Silent Hill Page
 
Forum Silent Hill Page 
 Strona główna  Regulamin  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Zaloguj  Rejestracja

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Żelazko
2011-04-27, 22:19
Watchmen
Autor Wiadomość
shav 
Mumbler
Imaginary Boy.


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 105
Wysłany: 2009-03-06, 22:02   

Dzisiaj obejrzałem "Watchmen". Czekając na ten film miałem mieszane odczucia. Najpierw byłem nastawiony mocno na "nie" - bo głębia komiksu, bo Snyder... Ale im było bliżej, tym bardziej się ekscytowałem i ogarniała mnie ciekawość, dręczyło pytanie "jak to zrobili?". Szedłem dzisiaj z drżącym sercem i spoconymi rękami, a teraz... A teraz sam nie wiem. Z jednej strony niewolnicza wierność graficzna. Sytuacja jak z "Sin City", kadry komiksu zostały dosłownie przeniesione na taśmę. Niby plus, ale jednak w tej warstwie jakoś bym przełknął ustępstwa. Bardziej mnie boli co innego. Mianowicie fakt, że fabuła przy końcu odchodzi od pierwowzoru w sposób, który mi się bardzo nie podoba... Może to drobiazg, może to ja jestem purystą i fanatykiem - nie przeczę. Ale dla mnie ma zupełnie inną wagę, znacznie mocniejszą wymowę, gdy w oryginale Jon mówi Veidtowi, że nic się nigdy nie zmienia, nie kończy, a nie kiedy Juspeczyk mówi Nite'owi II, że wie co powiedziałby Dr Manhattan, mianowicie, że nic... Zbędna zmiana. Niestety, nie jest jedyna. Ale ogólnie muszę przyznać, że wierność jest ogromna wobec Moore'a. Fascynujący graficznie, fascynująca historia (początkowe sceny pokazujące historię alternatywną to dla mnie cudo). I aktorzy też moim zdaniem dobrani jak należy. Kovacs jest dla mnie wyjęty żywcem z komiksu. A pewnie ciężko mnie było zadowolić, bo Rorschacha uwielbiam... Ale koniec końców - nawet znakomita oprawa muzyczna, wizualna, dochowywanie wierności komiksowi, długość filmu - żadna z tych rzeczy nie zdołała przenieść ducha "Strażników" z papieru. Film to przyjemna rzecz, ale nie dająca do myślenia tak, jak robił to oryginał.



Ale zrozumcie mnie dobrze - polecam wszystkim :) Warto zobaczyć choćby, żeby mieć własne zdanie na ten temat. Pewnie gdybym nie znał komiksu, to wyrwałoby mnie z butów. Niestety dla Snydera - komiks znam. I tak po seansie pozostałem z uśmiechem, jedną czy dwiema gorzkimi myślami na temat natury człowieka i... Ochotą na obejrzenie czegoś ze zwiastunów sprzed filmu.

Nie zostałem natomiast z żadnymi głębszymi przemyśleniami. Te mi zaserwował komiks i mimo cierpkiego smaku był to wyborny posiłek ;)

Nie wiem co więcej mógłbym napisać, żeby nie psuć przyjemności komuś, kto nie zna do tej pory historii.
_________________
"Reaching out to embrace whatever may come."
Maynard James Keenan "Lateralus"
 
 
StuntmanMikeL 
Caliban
MARRY AND REPRODUCE


Dołączył: 02 Lut 2008
Posty: 1710
Wysłany: 2009-03-07, 19:18   

Ja wczoraj wieczorem byłem na Watchmen. Komiksu wcześniej nie czytałem, więc tak jak to napisałeś - wyrwało mnie z butów :D

Mało tego - przed obejrzeniem filmu wogóle nie wiedziałem nawet co to takiego ten Watchmen. Oczywiście kiedy zobaczyłem pierwsze zwiastuny, jakies tam krótkie info sobie poczytałem to dowiedziałem się, że to "ekranizacja komiksu o superbohaterach". Wtedy pomyślałem sobie "znooowu? ile można, pewnie znowu jakiś badziew pokroju fantastic4". Nabrałem trochę wątpliwości, kiedy brat wspomniał, że film jest ponoć ostry i nie dla dzieci. Tak czy siak, po seansie zaniemówiłem.

Początkowa sekwencja prezentująca z grubsza alternatywną historię, jest przewspaniała. Później jednak film zaczął się trochę ciągnąć, nic konkretnego się w sumie nie działo, dialogi mimo że bliżej przedstawiały nam bohaterów i ich historie, jakieś specjalnie wciągające nie były. Na szczęście długo to nie trwało, film się rozkręcił, a każda kolejna scena była istnym szokiem. Zwłaszcza zaskoczyła mnie intensywność brutalnych scen. W Sin City, czy nawet w 300, sceny takie były przedstawione bardziej kreskówkowo, oczywiście lała się krew, ale sikająca jucha raczej nikogo nie zaszokuje, w Watchmen zaś jest to bardziej dosadne, intensywne. Zobaczymy tu ludzkie fekalia rozmazane po suficie, obcinanie rąk na żywca, zbliżenia na złamania otwarte, etc. Sam klimat filmu też jest srogi, nieco mnie przytłoczył gdyż nie ma tu zbytnio jakichś pozytywnych przekazów, jest mrocznie, brudno i niegrzecznie, a miejscami nawet seksownie. Jak dla mnie bomba.

Najbardziej jednak pozytywnie wpłynęli na mnie bohaterowie. Totalne zerwanie ze stereotypowymi superhirołami. Mimo, że zobaczymy tu kolesia paradującego tu w stroju rodem z batmana, albo smukłą laskę w lateksie i pelerynce, a nawet świecącego się na niebiesko faceta z supermocami, to nie ma to nic wspólnego z typową walką dobra ze złem. Mamy tutaj postacie złe i jeszcze gorsze. Nie ma walki dobra ze złem, jest walka zła z gorszym złem. Pokazuje nam to dobitnie jaka jest prawdziwa natura człowieka i że tak naprawdę nie ma ludzi mających czyste sumienie. Wiem, niektórym moze się to wydać oczywiste i powiedzą, że takie coś już nieraz słyszeliśmy, ale myślę że w filmie tego typu jest to bardzo ciekawa altenatywa.

Pozostając jeszcze przy bohaterach. Moim zdaniem cała plejada głównych postaci została bardzo fajnie przedstawiona. Żadna z nich nie jest ani płytka, ani infantylna. Każdy ma swoją przeszłość i każdy reprezentuje sobą jakieś wartości. Najciekawszymi jednak postaciami IMO był Dr. Manhattan i Roscharch. Dr. Manhattan, gdyż jest chyba najtragiczniejszą personą całego dramatu i jego historia najbardziej chwyciła mnie za serce (jego backstory przy akompaniamencie przepięknego utworu Philipa Glassa - Prophecies, to istne cudo), a Roscharch, gdyż jest człowiekiem o niezwykle porytej psychice, chociaż ostrymi jak żyleta poglądami na świat - jego backstory także najbardziej mnie zszokowało. Ale to tylko moja opinia, każda postać w tym filmie ma sobą wiele ciekawego do zaprezentowania, więc może Wam akurat kto inny najbardziej się spodoba.

Uff, no rozpisałem się trochę (na szczęście udało mi sie uniknąć spoilerów :lol: ), ale to dlatego, że jest o czym. Zakładam, że gdybym czytał wczesniej komiks to takiego wrażenia na mnie by film nie zrobił, ale że stało sie inaczej to z pełną powagą stwierdzam, iz jest to najlepszy film jaki obejrzałem w tym roku. Szczerze polecam wybrać się na niego do kina, póki grają, bo w tym przypadku wrażenia będą zdwojone jeśli obejrzycie na wielkim ekranie.

9/10
Ostatnio zmieniony przez StuntmanMikeL 2009-03-07, 19:25, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
shav 
Mumbler
Imaginary Boy.


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 105
Wysłany: 2009-03-08, 02:00   

Jeśli chodzi o Doktora Manhattana, to jedno muszę powiedzieć - z mojej strony szacunek dla Billy'ego Crudupa. Niewdzięczna rola, trudna do zagrania. Jon z racji swojej natury, swojego odmiennego poziomu postrzegania świata, musiał być potwornie ciężki. Mimika Crudupa świetnie oddawała to poczucie zagubienia.
Podobnie nie zazdroszczę roli Rorschaha, przy której większość czasu wszystko trzeba przekazać głosem, częściowo postawą, ale nie twarzą czy zwykłymi gestami. Rorschach ze swoją maską i oszczędnością w ruchach - to nie mogło być łatwe.
Chciałem trochę więcej się dzisiaj porozwodzić nad zmianami w stosunku do oryginału, roli Manhattana w końcowych scenach itd., ale zrezygnowałem. Po pierwsze - jedno znaczne odstępstwo i kilka pomniejszych na film trwający tyle czasu? Bez przesady, nie mogę się czepiać. Po drugie - nie ma co spoilerować. I filmu, i komiksu. Zabawne jest tylko, że znacznie bardziej irytują mnie szczegóły zmienione (np. jak ten z poprzedniego posta) niż to, co jest największym odejściem od oryginału :)

Ale może wydzielimy temat o "Strażnikach"? Bo z chęcią bym sobie pogadał właśnie o bohaterach, więc może to już nie w ogólnym? :)
_________________
"Reaching out to embrace whatever may come."
Maynard James Keenan "Lateralus"
 
 
PiK 
Remnant
untitled



Wiek: 41
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 570
Skąd: skątowni
Wysłany: 2009-03-08, 02:28   

Jestem już po seansie Watchmen.

Zarówno jako fan komiksu Moore'a, a zarazem miłośnik dobrego kina czuję się w pełni (no prawie, ale o tym za chwilę) usatysfakcjonowany. Uważam, że Snyder odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Jeszcze jakiś czas temu myślałem, że przeniesienie tego arcydzieła komiksowego na ekran, tak żeby zachowało sens oryginału jest niemożliwe. Na szczęście się myliłem.
Snyder już przy okazji 300 pokazał, że potrafi przenieść komiks na ekran. Z tym, że (nic nie ujmując dziełu Millera) w 300 zbyt skomplikowanej fabuły nie uświadczyliśmy. Zarówno komiks jak i film to po prostu śliczna sieka z domieszką patosu. Dlatego bałem się czy ten reżyser nie spłyci w ten sposób Strażników, w których sieka to tylko dodatek do genialnej fabuły.
Na szczęście wywiązał się prawie wzorowo. W trochę ponad 2,5 godzinnym filmie zawarł esencję komiksu. Oczywiście nie obyło się bez drobnych zmian, cięć i uproszczeń, ale przy tak wielowątkowej historii wcale mnie to nie dziwi. Zmianę zakończenia, a właściwie tylko [spoiler] modyfikację wielkiego żartu Veidt'a. W rezultacie ,której to Manhattan, a nie obcy z kosmosu są przyczyną wszelkiego "zła" [/spoiler] też zaakceptowałem bez trudu, bo wymowa pozostaje taka sama. Zabrakło mi trochę drugoplanowych postaci (gazeciarz i jego klienci), dogłębniejszej analizy postaci Ozymandiasza, a także chorej i przytłaczającej Opowieści o Czarnym Okręcie, przez co myślę, że w filmie nie odczuwa się takiego niepokoju, jak przy lekturze. Mam nadzieję, że zobaczę to na DVD w wersji reżyserskiej.

Naprodukowałem się, a jedyne co tu właściwie opisałem, to porównanie komiksu z filmem, dlatego kolejny akapit poświęcę już krótkiej ocenie aspektów technicznych samego filmu.

Oprawa audiowizualna powala na kolana. Muzyka (także w warstwie lirycznej) ironicznie komentuje wydarzenia na ekranie, co uważam za świetny zabieg. Może trochę za dużo niepotrzebnej i zbyt dosłownie pokazanej brutalności + wydłużonych sekwencji walk w slow-motion, ale to chyba znak rozpoznawczy Snydera i szczerze mówiąc się tego spodziewałem. Gra aktorska bez zarzutów (chociaż aktor grający Veidt'a mógł być trochę lepiej dobrany). Za to najbardziej charyzmatyczne postaci czyli Komediant i Rorschach idealnie dopasowani.

Podsumowując, zdecydowanie jeden z najlepszych filmów na jakich ostatnio byłem w kinie (w moim rankingu kasuje nawet Dark Knight'a, którym się jakiś czas temu mocno jarałem)

Watchmen zmusza, do zastanowienia się nad pewnymi sprawami i w filmie wbrew pozorom nie najważniejsza jest akcja. Także jeśli po plakacie i trailerze myślisz, że zobaczysz kolejne Transformersy czy Spidermana srogo się rozczarujesz.
Moja ocena, mocne 9/10 (na filmwebie dałem 10 jako kontrę na sporo negatywnych opinii wygłaszanych głównie przez spragnione czystej rozrywki dzieciaki, albo megaortodoksyjnych fanów, którzy wszelkie próby ekranizacji obiektu ich kultu traktują jako obrazoburczą profanację)
P.S
Jestem jak najbardziej za wydzieleniem tematu ;]
_________________
„Większość ludzi, w jakimś momencie życia, potyka się o prawdę. Wielu szybko się podnosi, otrzepuje i zajmuje swoimi sprawami, jakby nic się nie stało.” - Winston Churchill

"Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własnymi badaniami" - William Cooper
Ostatnio zmieniony przez PiK 2009-03-08, 02:31, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
StuntmanMikeL 
Caliban
MARRY AND REPRODUCE


Dołączył: 02 Lut 2008
Posty: 1710
Wysłany: 2009-03-08, 11:09   

Mówicie - macie;)

Co do zmienionego zakończenia. Wydaje mi się, że taka zmiana była raczej konieczna. Nie wiem jak to wygladało w komiksie, ale myślę że w filmie wielki kosmita pustoszący Nowy Jork by nie przeszedł. Ludzie by tego nie łyknęli po niemal dwóch godzinach tak ciężkiej i poważnej historii. Tak tylko sobie gdybam, bo komiksu wprawdzie nie widziałem, jednak nie moge sobie jakoś wyobrazić czegos takiego w poważnej formie.

A tak poza tym to czekam aż w empiku pojawi się rzeczony komiks. Jestem pewien na 100%, że jeśli film zarobi sporo sałaty, to na rynku pojawi się reedycja komiksu. Tak było z Sin City, tak było z 300.
 
 
shav 
Mumbler
Imaginary Boy.


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 105
Wysłany: 2009-03-08, 11:44   

[spoiler]Mi właśnie też nie przeszkadza, że Dr Manhattan jest na koniec w filmie wrabiany. Zabawne, bo jest to dla mnie znacznie łatwiejsze do przełknięcia niż... Fakt, że przy śmierci Kovacsa jest Nite Owl. O ile dobrze pamiętam w komiksie nic takiego nie miało miejsca. I z tego prostego powodu u Moore'a ta scena jest dla mnie znacznie bardziej przygnębiająca. Dreiberg w tej ostatniej chwili odwraca się całkowicie od swojego przyjaciela, partnera. W filmie przynajmniej COŚ robi, nawet jeśli jest to tylko ruszenie się z miejsca i ujrzenie śmierci Waltera, tylko "bycie świadkiem". W komiksie nie stać go nawet na tyle. Zamyka oczy i udaje, że wszystko zniknęło.
Właśnie z tego samego względu czuję jak coś zgrzyta, gdy Laurie mówi u Snydera "Wiem co powiedziałby..." zamiast samego Manhattana (pomijając już zmianę adresata). Osterman widzący czas, wszechświat, w zupełnie innych kategoriach mówiący o nieuchronności i niezmienności historii to coś o wiele bardziej ponurego niż Juspeczyk rozmawiająca na ten temat z Danem.
Za to filmowe rozwiązanie z Manhattanem mi nie przeszkadza pewnie właśnie przez to, że jest mocno w tonie komiksu. Jeszcze bardziej okrutne niż u Moore'a.
[/spoiler] Także zgadzam się, StuntmanMikeL, że ta zmiana wyszła na dobre. I dzięki za wydzielenie tematu :)
Reedycja będzie na bank i bardzo dobrze, bo będę musiał ponownie dokonać zakupu - parę lat temu pożyczyłem "Watchmenów" koleżance ze studiów, która niedługo potem odeszła od nas z uczelni. Nie zobaczyłem więcej ani koleżanki, ani "Strażników". Szczerze mówiąc bardziej żałuję tego pierwszego xD A jak jesteśmy przy zakupach - z tego co czytałem, to ma być wersja reżyserska, w którą wpleciona będzie historia Black Freightera (zresztą, nic dziwnego...). Jak tylko wyjdzie na DVD - kupuję.

A swoją drogą czy to nie ciekawe, że właśnie Comedian i Rorschach są najbardziej charyzmatyczni? Nic dziwnego, że są najbardziej interesujący - w końcu to najmocniej skomplikowani wewnętrznie bohaterowie w komiksie. Ale skąd się bierze ich charyzma, co do której zgadzam się z Tobą, PiK, że jest niezaprzeczalna? Czy to sprawa konstrukcji postaci, czy konstrukcji psychicznej czytelnika, którego - zgodnie z dziką naturą, o której jest cała historia "Watchmen" - bardziej pociąga zło?

Mnie najbardziej interesują właśnie Rorschach i Comedian. O ile ten pierwszy to dla mnie prawdziwy faszyzujący psychopata (co w niczym nie upraszcza tej postaci), to Comedian... Jak dla mnie jest to Watchman, który poświęcił najwięcej ze wszystkich. Z jednej strony morderca i gwałciciel - prawda. Ale równocześnie miłość do Silk Spectre, nieujawnienie planu [spoiler]Adriana[/spoiler], nocna wizyta u pana M. - wszystko to świadczy, że nie był takim cynicznym i zimnym sk***. Odpowiedzialność, której nikt nie chciał przyjąć, wybory, których inni nie chcieli dokonywać - to jest dla mnie istota tej postaci. Może dorabiam teorię i wypływam na wody nadinterpretacji, ale tak chcę widzieć Comediana. Romantyk, który poświęcił własny romantyzm ;) Ha, to było głębokie xD

Rorschach mnie fascynuje, bo mimo krańcowo odmiennych poglądów na wiele rzeczy, to jednak w jakiś sposób bliska mi jest jego moralność bezwzględna. Posuwa się do granic absurdu, ale zgadzam się z jego ogólnym przesłaniem - zbyt wiele łaski wobec katów, za mało wobec ofiar. Ludzie zwykle nie okazują litości dręczonym, nie pomagają, nie interesują się losem drugiego człowieka, a potem krzyczą o prawach skazanych i bronią ich godności. Jest w tym dla mnie jakaś potworna sprzeczność, której nie umiem wytłumaczyć. I w tym potrafię zrozumieć Kovacsa. Choć nie mogę się zgodzić z "Żadnych kompromisów..." - mimo, że uwielbiam te słowa i z całą świadomością używam tutaj wyrazu "uwielbiam".
_________________
"Reaching out to embrace whatever may come."
Maynard James Keenan "Lateralus"
 
 
PiK 
Remnant
untitled



Wiek: 41
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 570
Skąd: skątowni
Wysłany: 2009-03-09, 00:26   

MOŻLIWE SPOILERY. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!




Konstrukcja postaci w Watchmenach to mistrzostwo świata. Właściwie żaden z bohaterów nie jest w 100% dobry czy zły. Każdy ma coś na sumieniu, a jednocześnie można ich próbować w jakiś sposób usprawiedliwiać. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że to antykomiks o superbohaterach i zgadzam się z tym. Ci herosi są całkowicie obdarci z heroizmu i to jest w nich najwspanialsze.

Może Dreiberg i Juspeczyk nie są tak skomplikowani jak inne postaci, ale papierowi napewno nie są.
Chociaż z pozoru wydaje się być najbardziej pozytywną postacią, dla mnie Dreiberg to egoista i tchórz. Żeby to dostrzec wystarczy jak zauważył shav chociażby przyjrzeć się jego komiksowej reakcji na Śmierć Rorschacha Faktycznie w filmie miała ona zupełnie inny wydźwięk. W oryginale nie był w ogóle zainteresowany losami kolegi, tylko jakby nigdy nic powtórzył numerek z Silk Spectre. Zresztą ta ostatnia jest niezdecydowaną, rozchwianą emocjonalnie nimfomanką. Filmowa scena łóżkowa w połączeniu z Hallelujah Cohena znakomicie imo podkreślała jak żałosny był ten akt. Podstarzały prawiczek z kryptonimfomanką ;] Spotkałem się z opiniami, że w tej scenie kawałek w ogóle się nie sprawdził, ale do mnie to trafiło.

W kwestii Komedianta i Manhattana nie mam nic do dodania, i zgadzam się z analizą shava. Zastanawiam się tylko czy po wizycie u Molocha, Komediant myślał o samobójstwie i czy gdyby nie Ozzy sam by się nie wykończył. W końcu w rozmowie z Molochem wyglądał na zdruzgotanego.
Co do Manhattana, to w filmie uczyniono z niego jeszcze bardziej tragiczną postać. Może to nawet lepiej.

Z Rorshach'iem Syder poradził sobie generalnie nieźle, ale lekko tylko zaakcentował jego faszystowskie poglądy (bodajże w rozmowie z psychiatrą nazywa go liberałem). Nigdzie nie wspomniano niestety jakiego rodzaju gazetą był newfroniersman, który Kovacs prenumerował i do którego wysłał swój dziennik. No trudno nie można mieć wszystkiego w 2,5 godzinnym filmie ;]

Najbardziej chyba reżyser skrzywdził Veidt'a, bo IMO zabrał mu to całe dostojeństwo i niedostatecznie zasugerował fascynację Alexandrem Wielkim i Ramzesem II. W ogóle strasznie obciął jego końcowy monolog i trochę olał jego Origin.

KONIEC SPOILERÓW

Napisałbym jeszcze parę słów o tym jak popcornożercy nie chcą zaakceptować filmu na podstawie komiksu, w którym nie piorą się po ryjach przez większość czasu, ale chyba szkoda słów. Moim zdaniem piorą się nawet za dużo, chociaż po reakcji ludzi na takim filmwebie rozumiem Snydera, że i tak było to absolutne minimum, żeby film na siebie zarobił.

Niespodzianka dla tych, którym podobał się opening (mnie też zachwycił):
http://www.itsartmag.com/...wcrop986784.flv

No i cieszmy się, że film nie wygląda mniej więcej tak:
http://www.youtube.com/wa...re=channel_page :hihi:
_________________
„Większość ludzi, w jakimś momencie życia, potyka się o prawdę. Wielu szybko się podnosi, otrzepuje i zajmuje swoimi sprawami, jakby nic się nie stało.” - Winston Churchill

"Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własnymi badaniami" - William Cooper
Ostatnio zmieniony przez PiK 2009-11-12, 22:05, w całości zmieniany 7 razy  
 
 
shav 
Mumbler
Imaginary Boy.


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 105
Wysłany: 2009-03-09, 19:36   

Przede wszystkim dzięki za opening - dzisiaj rano, przed wyjściem do pracy, musiałem obejrzeć. Coś niesamowitego. Duże wrażenie zrobiła na mnie pokazana w nim historia Silhouette. Krótko, treściwie, przygnębiająco. I śpiewający Bob Dylan... Nie no, powtórzę się, ale co tam: muzyka dobrana była znakomicie. Łącznie z "Hallelujah" :)

Faktycznie jest jak mówisz, PiK. Adrian został potraktowany po macoszemu. Jego rola ogranicza się do pojawienia się parę razy, żeby w finale było wiadomo kto to taki i skąd się wziął. Takie mam wrażenie. Ale nie narzekam - odpowiada mi, że jest dużo Rorschacha, a czyimś kosztem musiałby Veidt swój czas dostać. Tak naprawdę większość z postaci bez problemu by mogła mieć własny film, żeby wyjaśnić jak są skomplikowane ;)

Comedian... Myślę, że popełniłby samobójstwo. Czy raczej zmusił kogoś, żeby go zabił. Wydaje mi się, że nie jest to typ człowieka, który by potrafił milczeć, a równocześnie nie umiałby zdradzić tajemnicy, którą poznał. W końcu Veidt tak naprawdę zrobił to samo, co robił Blake, tylko na niespotykaną skalę. Comedian gotów był strzelać do ludzi na ulicach, żeby ich obronić przed nimi samymi. Myślę, że to właśnie był najbardziej okrutny żart - tak czy inaczej jego życie nie miało sensu. Dlaczego? Z jednej strony zgodzenie się, że Adrian postępuje słusznie i milczenie byłoby równoznaczne z uświadomieniem sobie, że wszystko co robił nie miało większego znaczenia. Nie jeśli spojrzeć całościowo na sytuację międzynarodową. Biegał z łyżeczką gasząc pożar stodoły. A z drugiej strony... Jeśli Veidt nie miał racji, jeśli jego plan uznać za nieludzki, wykalkulowany w sposób nie do pojęcia dla "normalnego" człowieka, jeśli Blake miałby głośno o tym przemówić... Taka sytuacja jeszcze dobitniej by mu pokazała, że wszystko w co wierzył, każdy krok jaki postawił, każda ofiara którą złożył (i mam tu na myśli zarówno jego, jak i jego faktycznie ofiary) nie miała znaczenia. Była bezwartościowa. Wspaniały żart dla Komedianta. Jakby życie mu powiedziało: "całe życie się śmiałeś, teraz czas, żebyś rozbawił innych". Tak ja to odbieram. Cokolwiek nie zrobi - będzie upokorzony. Dla Komedianta jedynym wyjściem jest więc śmierć. Śmierć oznacza ucieczkę z sytuacji, w której tak czy inaczej musi stawić czoła bezsensowi własnej dotychczasowej egzystencji. Czy w takim razie zakończenie jej nie wydaje się być dobrym wyjściem? Tchórzliwym? Tak. Ale pozwalającym zachować wiarę we wszystko co się zrobiło. W swoje przekonania. W siebie. Nie zabiłby się sam. To by było zbyt dobitnym przejawem słabości. Ale zginąć w akcji? Czy ktoś mógłby pomyśleć, że może specjalnie nie uchylił się wystarczająco szybko? Przecież miał swoje lata... Kto śmiałby się wtedy ostatni? Wyszczerzona czaszka Komedianta, który wywinął się z matni, w której nie mógł wygrać. Ale przynajmniej wyszedł na remis. Może nie to, że nikt nie wygrał, ale... Nikt nie przegrał. Nikt nie przyznał się do błędu.

Z innej beczki, po tych ponurych wywodach - trochę mi zabrakło akcentu komediowego, gdy Silk II wspomina jak Carnage ciężko oddychał i myślała, że ma astmę ;) Ale dobrze, że w ogóle ta scena była. Po pierwsze - tych kilka słów nt. Rorschacha i jak on sobie poradził z "łotrem". Druga - komentarz o Blake'u. Z czego się śmiać, gdy na koniec nawet Komediantowi śmiech zamarł w gardle (patrz wyżej, to dlatych, którym niestraszne są spoilery ;) )?
Cholera, nie zazdroszczę Snyderowi im więcej myślę o filmie. Podejmowanie decyzji co zostawić, a co wyrzucić z historii, w której wszystko jest istotne. Jak zadowolić fanów, nie obrazić śmiertelnie fanatyków i jeszcze przyciągnąć masy. Nierealne.

A swoją drogą - tłumaczenie chwilami przyprawiało mnie o spazmy. Nie chodzi mi tutaj o przekładanie imion do czego niektórzy się czepiają. Po prostu chwilami tłumacz odpłynął i bohaterowie mówili po polsku coś zupełnie innego (zdarzyło się, że wręcz przeciwnego) niż po angielsku. Niesamowite. Miło tak dobitnie się przekonać, że w Polsce stawia się na kreatywność...
_________________
"Reaching out to embrace whatever may come."
Maynard James Keenan "Lateralus"
 
 
PiK 
Remnant
untitled



Wiek: 41
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 570
Skąd: skątowni
Wysłany: 2009-03-13, 01:30   

Napisałem to na potrzeby innego forum, ale skoro tutaj też mamy taki temat, to wrzucam.

Muzyka w Watchmen

Spora część muzyki w "Strażnikach" to utwory dobrane przez samego Moore'a i zasugerowane w komiksie. Żeby nie być gołosłownym napisałem porównanie muzyki wspomnianej w komiksie i użytej w ekranizacji:

Tytuł rozdziału pierwszego - nawiązanie do Desolation Row, Dylana (chociaż fakt, że w filmie leci podczas końcowych napisów cover tego utworu w wykonaniu My Chemical Romance, co też niekoniecznie mi się podoba)

Wg tytułu rozdziału drugiego, przy scenie pogrzebu Komedianta powinien lecieć kawałek The Comedians, Elvisa Costello (cover Roya Orbisona swoją drogą) Tutaj Snyder wybrał Sound of Silence, co IMO też pasuje.

Dalej, w rozdziale siódmym, mamy wzmianki o Unforgettable Nat King Cole'a w reklamie perfum Veidta i tekst, a później wzmiankę o Your My Thrill, Billie Holiday w scenie ratowania ludzi z płonącego budynku. Oba utwory można usłyszeć w filmie (pierwszy chyba nawet dwukrotnie)

Cytat na końcu rozdziału dziesiątego - fragment tekstu All along the Watchtower Boba Dylana (w filmie cover tego kawałka w wykonaniu Hendrixa)

Znów reklama perfum Nostalgia, pomiędzy rozdziałem XI a XII i tytuł Times they are a'changin, Boba Dylana. W filmie utwór użyty podczas openingu (mistrzowsko wkomponowany zresztą)

W filmie brakuje jeszcze Oh How the Ghost of Your Clings, Nat King Cole'a (znów reklama perfum) i Taking Your Life In Your Hands, Johna Cale'a (końcowy cytat ostatniego rozdziału).

Za to Snyder pozwolił sobie na dodanie 99Luftbalons Neny, Me and Bobby McGee Janis Joplin, I'm your boogieman KC and Sunshine Band, Muzykę Glassa z Koyanisqatsi (monolog Jona na marsie) i to przez wielu krytykowane Hallelujah Cohena. (mi się podobało, wg mnie ta scena była celowo przerysowana)

Także jak widzicie Snyder doskonale wpisał się w klimat z tymi utworami. Użył muzyki w Tarantinowskim stylu ;] Szkoda, że nie wykorzystał wszystkich zasugerowanych przez Moore'a. Ale cóż, podobno nie można mieć wszystkiego ;]
_________________
„Większość ludzi, w jakimś momencie życia, potyka się o prawdę. Wielu szybko się podnosi, otrzepuje i zajmuje swoimi sprawami, jakby nic się nie stało.” - Winston Churchill

"Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własnymi badaniami" - William Cooper
 
 
Kamillo 
Mumbler



Wiek: 33
Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 149
Skąd: Oleśnica
Wysłany: 2009-11-10, 23:40   

Damn, film mam już od dłuższego czasu. Nie oglądałem nawet spodziewając się kupy. Ale czytając wasze posty... chyba jednak go zaliczę ;)
 
 
 
Mi 
Insane Cancer
Reservoir Dog



Wiek: 37
Dołączyła: 16 Lis 2007
Posty: 1269
Skąd: Saitama
Wysłany: 2011-06-15, 22:22   

Obejrzałam wczoraj (tak, dopiero) i jestem urzeczona. Bardzo długo ociągałam się z podejściem do tej pozycji, gdyż zdecydowanie nie należę do fanów produkcji o superbohaterach i mimo rekomendacji ze strony wiarygodnych znajomych (nie szukając daleko, choćby i samego PiKa) wyobrażałam sobie, zaserwowane zostanie coś pomiędzy Hulkiem a Fantastic Four, o której wspominał już Mike. Zdziwiłam się bardzo, ale to bardzo pozytywnie.

Niesamowity klimat, jaki posiada "Watchmen" sprawił, że film wciągnął mnie do reszty, jak gąbka wchłania wodę. Nieco przypominał mi atmosferę ukochanego "Sin City"- mrok, brud, krew, poczucie zaszczucia. Narracja Rorschacha (notabene wspaniała) również przywiodła mi na myśl w.w. tytuł, wszystko to wypada jednak jak najbardziej na plus, bo film zdecydowanie zachowuje swą własną "tożsamość". Podobnie jak Mike'a, nieco zaskoczyła mnie brutalność tego tytułu, w niczym jednak nie przeszkadzała, gdyż ilość takowych momentów mieściła się w granicach dobrego smaku, przynajmniej mojego ;) .

Niestety, nie miałam okazji zaznajomić się z komiksem, ale sposób, w jaki w filmie przedstawiono postacie szczególnie przypadł mi do gustu- bohaterowie balansując na granicy dobra i zła zdecydowanie odbiegają od stereotypu superbohatera, niemal żadna postać nie zostaje potraktowana po macoszemu (choć, jak przedmówcy, chętnie zobaczyłabym rozwinięcie wątku Adriana, jak i zresztą watchmenów z przepięknego intro), ale film musiałby wtedy trwać chyba z 5 godzin ;>. Nie będę oryginalna, mówiąc, że najbardziej urzekły kreacje Rorschacha oraz Dr Manhattana.

Muzyka zaserwowana w "Watchmen" to mistrzostwo świata. Faktycznie, ironicznie dopasowany pod brutalną scenę delikatny, czuły podkład przywodzi na myśl styl Tarantino, co wychodzi tej produkcji zdecydowanie na dobre. Miałam wrażenie, że niemal każdy utwór jest idealnie dopasowany pod dany moment. Jak chyba każdy, intro filmu "wyrwało mnie z butów" i dalej nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, szczególnie, że piosenka Dylana towarzyszy mi już od dosyć dawna i wspaniale było ją usłyszeć w tak zapierającym imponującym momencie filmu.

Widzę, że i tak tylko powtarzam to, co napisaliście wcześniej (choć moje wywody są bardziej chaotyczne, z racji tego, że jestem świeżo po seansie i wciąż się jaram xD), więc na tym na razie poprzestanę. Film oceniam 9/10.
_________________
このようには偶然などないのかもしれない。 全てが必然である可能ように。
Ostatnio zmieniony przez Mi 2011-06-15, 22:23, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Suavek 
Insane Cancer


Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 1245
Wysłany: 2011-06-15, 23:04   

Nigdy nic tu nie napisałem, gdyż wychodziłem z założenia, że tak dobry film jak Watchmen zasługuje na dobrą rekomendację, ale jakoś nie mogłem się nigdy zasiąść do pisania czegoś głębszego. Teraz nie jest inaczej, gdyż nogi mi odpadają a alergia daje we znaki, aczkolwiek w pełni jestem skłonny podpisać się pod postem Miho. Nie wiedziałem czego się spodziewać, do filmów z superbohaterami podchodzę ogólnie z dystansem (czyt. w ogóle ich nie oglądam ;>), ale tu zrobiłem wyjątek i byłem zachwycony. Tematyka, fabuła, bohaterowie, pomysł, realizacja, muzyka... wszystko to wywarło na mnie takie wrażenie, że chwilowo odzyskałem wiarę we współczesną kinematografię. Co prawda nie znam treści komiksu, a słyszałem, że jego miłośnikom film nieszczególnie przypadł do gustu, ale to wcale nie zmienia faktu, że wciąż mamy do czynienia z czymś nietypowym i - mówiąc wprost - dobrym.

Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to szczerze polecam.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group