Zakładam topic o Star Treku bo coś czuję że ze Suavkiem i Mike-L`em trochę popiszemy w tym temacie.
A teraz napiszę jakie mam odczucia do tego Serialu bo Suavek przecież ciągle na to czeka.
Najpierw się wziąłem za Next Generation i po obejrzeniu wszystkich serii nie dziwię się że ta seria jest kultowa wśród Trekkies.
Przede wszystkim jest tutaj Kapitan Picard którego gra niesamowity Patrick Steward.
Tej postaci nie da się nie lubić,jest po prostu świetna.
No i nie zapominajmy o komandorze Data który jest androidem i uczy się zachowań ludzkich.
Ta rola niewątpliwie jest jedną z najlepszych jakie widziałem.
Reszta postaci czyli kobieciarz Riker,Klingon Worf,lekarz Beverly Crusher i doradca Deanna Troi też są bardzo ciekawie pokazane.
Podoba mi się wizja przyszłości która jest bardzo realistyczna,jeśli ludzkość chce przeżyć te 400 lat to musi się ogarnąć i zakończyć te wojny i być bardziej pokojowo nastawiona do innych.
No i nie ma pieniędzy,ludzie pracują dla siebie żeby podwyższyć swoje umiejętności.
Co tu dużo mówić,Next Generatiion jest jednym z najlepszych seriali ever.
A teraz napiszę jakie mam odczucia do tego Serialu bo Suavek przecież ciągle na to czeka.
Normalnie po nocach spać nie mogłem .
Można powiedzieć, że na Star Treku się wychowałem. Pamiętam nawet gdy jeszcze będąc w przedszkolu (albo wczesnej podstawówce, nie pamiętam) oglądałem pierwsze odcinki TNG emitowane na TVP1. Parę lat później pierwsze co robiłem po powrocie ze szkoły to włączenie telewizora i oglądanie Star Treka (wtedy na TVN zdaje się leciał TNG a na Polsacie pierwszy sezon DS9). Serial miał tą magię, dzięki której przyciągnął do siebie zwykłego bachora bawiącego się transformersami i power rangers (brrr). I choć przyznaję, że swego czasu dużą wagę przykładałem na efekciarskość (statki, bitwy kosmiczne itp) to jednak przesłanie Star Treka do mnie trafiało.
I tak zostało do dzisiaj. Całą serię cenię sobie bardzo. Swego czasu nawet przyłączyłem się do ekipy portalu Trek.pl, w której "działam" do dzisiaj (czyt. nie chcą mnie wykreślić ;p). Poznałem dzięki temu wielu naprawdę ciekawych ludzi, z którymi kontakt utrzymuję do dzisiaj (to już prawie 8 lat będzie).
Mniejsza o to, skupmy się na serialu. Podobnie jak większość Polaków, swoją przygodę zaczynałem od TNG. Dane mi było obejrzeć jedynie cztery pierwsze sezony - to co emitowane było w polskiej telewizji. Wspomnienia mam jak najbardziej pozytywne, jednak przez pryzmat czasu stwierdzam, że serial ten był zbyt przesłodzony. Wszystko było zbyt idealne, wręcz perfekcyjne. Wszelkie konflikty rozgrywały się na poziomie ludzie-kosmici. Nie było żadnych intryg wewnętrznych, problemów na okręcie itp. Nie przeszkadza to szczególnie w oglądaniu, ale późniejsze serie pokazały, że nadanie serialowi sci-fi większego realizmu daje o wiele lepsze efekty.
Mowa o Star Trek Deep Space Nine. Serial z założenia miał mieć nieco mroczniejszą, poważniejszą otoczkę od TNG, co też widać na każdym kroku. Nie będę owijał w bawełnę i od razu powiem, że jest to zdecydowanie najlepsza produkcja spod znaku Star Trek, oraz jeden z najlepszych seriali jakie dane mi było oglądać w życiu (praktycznie zaraz obok Battlestar Galactica i Babylon 5). Akcja osadzona została na stacji kosmicznej, dzięki czemu nie mamy kolejnego "planet/alien/adventure of the week", ale przygody bardziej poważne, ludzkie, bliższe codziennemu życiu. Postacie nie są takie cukierkowate jak w TNG - często poznajemy ich mroczne sekrety bądź obserwujemy konflikty między nimi. Mimo to ich kreacja jest genialna, w czym widz utwierdza się podczas oglądania kolejnych sezonów. Picard i Data? Pffft. Są niczym w porównaniu do Benjamina Sisko, Jadzii Dax, Odo czy nawet Quarka. Kolejnym atutem osadzenia akcji w jednym miejscu była możliwość wprowadzenia postaci drugoplanowych, występujących od czasu do czasu, typu Garak, Gul Dukat czy Weyun, oraz podjęcie dłuższych wątków, ciągnących się przez kilka odcinków, a nawet sezonów.
Co tu dużo mówić, DS9 - po prostu mistrzostwo świata.
Dalej był Voyager. Tu znowu wracamy do statku kosmicznego i schematu adventure of the week, ale z wątkiem przewodnim jakim jest podróż do domu. Bowiem tytułowy okręt Voyager został przeniesiony 70 000 lat świetlnych od Ziemii, przez co podróż z powrotem zajmie około 70 lat. Uczucia mam mieszane jeśli chodzi o ten serial. Z jednej strony nie dorównuje on TNG i DS9 jako ogół, szczególnie, że nieraz miał totalnie beznadziejne pomysły na odcinki, ale z drugiej oglądało mi się go bardzo przyjemnie, nieraz nawet kilka epów dziennie. Ciekawi byli także niektórzy bohaterowie, z dużym naciskiem na holograficznego Doktora, Kes, Parisa czy 7of9 znaną także jako "uwaga bo mój biust zaraz eksploduje pod tym ciasnym odzieniem". Niemniej jednak totalnie nie podobała mi się postać kapitan okrętu - Kathryn Janeway, oraz wiele podjętych wątków - często totalnie nielogicznych. A ostatni odcinek to chyba największy zawód. No ale mimo to nie nazwałbym serialu złym i jeśli komuś podobały się poprzednie treki to i Voyagera powinien łyknąć.
W końću, Enterprise, znany także pod bardziej odpowiednią nazwą - Enterszajs, w skrócie srEntek. Jedyny ST, który został skasowany w trakcie emisji. Całość mieści się w 4 sezonach, z czego praktycznie każdy jest inny od poprzedniego. Pierwszy przypomina TNG, opierając się na tradycyjnym adventure of the week. Drugi kontynuuje ten schemat, ale przesadnie skupia się jedynie na trójce głównych bohaterów, a same odcinki porażają głupotą miejscami. Trzeci sezon to wyraźna próba wprowadzenia czegoś nowego do serialu. Otrzymujemy tym samym jeden główny wątek, wokół którego oscyluje większość odcinków. Więcej jest także efektów, golizny i bitew kosmicznych - chwyt mający na celu przyciągnięcie uwagi mniej wymagającej widowni. Czwarty sezon to w moim odczuciu moment, w którym serial zaczął wychodzić na prostą. Stworzonych zostało zaledwie kilka, ale za to dłuższych wątków, dzięki czemu niemal każdy odcinek kończył się napisem "to be continued". I nie chodzi tutaj o dwuczęściowce, ale wręcz serie po trzy-cztery odcinki. Pomysły i wykonanie same w sobie stały na przyzwoitym poziomie i przyznaję szczerze, że nawet żal mi, że serial został skasowany akurat w tym momencie. Gdyby ewentualna reszta prezentowała podobny poziom coś by z tego mogło być. Niestety, skończyło się totalnie beznadziejnym, pospieszonym odcinkiem końcowym, którego poziom można porównać z tym co prezentuje cały serial. Co tak właściwie zawaliło? Przede wszystkim obsada. Biorąc pod uwagę, że serial jest prequelem całego uniwersum ST, załoga tytułowego Enterprise to praktycznie sami ludzie. Z ras obcych mamy jedynie cycatą panią Vulkan w ciasnym wdzianku i z plastelinowymi ustami, oraz totalnie zakręconego doktora Phloxa. Kapitana gra Scott Bakula, i przyznam szczerze, że mocno się do gościa zraziłem. Totalnie bez wyrazu, sprawia wrażenie obojętnego na wszystko, a serial w dodatku przedstawia go jako super macho i wybawcę ludzkości. Wspomniana trójka głównych bohaterów to właśnie on, cycatka T'Pol, oraz inżynier okrętu Charles Tucker. Podczas gdy te postacie były najczęściej widoczne na ekranie, lecz same w sobie nie prezentowały nic ciekawego, cała reszta załogi została pominięta. Oficer komunikacyjny, atrakcyjna azjatka Hoshi Sato całkiem nieźle się zapowiadała w pierwszym sezonie, lecz w dalszych stała się jedynie ozdobą. Malcolm Reed to typowy przykład gościa wychowanego w rodzinie wojskowej, bez życia i szczególnych zainteresowań. Jego postać także została tylko zarysowana, aby później ograniczyć się do okazyjnych wystąpień. Był także jakiś czarny gość za sterami okrętu, którego imię było tak rzadko wymieniane, że po prostu go nie pamiętam (i nie żartuję w tym momencie, nie mogę sobie przypomnieć). Podczas całego serialu otrzymał on chyba tylko jeden własny odcinek - w dodatku nieudany. Najciekawsza moim zdaniem postać - wspomniany dr Phlox - na szczęście otrzymał pokaźną ilość odcinków ,ale także zdecydowanie zbyt małą. Jego charakter był na tyle unikatowy, że potrafił zarówno rozśmieszyć widza swoim dziwnym zachowaniem, jak i zmusić do kilku głębszych przemyśleń (świetne odcinki typu Dear Doctor, czy jakoś tak). Serial miał potencjał, ale niestety został on zmarnowany. Mogło być całkiem nieźle, ale twórcy widać sami nie wiedzieli czego do końca chcą. Nie jest to serial, którego nie da się oglądać, ale patrząc przez pryzmat poprzednich Star Treków, jest to zdecydowanie najgorsza produkcja jaka powstała.
Nie wymieniłem w ogóle The Original Series z tego względu, że nigdy nie było mi dane jej obejrzeć. Widziałem zaledwie parę odcinków i prawdę mówiąc obawiam się, że wiek serialu i jego ogólny charakter mogą nie przypasować mi w dniu dzisiejszym. Nie kwestionuję jego głębi i ambicji (ba, pisałem o Star Treku pracę zaliczeniową na Kulutrę USA ;p) ale to nie jest ten sam typ serialu co TNG czy inne nowsze produkcje. Może kiedyś będzie okazja to się zapoznam.
W sumie należy wspomnieć też o filmach pełnometrażowych Star Trek. O ile TOS nie oglądałem, o tyle orientuję się w jego obsadzie i wątkach, dzięki czemu produkcje takie jak Wrath of Khan, Voyage Home czy The Undiscovered Country uważam za jedne z najlepszych tytułów Star Trek. Z nowszych bardzo miło wspominam Generations, ze swoją świetną muzyką i nawet wzruszającymi momentami, oraz Insurrection, nie wyróżniającym się pozornie niczym szczególnym, lecz idealnie pokazującym co to jest Star Trek. Jeżeli nigdy nie było Ci dane oglądać żadnej produkcji spod znaku ST i jakimś cudem dotrwałeś z lekturą posta do tego momentu to szczerze polecam obejrzeć ten film - szczególnie, że znajomość serialu nie jest konieczna.
Inne produkcje filmowe nie były już takie dobre. The Motion Picture mnie trochę znudził prawdę mówiąc. Search for Spock był chwilami debilny. Final Frontier... nie, nawet nie chcę się wypowiadać. First Contact to głównie akcja i efekty z udziałem Borga, i choć pomysł nie był zły to jednak są lepsze produkcje filmowe. Najnowszy Nemesis to już niestety przykład co się stanie ze Star Trekiem jeśli powierzy się go niewłaściwym osobom. Mało było pozytywnych cech tej produkcji, a twórcy najwyraźniej myśleli, że duża ilość strzelanek, wybuchów i efektów jakoś uczyni go lepszym. Mylili się.
No i mający premierę latem Star Trek XI, będący swego rodzaju remakiem-prequelem The Original Series. Zwiastun nieszczególnie mnie zachwycił, i choć na film z pewnością do kina pójdę to nie oczekuję rewelacji. Nie po tym co widziałem w Nemesis czy Enterprise.
Dla mnie Star Trek to mógłby być równie dobrze sam Deep Space Nine ;>. Niektórzy nawet się śmieją, że DS9 to nie Star Trek, gdyż jest nieporównywalnie lepszy od całej reszty ;p.
Dodam jeszcze, że jeśli komuś podobał się któryś Star Trek, to całkiem możliwe, że zainteresuje go Babylon 5, opisywany przeze mnie w innym temacie. Zachęcam.
Od jakiegoś czasu oglądałem The Next Generation, w ramach powtórki tego co niegdyś leciało na TVN, oraz w celu zapoznania się z niewyemitowanymi u nas sezonami 6 i 7.
Będę szczery, serial nie zestarzał się zbyt dobrze. Większość odcinków była zwyczajnie kiepska, nudna, przesłodzona i przede wszystkim nielogiczna. Character development nie było praktycznie żadnego - jakby po każdym epizodzie ktoś wciskał magiczny przycisk reset, gdzie wszystko wraca do punktu wyjścia. Jasne, było parę wyjątków, ale koniec końców do niczego to nie prowadziło. Ok, Picard fascynuje się archeologią, Data chce być bardziej ludzki, Worf opiekuje się Alexandrem itp. Jedyne co to umożliwiło to dodanie nowych pomysłów na odcinki, z których jednak nic nie wynikało.
Same odcinki także nie powalały oryginalnością. Podczas oglądania większości z nich miałem wrażenie, że do czynienia mam nie tyle z sci-fi, ale produkcją fantasy, gdzie magia i smerfy biorą górę nad jakimikolwiek podstawami naukowymi. Zachowanie postaci było, przepraszam za wyrażenie, z dupy brane, i rzadko kiedy dało się cokolwiek logicznie uzasadnić. Najbardziej znieść nie mogłem Deanny Troi, której każde pojawienie się na ekranie wywoływało u mnie odruchy wymiotne. Postać beznadziejnie wykreowana, z beznadziejnymi wątkami, grana przez beznadziejną aktorkę. Pani doradca, która sama jest niezrównoważona psychicznie, gada o rzeczach oczywistych, a w dodatku jest dziwką puszczając się z pierwszym lepszym przystojnym facetem. I tak, nienawidziłem tej postaci bardziej od Wesley'a Crushera.
Ok, TNG miał trochę dobrych odcinków, ale było to średnio 1 na 6 około. Bywały odcinki, które oglądało się z zaciekawieniem, a były też takie przy których nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać (Sub Rosa). Naprawdę, swego czasu myślałem, że najgorszym trekowym odcinkiem było Move Along Home z DS9. Tymczasem po TNG stwierdzam, że mógłbym ten odcinek obejrzeć dwa razy stojąc na jednej nodze zamiast dobijać się niektórymi pomysłami TNG.
TNG za młodu oglądałem z zaciekawieniem. Teraz niestety takiego wrażenia już serial na mnie nie wywarł. Chwilami miałem wrażenie, że bardziej jest to serial familijny aniżeli space opera. Przesłodzony klimat niezbyt się sprawdza w dzisiejszych czasach, a nawet na tle tak wiekowych produkcji jak DS9 czy Babylon 5.
Przyznam szczerze, że mam ochotę sobie obejrzeć DS9 po raz czwarty ;p. Ten serial jest genialny i polecam go każdemu. Jak to wiele osób sobie żartuje, to nie jest Star Trek - DS9 jest za dobre aby nim być ;>.
Naprawdę, swego czasu myślałem, że najgorszym trekowym odcinkiem było Move Along Home z DS9. Tymczasem po TNG stwierdzam, że mógłbym ten odcinek obejrzeć dwa razy stojąc na jednej nodze zamiast dobijać się niektórymi pomysłami TNG.
To chyba nie widziałeś Janeway i Parisa z Voyager zmieniających się w jaszczurki i płodzących razem stado małych gadzin. x)
Anyway, chyba zbyt surowo podchodzisz do tego serialu. Sam całą serię przewałkowałem od dechy do dechy i szczerze mówiąc sam nie raz miałem ochotę pominąć niektóre odcinki, ale generalnie ta seria pozostaje moją ulubioną spośród wszystkich. Wprowadziła do kanonu pewne innowacje, jednocześnie stojąc na granicy kiczu, którym TOS biło aż na kilometr, co ma też swój urok. Plus trzeba pamiętać, że mało który serial trzyma wysoki poziom przez wszystkie sezony bez wyjątków, a kiedy patrzę na całą markę Star Trek, to TNG akurat posiada najwięcej świetnych, bądź przynajmniej dobrych odcinków. Wskaż mi jakikolwiek inny odcinek z obojętnie jakiej serii, który byłby w stanie przebić The Best Of Both Worlds. Ile to razy miałem zamglone oczy po popisie aktorskim Patricka Stewarta (zresztą nie tylko jego, dobrym przykładem jest odcinek I, Borg - finałowa konfrontacja Picarda z Hugh była naprawdę mocna). Najciekawsze wątki i rasy (Holodeck, Borg, Q, Ferengi, Cardassianie, konflikt z Romulanami, pokój z Klingonami) zostały też wprowadzone właśnie w tej serii.
Nie zgodziłbym się też z tym, że postaci są słabo rozwinięte. Fakt, większość z nich, tzn. Crusher, Troi, Riker i Geordi są generalnie pomijani, na przemian dostając tylko własny odcinek, w którym możemy bliżej ich poznać, ale przeciwwagą do tego są trzy główne wątki przewijające się przez większość serii dotyczące Picarda, Worfa i Daty. Picard pojawia się w niemalże każdym odcinku i pod jego postać można podpiąć całą masę wątków, które pomagają zrozumieć jakim jest człowiekiem i przeżywać razem z nim to co mu się przytrafia. Data to nie tylko wieczna pogoń za zrozumieniem istoty człowieczeństwa, ale też wątek związany z jego pochodzeniem oraz mrocznym alter-ego, które także kilkakrotnie przewijają się przez serię. Jeśli ogląda się ją od początku do końca, to wyraźnie widać, że na przestrzeni lat, które spędza na pokładzie Enterprise, Data "dojrzewa" jako człowiek, coraz bardziej zachowując się i mówiąc jak my. Worf to z kolei ciągły konflikt wewnętrzny związany ze swoim Klingońskim pochodzeniem, a także postać dzięki której widzowie mogli bliżej zapoznać się z tą rasą. Jego postać głównie boryka się z tym, że jego Klingońscy bracia ciągle mają problem z zaakceptowaniem go jako jednego ze swoich, głównie przez to, że dorastał wśród ludzi, a w późniejszej części serii jego ojciec niesłusznie został okrzyknięty zdrajcą, przez co cały ród i nawet nienarodzeni jeszcze potomkowie stracili honor.
Ogólnie rzecz biorąc TNG nie było najbystrzejszym Star Trekiem, a odcinków, które eksplorowały jakieś sensowne terytoria fantastyki naukowej (mówię tu o podróżach w czasie, załamaniach czasoprzestrzennych, równoległych wymiarach etc., czyli to co w Star Trek zawsze najciekawsze), było mniej niż więcej, a niektóre z nich naprawdę graniczyły z debilizmem, ale nie da się ukryć, że była to chyba najpopularniejsza po TOS seria. I mnie to wcale nie dziwi. Kontynuował tradycję TOS, gdzie dzielna załoga eksplorowała galaktykę, jednocześnie wprowadzając do kanonu masę ciekawych rzeczy, które kontynuowane były w każdych kolejnych produkcjach spod znaku Star Trek.
Huh, tak się rozpisałem, a chciałem tylko słówko o DS9 pisnąć. xD Właściwie to nigdy nie obejrzałem go tak od początku do końca, jeno oglądałem losowe odcinki co jakiś czas, mając tylko ogólne pojęcie o tym, co się działo przez całą serię. Od dzisiaj zacząłem to nadrabiać. Jak na razie jestem po pilocie, który był nawet fajny, acz gdzieś tak między wybuchowym prologiem, a momentem kiedy Sisko i Dax wlecieli w ten Wormhole nieco przynudzał. Uratował go chyba tylko ten początek i dająca mocno do myślenia wymiana poglądów między Sisko a tajemniczym obcym. No i jeszcze bardzo fajny klimacik mi się wbił, bo przypomniałem sobie jak za gówniarza oglądałem ten serial w TV. ;P
Ostatnio zmieniony przez StuntmanMikeL 2010-08-24, 20:58, w całości zmieniany 2 razy
To chyba nie widziałeś Janeway i Parisa z Voyager zmieniających się w jaszczurki i płodzących razem stado małych gadzin. x)
Tego odcinka nie ma i nie było. Nigdy nie powstał i nigdy nie nosił on w tytule nazwy "Star Trek". To jedno wielkie nieporozumienie, o którym nikt nie powinien nigdy wspominać...
Jeśli chodzi o TNG, prawdą jest, że na tym serialu się wychowałem i to właśnie on zapoczątkował moją ogólną fascynację nie tylko Star Trekiem, ale także Science-Fiction. Jeśli jednak coś będę krytykował to fakt, że serial bardzo źle się zestarzał, oraz właśnie brak rozwoju postaci innych niż Picard, Data i Worf. Wiele odcinków w dzisiejszych czasach ogląda się po prostu przysypiając. Ich morały są naiwne a treść przewidywalna i w większości przypadków do niczego nie prowadząca. Być może kilkanaście lat temu było to coś, ale na dzisiejsze czasy serial można sobie przypomnieć co najwyżej w ramach sentymentalnego odświeżenia. Wątki Picarda, Daty i Worfa były jedynymi jako tako rozwijanymi na przestrzeni wszystkich siedmiu sezonów, ale koniec końców były to nadal pojedyncze epizody, których zakończenie nie miało prawie żadnego większego wpływu na kolejne wydarzenia. Np. Data cały czas borykał się ze swoją osobowością, ale dopiero film Generations jakoś dalej to wyniósł. Worf był rozerwany jeśli chodzi o swoje obowiązki względem floty a klingońskie korzenie, lecz oprócz narodzin syna jego wątki jakoś sensownie rozwinięte zostały dopiero w DS9. Nawet finał TNG nie był jakiś szczególnie powalający i równie dobrze by mógł stanowić przeciętny odcinek serialu. Nie będę się uparcie spierał, że serial był zły, ale na dzisiejsze czasy niestety nie jest to nic rewelacyjnego.
Deep Space Nine natomiast wprowadził do serii mnóstwo zmian. Takich zmian, że swego czasu fani TNG nie mogli się z nimi pogodzić. Koniec końców, jest to jedna z moich ulubionych serii ever, a przez wielu jest ona ironicznie NIE nazywana Star Trekiem (ludzie twierdzą, że DS9 to nie ST bo jest za dobry). Odcinki są interesujące, wątki ciekawe, postacie genialne rozwijane przez wszystkie siedem sezonów i choć faktycznie serial bywa trochę nudny w pierwszym sezonie, tak jako ogół jest do w moich oczach małe arcydzieło, które skłonny jestem polecić każdemu - nawet osobie, która nie widziała żadnego innego Star Treka w swoim życiu. Późniejsze sezony ogląda się z zapartym tchem, a zróżnicowanie treści odcinków powinno zadowolić każdego. Zresztą, sam obejrzyj wszystko od początku do końca, a mam nadzieję sam się o tym przekonasz. Best of Both Worlds jest niczym na tle wielu epizodów DS9, jeśli mogę być szczery.
Na wszelki wypadek zaznaczę, że powyższa opinia jest moja i tylko moja a cały post był pisany pod "lekkim" wpływem alkoholu - co by nikt się potem nie czepiał pojedynczych zdań.
Nawet finał TNG nie był jakiś szczególnie powalający i równie dobrze by mógł stanowić przeciętny odcinek serialu.
Też za pierwszym razem nieco się rozczarowałem, bo spodziewałem się jakiegoś mega fucking epickiego tematu, który zatrząsł by ziemią swoim pogromem, ale po kilkukrotnym obejrzeniu myślę, że był bardzo dobry. Nie tylko w sprytny sposób pokazał częściową retrospekcję z udziałem najważniejszych postaci, (łącznie z tymi, którzy odeszli po którymś sezonie) ale i prawdopodobną przyszłość reszty załogi - w sumie bardzo dobry sposób na zamknięcie serialu. Z nostalgicznym posmakiem zawiązuje najważniejsze końce. Plus Picard zakończył swoją kadencję w bohaterski sposób.
Ogólny efekt TNG i tak zepsuły filmy pełnometrażowe . Generations co prawda miał swoje plusy, First Contact dało się obejrzeć jako odmóżdżający film akcji, a Insurrection to taki typowo naiwny przedłużony odcinek TNG, to jednak postacie w nich ukazane w ogóle nie przypominają tych z serialu. Nemesis nie ma i nie było.
Teraz jestem już gdzieś po 8 odcinku. Ten z Q mnie rozwalił, zwłaszcza scena gdzie urządził z Sisko boks na gołe pięści z tym zawadiackim wąsem na gębie. xD Póki co jest nie najgorzej, chociaż naprawdę przydałyby się jakieś lepsze dialogi, czy cokolwiek, co by bardziej mogło wzbudzić większe zainteresowanie tym, co się dzieje na ekranie.
Wielu ludzi uważa, że pierwsze dwa sezony DS9 są nudne. Stąd też wzięły się określenia typu Deep Sleep Nine i temu podobne. Przyznam szczerze, że i ja podzielałem swego czasu te opinie (jeszcze kiedy serial był emitowany na Polsacie), ale przy powtórnym obejrzeniu jakoś doceniłem poszczególne odcinki. Chyba tylko epizody typu Move Along Home mogą sprawiać złe wrażenie. W drugim sezonie ogólnie się polepsza, a od trzeciego to już cud, miód i orzeszki z piwem. Najlepszy serial ever i w ogóle same superlatywy ;>.
Dla zainteresowanych (<świerszcze.mp3>) - http://www.youtube.com/user/sfdebris - bardzo ciekawe recenzje odcinków i filmów Star Trek. Facet naprawdę świetnie i w miarę obiektywnie opisuje i analizuje poszczególne aspekty serialu, zwracając uwagę na pozytywne i negatywne strony. Całość okraszona całkiem zabawnym poczuciem humoru, które wcale nie przytłacza całej reszty, ani też nie ma większego wpływu na wystawianą ocenę. Przyznam, że dość ciekawych rzeczy się dowiedziałem, a także zwróciłem uwagę na kwestie, które wcześniej jakoś pominąłem. Ogólnie ogląda się przyjemnie, chociażby dla humoru.
Obejrzałem DS9. Nie mam zbytnio czasu teraz pisać eseju, więc strzeszcze się - świetny serial, ale taki sobie Star Trek. Fenomenalne postaci, z którymi można się utożsamić jak z własnymi przyjaciółmi, świetna drama rozciągnięta na przestrzeni pięciu sezonów (pierwsze dwa były bez Dominion i w ogóle kiszkowate były), ale typowo Star Trekowych plotów z dużym naciskiem na science-fiction jest tu jak na lekarstwo. Mało fantastyki naukowej i typowo Star Trekowej eksploracji nieznanego bezmiaru kosmosu, ale za to bardzo dobra soap/space opera.
Jeśli ktoś nie miał nigdy kontaktu ze Star Trekiem, a chciałby kiedyś spróbować, to nie zaczynałbym od DS9, bo ta seria akurat nie skupia się na prawdziwym duchu Star Treka, ale z drugiej strony sama w sobie jest doskonała, więc nie olewałbym jej kompletnie.
DS9 żartobliwie nie jest określany mianem Star Trek, gdyż jest za dobry . Zgodzę się, że jest to świetna space opera, aczkolwiek nadal uważam, że dwa pierwsze sezony nie były wcale takie złe. Nie były one "trekowe", ale miały dobre pomysły na odcinki.
A Star Treka jak najbardziej bym sugerował zacząć od DS9, bo w przypadku gdy ktoś zniechęci się jakąś inną serią, to może mieć opory by sięgnąć po kolejną.
Btw. jeśli podobał Ci się DS9 to polecam serial Babylon 5. Bardzo podobny pod względem klimatów i równie dobry (no, może nie aż tak, ale nadal).
Obejrzałem sobie ostatnio najnowszego Star Trek po raz kolejny. Prawdę mówiąc nie jest to tytuł zły. Jest głupi i nielogiczny, a także nijak się ma do oryginalnego Star Trek, ale jako film sci-fi akcji sprawdza się on bardzo dobrze. Idealna produkcja do wyłączenia mózgu i czerpania radochy z samego seansu. Kto nie widział, tego zachęcam.
Na marginesie, nie znam dokładnego programu, ale na AXN oraz AXN Sci-Fi lecą zdaje się różne Star Treki, w tym jedyny i niepowtarzalny DS9.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum