling użytkowników SHP i toksyczność; więcej w ostrzeżeniach użytkowników.
///Żelazko
ANTH, co to jest? Wygląda jak kawałek thrillera (czy jakoś tak). Najpierw zabójca wchodzi do pokoju, zbliża się do ofiary, potem podnosi młotek do góry, i z całej siły uderza. Potem opuszcza rękę, i z głupoty zostawia narzędzie zbrodni na podłodze Ale muszę przyznać, że ładnie Ci to wyszło
_________________ wszystko, czym jestem, zawiera się w wymiarze fioletu i czerwieni
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum