Prostytutka narkomanka : brak rodzinnego ciepła, brak wzorców moralnych, brak integracji społecznej, brak zahamowań ugruntowany potrzebą spowodowane brakiem wychowania który jest przecież nieodłącznym 'kompanem' nauki za która trzeba by było płacić ale mama nie była prorektorem i nie zapłaciła i mamy prostytutkę narkomankę i nie mów ze to nie jest argument, bo to słowa wykładowcy który zapewne ma nie mneij tytułów niz twój papa i jego notatki mam własnie przed sobą na jutrzejszy egzamin ;*
Wiek: 38 Dołączył: 20 Sty 2009 Posty: 700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-06-17, 18:41
Raq napisał/a:
jest lepszy, zmotywować wykładowców do konkretnego wykonywania obowiazków wtedy wylecą ci którym nie zależy.
Ha ha ha, przy obecnym stanie rynku pracowników naukowych wykładowców się praktycznie nie wyrzuca, bo nie byłoby komu studentów uczyć. Czasami zatrudniane są osoby świeżo po studiach - zdarzało mi się zagiąć wiedzą własnych wykładowców - czy to dobrze o nich świadczy?
Raq napisał/a:
No i po co?
Po to, bo uczelnia dostaje za każdego studenta kasę, więc nie mogą wszystkich oblać. Wykładowcy, którzy uwalają wszystkich dostają niezły ochrzan od władz. Taki stan rzeczy prowadzi do obniżenia jakości nauczania - chyba oczywiste.
Raq napisał/a:
Nie a przykładał byś sie gdybyś miał nóż na karku 'albo robisz dobrze albo nara?'
A co za problem zostawić to na studiach płatnych (bo tak to wygląda na dobrych płatnych uczelniach)?
Raq napisał/a:
Co to miało do całosci? I missed the point
To, że jest to obciążenie dla uczelni, więc także państwa, czyli ostatecznie każdego z nas.
To, że to badania prowadzą do rozwoju i pchają świat do przodu. Stagnacja jest oznaką zacofania, bo czas leci. To, że dzięki badaniom studenci są ambitni i poszerzają wiedzę, bo mogą się sprawdzić w praktyce. To, że takie badania są furtką do ciekawej pracy i same w sobie też są niesamowicie pasjonujące. A gdy robisz coś z przyjemnością i jeszcze Ci za to płacą - czego chcieć więcej. Na bezpłatnych uczelniach to praktycznie nierealne.
Raq napisał/a:
Nie wiem czy zauwazyłeś ale mówimy o sytuacji w przyszłosci którą zakładamy a która nie jest faktem. innymi słowy pytasz o coś co ma być, ja odpowiadam co by było, a ty mówisz jak jest.
Ja mówię o stanie obecnym - nawet w Polsce na państwowych (tak, są takie) płatnych studiach dostaje się kilka tysięcy. A na zwykłych dostaje się grosze.
Raq napisał/a:
Lekko chrzanisz nie sądzisz ?
Nie ja, tylko Ty. Bo Ty gdybasz, a ja mówię o stanie obecnym i popieram swoje wypowiedzi faktami i wiedzą doświadczonych w tej materii osób. Ty nie masz o tym wiedzy i doświadczenia, ale się udzielasz, ergo - chrzanisz.
Raq napisał/a:
Moze i dostają wysokie stypendia (kazdemu życzę, BTW zaprzeczas sobie bo wcześniej wspomniałeś że dostaje sie grosze ale whatever)
Naucz się czytać ze zrozumieniem - napisałem, że grosze dostaje się na BEZPŁATNYCH studiach. Wysokie stypendia otrzymuje się na studiach płatnych. Wyjątkiem jest podyplomowy KSAP.
Raq napisał/a:
ale my mówimy o sytuacji kiedy będą musieli zapłacić za studia (tak jakby wydatki na dziennych nie były wystarczające)
120 tysięcy na każdego studenta wykłada państwo, a Ty ile wydajesz na studia? 1000zł? Co to jest w porównaniu do tej kwoty...
Raq napisał/a:
i wtedy niestety nie będą mieli mozliwości zapracowania na te stypendia bo zwyczajnie nie bedzie ich stac na rozpoczęcie nauki.
Ile razy mam powtarzać - biedni mają studia za darmo! Inni biorą kredyt i spłacają go 2 lata po ukończeniu studiów lub jest on umarzany.
Raq napisał/a:
Już teraz zgłoszenia kosztują ponad 100zł i sam jestem przykładem tego ze nie poszedłem tam gdzie chciałem bo mnie zwyczajnie nie było stać na to.
To idź do pracy. Jeżeli twierdzisz, że nie da się tego pogodzić - nie umiesz sobie czasu zorganizować.
Raq napisał/a:
pozdrów mamę słonko ;*
Raq napisał/a:
Sorry jak tata teraz mniejszą wypłatę przyniesie, ale poproś go żeby ci zarzucił jakieś argumenty bo są tak słabe że muszę sobie kawy po nich zaparzyć
Dziękuję, przekażę. Słabe dla ignorantów Twojego pokroju, którzy nie mają pojęcia o funkcjonowaniu uczelni, ale się mądrzą
Raq napisał/a:
Ja mam kolegów i czasami idziemy tez na piwo a dziś miałem dobry obiad
Też miałem dobry
Raq napisał/a:
Once again : what?
No właśnie - potwierdziłeś moje zdanie tylko.
Raq napisał/a:
nie mów ze to nie jest argument, bo to słowa wykładowcy który zapewne ma nie mneij tytułów niz twój papa i jego notatki mam własnie przed sobą na jutrzejszy egzamin ;*
Pokaż dorobek naukowy i zawodowy tego wykładowcy - tylko wtedy będzie można ocenić jego autorytet. Bo wykładowcą jest bardzo łatwo zostać, to żaden argument. I powiedz mi, ile ten wykładowca spędził na stażach naukowych na zagranicznych uczelniach, cyz może opiera swoje zdanie o polskie prywatne uczelnie, które są zupełnie nie tym, o czym mówię.
Strzelam, że Ty też opierasz swoje zdanie właśnie na nich, a ja nie o tym mówię. Ja mówię o dobrych płatnych uczelniach. To, że reszta produkuje z reguły nieuków z papierkiem pozostaje bez dyskusji. Ale czemu mamy się wzorować na fabrykach "magystruf" i do nich równać - nie lepiej równać się w górę?
Powodzenia na egzaminie!
Ostatnio zmieniony przez Nazar 2009-06-17, 18:58, w całości zmieniany 6 razy
Wykładowcy, którzy uwalają wszystkich dostają niezły ochrzan od władz
U mnie się tego nie zauważa, komisy to ogromny zastrzyk kasy.
Cytat:
A co za problem zostawić to na studiach płatnych (bo tak to wygląda na dobrych płatnych uczelniach)?
A co za problem na darmowych?
Nazar napisał/a:
To, że to badania prowadzą do rozwoju i pchają świat do przodu. Stagnacja jest oznaką zacofania, bo czas leci. To, że dzięki badaniom studenci są ambitni i poszerzają wiedzę, bo mogą się sprawdzić w praktyce. To, że takie badania są furtką do ciekawej pracy i same w sobie też są niesamowicie pasjonujące. A gdy robisz coś z przyjemnością i jeszcze Ci za to płacą - czego chcieć więcej. Na bezpłatnych uczelniach to praktycznie nierealne.
Co podkreślmy nie jest wina studentów.
Nazar napisał/a:
Ja mówię o stanie obecnym - nawet w Polsce na państwowych (tak, są takie) płatnych studiach dostaje się kilka tysięcy. A na zwykłych dostaje się grosze.
no to o co cała gadka skoro ja mówię o tym co by było a ty o tym co jest?
Nazar napisał/a:
Nie ja, tylko Ty. Bo Ty gdybasz, a ja mówię o stanie obecnym i popieram swoje wypowiedzi faktami i wiedzą doświadczonych w tej materii osób. Ty nie masz o tym wiedzy i doświadczenia, ale się udzielasz, ergo - chrzanisz.
przepraszam nie będę <szptem do stojacych obok> ale chrzani nie?
a serio totwoje doświadczenie jest w tej materii tyle samo warte co moje poza tym skoro mówimy o stanie obecnym to nie powinno być dyskusji bo studia NIE SĄ płatne, a skoro mówimy o tym że powinny/nie powinny być to nie mówimy o dziś tu i teraz. Zgodzisz sie czy doswiadczenie zyciowe na to nie pozwoli?
Nazar napisał/a:
Naucz się czytać ze zrozumieniem - napisałem, że grosze dostaje się na BEZPŁATNYCH studiach. Wysokie stypendia otrzymuje się na studiach płatnych. Wyjątkiem jest podyplomowy KSAP.
Naucz sie jasno wypowiadać :* skoro piszesz o czymś napisz ze o tym a nie o tamtym, nie mam aż tyle doswiadczenia zyciowego i jeszcze w yślach nie czytam (myślisz o gniewie...jesteś rozgoryczonyyy....ommmm...)
Nazar napisał/a:
120 tysięcy na każdego studenta wykłada państwo, a Ty ile wydajesz na studia? 1000zł? Co to jest w porównaniu do tej kwoty...
Ja jestem jeden a w państwie jest ile ludzi? ja mam budżet domowy 1200zl na 2 osoby a w państwie ile mamy? dziwne robisz te argumenty bo ja mogę powiedzieć tak. Codziennie umiera 1/4 plantacji groszku zielonego. A czy ty masz wątrobę zrową na siódemke?
Nazar napisał/a:
Ile razy mam powtarzać - biedni mają studia za darmo! Inni biorą kredyt i spłacają go 2 lata po ukończeniu studiów lub jest on umarzany.
poki co piszesz to jeszcze raz ale żeby do mnie dotarło to jeszcze ze 4-6, wiesz nie mam tyle doświadczenia
Cytat:
To idź do pracy. Jeżeli twierdzisz, że nie da się tego pogodzić - nie umiesz sobie czasu zorganizować.
Niekiedy się cyckiem bawię
a argument masz z pupy, bo ja mówię o tym ze nie poszedłem do wymarzonej bon nie wystarczyło na zgłoszenie (i ja zawaliłem) a ty że mam isć do pracy. Kochanie chcesz śniadanie? Miałem sen! Że czarni i biali przy jednym siedzieli stole!? Czaisz aluzje?
Nazar napisał/a:
Słabe dla ignorantów Twojego pokroju, którzy nie mają pojęcia o funkcjonowaniu uczelni, ale się mądrzą
Mocne, pewnie masz dużo doświadczenie i susze w majtach.
Nazar napisał/a:
No właśnie - potwierdziłeś moje zdanie tylko.
i vice versa
Go to town man!
zapomniałem że tata jest prosektorem, zarabiasz dużo masz doswiadczenie i umiesz zaplanować wolny czas (dac definicję? bo znam ). I'm not worth it
Wiek: 38 Dołączył: 20 Sty 2009 Posty: 700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-06-17, 19:06
Raq napisał/a:
Nazar napisał/a:
Czasami zatrudniane są osoby świeżo po studiach
Jak twój ojciec?
Mówiłem o osobach świeżo po obronie magisterki. A te osobiste podjazdy do mojego ojca sobie daruj, bo on (w przeciwieństwie do Ciebie) bardzo dużo dla tego kraju i naszych i zagranicznych studentów zrobił. Nie mówiąc o tym, ilu osobom uratował życie. A robi to za marne pieniądze, bo jest pasjonatem. Ale większość osób rzuca w cholerę i odwala na wykładach kit.
Reszty nawet nie chce mi się komentować, bo widać, że nie masz o tym pojęcia. Nawet nie wiesz, że na państwowych uczelniach w Polsce są płatne studia dzienne (chyba nawet na każdej). O braku u Ciebie kultury osobistej nie ma co się rozpisywać, co nie tylko ja już zauważyłem. Ciao bejbe!
Ostatnio zmieniony przez Nazar 2009-06-17, 19:07, w całości zmieniany 2 razy
No, no. Muszę powiedzeć, że wyjątkowym buractwem się wykazujesz. Piszesz o braku kultury osobistej, a sam zacząłeś słać epitety, które kulturalnymi nazwać raczej nie można. Mówisz o ignorancj, a chwilę wcześniej piszesz, że w nosie masz nasze opinie. Pierniczysz co chwila o osiągnięciach swojego staruszka, a sam czego dokonałes? Taki jesteś wszechmocny i wszechwiedzący to się pochwal.
Myślę, że w tym momencie zasłużyłeś na solidne ostrzeżenie, za zamienienie rozmowy na kłótnię, a Raq na ostrzeżenie słowne, za odszczekiwanie.
A jak to nic nie da to ban na tydzień czasu, moze ochłoniecie.
Wiek: 38 Dołączył: 20 Sty 2009 Posty: 700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-06-17, 19:25
Ignoruję opinie o mojej osobie, bo zostałem nazwany partaczem przez kogoś, kto mnie nie zna i nic o mnie nie wie - na jakiej podstawie?
Ja swoje epitety wypisałem wyłącznie na podstawie logicznych i rzeczowych argumentów - nie nazywam nikogo partaczem, jeśli widzę, że ma głowę na karku.
Np. podałem konkretną kwotę - a w zamian usłyszałem, że to żaden argument. To jak tu konstruktywnie rozmawiać?
Co do moich osiągnięć - mam parę osiągnięć naukowych i zawodowych - jeśli chcesz, mogę Ci wypisać. Ja mówię o swoich doświadczeniach na polskich i zagranicznych ucelniach. Pozostałe opinie są przytoczonymi opiniami m. in. mojego brata i ojca, którzy znają się na tym, co robią, skoro są za to nagradzani. Dlaczego miałbym im nie ufać?
BTW: ostrzeżenie przyjmuję bez żadnych "ale", widocznie w Twoich oczach przeholowałem. Zatem przepraszam i obiecuję poprawę
Ostatnio zmieniony przez Nazar 2009-06-17, 19:28, w całości zmieniany 1 raz
Cóż, nie nazwałem Cię patraczem. Przytoczyłem tylko przykład, że mógłbym tak zrobić gdybym tak myslał... My chcemy konstruktywnie rozmawiać, ale kiedy przychodzi taki jegomość, który myśli, ze wszystki rozumy świata pozjadał i z miejsca zaczyna rzucać w nas gównem, to w tym miejscu kończy się rozmowa, a zaczyna kłótnia. A niestety, to Ty zacząłeś z tymi "zacofanymi socjalistami".
Także sprawa ma się jasno - ja i Raq uważamy, że studia nie powinny być płatne, a Ty, że powinny. Dlaczego? O tym juz nie będzemy dyskutować, bo jak widać nie potrafimy. To tyle.
Ostatnio zmieniony przez StuntmanMikeL 2009-06-17, 19:34, w całości zmieniany 1 raz
Wiek: 38 Dołączył: 20 Sty 2009 Posty: 700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-06-17, 19:42
Masz rację - zbyt dosadnie to napisałem, przepraszam.
Mogą być bezpłatne, ale wtedy nie można wymagać od nich najwyższego poziomu, fajnego podejścia do studentów, zaangażowania kadry i możliwości rozwoj. Jeśli masz coś (prawie) za darmo, to nie narzekajcie na jakość.
Wiesz, ile osób w Polsce narzeka na dziekanaty? Chyba każdy mój znajomy Ja akurat mam chody w dziekanacie, bo często w nim bywam
A konsultacje wykładowców? Mało który z nich siedzi do końca dyżuru i przyjmuje studentów. Chociaż mają obowiązek, to im to wisi, bo wiedzą, że nikt tego nawet nie kontroluje.
I wreszcie: czy to normalne, że wykładowcy przychodzą wstawieni na uczelnię? Nie zwolnią ich, bo nie ma świeżej, doświadczonej i wykształconej kadry na ich miejsce.
I nie patrzcie na uczelnie prywatne jako argument przeciwko mnie - ja tego systemu nie popieram.
A za przykład podam prosty przykład:
250 studentów studentów kończy wydział lekarski co roku - na każdego z nich uczelnia wydała ok. 120 tysięcy przez te 6 lat.
Do tego doliczamy pozostałych studentów (załóżmy, że studentów na każdym roku jest tyle samo, choć w rzeczywistości jest ich więcej, więc wyniki są zaniżone).
Łącznie mamy:
a) absolwenci: 250 * 120 000 = 30 milionów złotych
b) studenci po V roku: 250 * 100 000 = 25 milionów
c) -||- IV roku: 250 * 80 000 = 20 milionów
d) -||- III roku: 250 * 60 000 = 15 milionów
e) -||- II roku: 250 * 40 000 = 10 milionów
f) -||- I roku: 250 * 20 000 = 5 milionów
Razem: 105 milionów w ciągu 6 lat, co daje średnio niemal 1,5 miliona złotych miesięcznie.
Do tego dochodzą pozostałe koszty.
A teraz wyobraźcie sobie, że duża część z tych osób wyjeżdża później za granicę.
Państwo (czyli ja i Wy) wykładamy ciężką kasę, żeby ten ktoś później płacił podatki w innym kraju? A gdzie wdzięczność za tę wiedzę, którą za darmo dostał? Żeby chociaż trochę tu popracował.
A doliczcie, że 10 z tych osób (to ogromne zaniżenie) kocha to, co studiuje i chce zaprezentować swoją pracę naukową na prestiżowym kongresie naukowym np. w Paryżu.
10 kolejnych chce przeprowadzić innowacyjne badania.
Działalność kół naukowych - materiały też kosztują
Spreparowanie zwłok do zajęć anatomii to bardzo duże wydatki. Obecnie są to tak "zużyte" zwłoki, że ledwo się trzymają, bo ćwiczą na nich kolejne grupy.
Kto na tym traci?
Studenci, bo są gorzej wykształceni i doświadczeni, nie mają też pełnych możliwości rozwoju (szansę mają tylko ci, którzy mają sporo szczęścia, a i tak muszą się mocno wykazać - reszta zdolnych już badań nie zrobi, bo kasa pójdzie na badania innej grupy).
Tracą też na tym zwykli obywatele - bo płacą za to, a później tacy niedokształceni studenci, którzy nic poza programem nie zrobili, ich później leczą.
A niech każdy student płaci 200zł miesięcznie (tyle się w tydzień zarabia dając korki gimnazjalistom i licealistom w przerwach między zajęciami):
6 * 250 * 200 = 300 000zł miesięcznie, co daje ponad 1/3 miesięcznych kosztów nauki.
Dzięki temu uczelnia ma 300 000zł mniej wydatków i może tę kwotę przeznaczyć np. na stypendia dla najuboższych 300 studentów (każdy z nich otrzymywałby 1000 zł miesięcznie).
Te kwoty nie są dokładne, ale mniej więcej obrazują, o co w tym wszystkim chodzi.
Zawsze można też zostawić część uczelni bezpłatnych - ale powinny być w mniejszości i rozlokowane w najuboższych regionach, bliżej małych miasteczk i wsi.
Ostatnio zmieniony przez Nazar 2009-06-17, 21:37, w całości zmieniany 14 razy
Wysłany: 2009-08-30, 15:33 Liceum czy Gimnazjum ? ( wnioski )
Jako że dla niektórych wakacji już niewiele pozostało , porozmawiajmy o tym co cieplej wspominacie Gimnazjum - czy liceum , jaki okres dla was był lepszy , co wynieśliście z tamtych czasów , uzasadnijcie go dlaczego ( temat może być bardzo podobny do tego "szkoła" ale tamten jest ogólnikowo , ten temat to raczej na wzór X czy Y z uzasadnieniem , jeśli temat wam przeszkadza to bardzo przepraszam ) xD )
Wiek: 38 Dołączył: 20 Sty 2009 Posty: 700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-08-30, 17:40
1. Liceum - fantastyczni ludzie, niesamowita atmosfera, MEGA imprezy, najlepszy okres w życiu człowieka
2. Gimnazjum - tuż tuż za liceum, niemal na równi. Ja miałem jakby wstęp do życia licealnego - duża namiastka tego, co powyżej
3. Podstawówka - niewiele za gimnazjum - uroki dzieciństwa, jest co wspominać
4. Przedszkole - niewiele pamiętam, poza tym, że było fajnie
(spora przerwa)
5. Studia - najwyraźniej źle trafiłem, bo ludzie w większości udają dorosłych i strasznie smęcą, brak spontaniczności i jakiejkolwiek organizacji. Zebrać wszystkich na dużą imprezę - praktycznie nierealne. Brakuje mi też takiej fajnej atmosfery i integracji - każdy zajmuje się swoimi "dorosłymi" sprawami, jakby z ludzi uszło życie.
1. Liceum - odnowa ,zbieranie się do kupy po gimnazjum jako weteran wojenny.Układanie sobie życia i szukanie abstrakcyjnych rozwiązań.Akurat gdy ludzie zaczęli mi się podobać i przestałem tworzyć wokół siebie bariery nastał czas pożgań.
2. Gimnazjum - Dobra pamięci ,ale w tym okresie wszystko popierniczyło się na maksa.Za długo by opisywać.Gniew skumulowany we mnie trwa do dziś.
3. Podstawówka - kolejna dziura w pamięci.Złe wspomnienia do których nie chce wracać.
4. Przedszkole - Dziura w pamięci. Raczej nie czułem się dobrze.Chociaż pamiętam zabawę w lekarza z dziewczynami
5 Studia - Początkowo nie było fajnie.Gdyż patrzyłem na nich przez pryzmat moich doświadczeń.Jako na moje szczęście trafiłem na dojrzałych ludzi.Prawdopodobnie najlepszy okres z całej piątki.
_________________ Sono Me Dare No Me?
Ostatnio zmieniony przez SiedzacyWKiblu 2009-08-30, 18:32, w całości zmieniany 1 raz
Liceum - jeszcze nie wiem dopiero tam idę ale mam cicha nadzieje na dojrzałych , fajnych i rozumiejących moją inność ludzi
Gimnazjum - pierwsza i druga klasa to był koszmar bo trafiała do nas sama patologia . w trzeciej klasie było troszkę lepiej nie licząc konfliktów z nauczycielami i sporą dozą nauki ( ale wiem zaraz starsi koledzy i koleżanki powiedzą mi jak to oni się męczą na studiach , otóż zdaję sobie z tego sprawę i wam współczuję :grin2:
Podstawówka - jak na razie mój najlepszy okres w życiu , beztroska , wspomnienia ( nie wiem czemu mam uczucie że tamten okres póki nie poszedłem do gimnazjum to dla mnie świat taki magiczny , duży i tajemniczy się wydawał ) :roll:
Przedszkole - jedyne co pamiętam to to że jedyne danie jakie tam do końca jadłem to płatki śniadaniowe , kolegę udającego dinozaura , i odbieranie mnie przez rodziców
Gimnazjum - Chore pomysły stukniętego dzieciaka i wycięty rok z życia. Gdyby nie nagłe przebudzenie, mógłbym... i to na tyle, bo boli.
Liceum - Odnalezienie swej największej pasji w życiu, a mianowicie muzyki. Okres ten wspominam z nutką sentymentalizmu, gdyż zacząłem na dobre interesować się wieloma rzeczami, którymi, de facto, zajmuję się po dziś dzień. To także czas wskoczenia do głębokiej wody, podjęcie pracy, w końcu, odcięcie pępowiny po dziwactwach lat wcześniejszych.
Przedszkole - Zbieranie komiksów, tworzenie wraz z kuzynem gier na własny użytek, pierwszy kontakt z Pink Floyd, muzyką rockową i harmonijką ustną, podarowaną mi od chrzestnego. Ajajaj
Bo jest elastyczna Nazar , chyba się nie pogniewasz ? no ale powiedzmy sobie szczerze nie zachowujmy się jakbyśmy mieli po 10 lat co ? nie pogniewamy sie ? :roll:
Przedszkole - Pamiętam jedynie modę na Transformersy, rysowanie, komiksy itp. Parę osób stamtąd znam do dzisiaj, ale to raczej przez późniejsze spotkanie w gimnazjum. Był to także jedyny okres w moim życiu, kiedy spędzałem dużo czasu z dziewczynami. Tak... proszę się nie śmiać, ale zdarzało mi się bawić z koleżankami w jakimś tam ichnym kąciku ;p.
Podstawówka - Wspomnienia mam raczej negatywne. Co prawda przez sześć lat trzymałem się z "główną" grupą klasy, to jednak większość z nich to kompletni idioci. Parę osób także znam do dzisiaj, ale prawda jest taka, że moja klasa naprawdę stanowiła w większości skupisko debili lub osobników z rodzin patologicznych (co też się przekładało na liczne konflikty). Mieliśmy też parę osób psychicznie chorych (naprawdę, bez naśmiewania się z nikogo), co tylko psuło sytuację. Lekcje wychowawcze w większości poświęcone były naszemu (czyt. klasy - ja byłem wzorowy uczeń ;p) skandalicznemu zachowaniu. Pamiętam też, że na zakończenie 6 klasy praktycznie skakałem z radości, że nie będę się musiał użerać z tymi kretynami. To nie tak, że byłem jakiś aspołeczny, nie. Ja bym to prędzej określił "dobrze wychowany", przez co niektóre wybryki innych z czasem przestały mnie bawić.
Gimnazjum - Najlepszy okres w moim życiu, bez wątpienia. Moja klasa została złożona z najlepszych (pod względem nauki i zachowania) osób kilku innych podstawówek, przez co towarzystwo było naprawdę przednie. Złe zachowanie, wybryki, zwracanie uwagi, kłótnie, bijatyki? To nie u nas. Ludzie byli naprawdę rozgarnięci, a klasa jako całość potrafiła się świetnie zgrać, nawet jeśli na co dzień był podział na grupki (głównie wśród dziewczyn). Z większością osób mam kontakt do dzisiaj i o mało której osobie mam obecnie złą opinię. Świetni znajomi i świetne wspomnienia. Żałuję jedynie dwóch rzeczy - paru dziwnych zachowań z mojej strony (taki wiek, niestety) oraz ogólnej opinii o naszej klasie. Jeśli chodzi o drugą kwestię, to chyba wiadomo, że jeśli jest klasa "kujonów", to nikt nas nie będzie traktował poważnie, niezależnie od zachowania indywidualnych osób. Już nawet nie chodzi o wyniki w nauce, ale niestety nie mieliśmy łatwo jeśli chodzi o kontakty z innymi klasami. No ale w sumie... jeśli wszyscy z klasy dostają czerwone paski na zakończenie roku to faktycznie wygląda to trochę dziwnie. Mimo to, żałuję, że te trzy lata tak szybko zleciały.
Liceum - Przeciwieństwo gimnazjum, jeden z najgorszych okresów mego życia. Niestety, poszedłem do innej szkoły niż większość znajomych z gimnazjum, a także klasy, w której nie znałem praktycznie nikogo. Chciałem iść na profil z językiem angielskim, ale za namową rodziców wylądowałem w mat-fizie. Nie dość, że nie była to do końca moja działka, to jeszcze 3/4 klasy okazało się kompletnymi kretynami, i to mówiąc bardzo delikatnie. Dobre stosunki utrzymywałem z zaledwie paroma osobami, z kilkoma w ogóle nie rozmawiałem, a z pozostałymi byłem w swego rodzaju konflikcie. Nie abym miał źle, ale jako osoba spokojna nie skora do wybryków i szczeniackiego zachowania, wszelkie ziomy nie miały o mnie pozytywnej opinii. A że klasa składała się w większości z tych ziomów... cóż. Naprawdę, mentalność dziesięciolatka w ciele 18 latka - tak prezentowała się większość osób mojej klasy. Na zajęcia chodzili bo musieli (a wydawałoby się, że w tym wieku człowiek zdaje sobie sprawę z istoty edukacji), ulubionym ich przedmiotem był w-f, a najlepszym zajęciem słuchanie hip-hopu/techno i chodzenie na elo imprezy. Chyba nie muszę podkreślać w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znajdowałem, szczególnie jako osoba (wówczas) słuchająca muzyki gitarowej (co też mi było wypominane). Przez to stałem się odludkiem, a jedyną rozrywką były okazyjne spotkania ze starymi znajomymi z gimnazjum. Jednak i oni poznajdowali nowych znajomych oraz dziewczyny, przez co nie były one szczególnie częste. W końcu w tym wieku człowiek woli się spotkać z partnerem/partnerką niż jakimiś tam znajomymi (wiem tylko z obserwacji, nie własnego doświadczenia, niestety). Koniec końców, wrażenia po zakończeniu liceum miałem bardzo podobne do tych z podstawówki. Choć samej szkoły nie wspominam źle, tak klasę tragicznie.
Studia - Obecnie jestem po obronie licencjatki, z planami kontynuacji nauki na studiach magisterskich gdzie indziej. Pierwszy rok był bardzo chaotyczny, z tego co pamiętam. Około 70 osób podzielonych było na trzy grupy. Nie ma co ukrywać, że wielu z nich trafiło tam przez pomyłkę lub przypadek, albo po prostu aby uniknąć wojska. Przez to nie dość, że nie zachowywali się oni szczególnie dojrzale, to jeszcze bardzo szybko się ulotnili. Przez dwa lata te 70 osób wykruszyło się do zaledwie 16. Ale nie ma co ukrywać, że te 16 osób to już w większości ktoś normalny. Tym samym wspomnienia mam jak najbardziej miłe, aczkolwiek faktem jest, że co niektórzy lekko przeginają, tworząc sobie z innych wrogów i konkurencję. No sorry, ale normalny człowiek podzieliłby się pytaniami na egzamin, a nie zachowywał je dla siebie (mała afera na trzecim roku). Nie wspominając o ogólnym udostępnieniu notatek, co także stanowiło dla niektórych nie lada problem. Mimo to, ludzie nieporównywalnie lepsi od tego z czym miałem kontakt w liceum. A prawda jest też taka, że te trzy lata strasznie szybko zleciały, gdy się teraz zastanowię.
Co będzie dalej - nie wiem. Nawet nie jestem do końca zdecydowany czy udam się na studia dzienne czy zaoczne. Obecnie czekam na wyniki i mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Niestety, nie przewiduję już jakichś super nowych znajomości. Na studiach zaocznych ludzie nie mają tak dobrych kontaktów, a na dziennych tam gdzie złożyłem papiery konkurencja jest na porządku dziennym... No cóż, zobaczymy.
Suavek jak już zostane psychologiem będziesz mógł przychodzić do mnie na leżanke na takich ciekawie i gęsto wypowiadających się ludziach najwięcej zarobie , nie no teraz już poważnie mówiąc , tak większość z was źle wspomina liceum to zaczynam się bać , chociaż niektórzy znajomi z mojej nowej klasy których znam byli na spotkaniu ( bo teraz idę do liceum :grin2: ) i mówili ze ludzie są zajebisci ale to kwestia gustu , pożyjemy zobaczymy , nie wiem czemu nie mogę sie doczekać juz tego roku szkolnego , nie wiem czemu może lubię mieć zajęcie , po za tym człowiek samotny na wakacjach ,,,, się nudzi .. ale to kwestia przyzwyczajenia . życzcie mi szczęścia w tym nowym roku szkolnym xD
_________________
Ostatnio zmieniony przez Kwiatek1993 2009-08-30, 20:35, w całości zmieniany 1 raz
W moim przypadku edukacja po odejściu mojego ojca, stała się niezwykle burzliwa i trudna i właściwie ciągnie się do dzisiaj, ale po kolei.
Przedszkole - za wiele nie ma co gadać, gówniarz byłem, jak każdy z nas kiedyś. Mało teraz pamiętam co wtedy robiłem, jedynie strzępki wspomnień, które wolę zachować dla siebie. Może jedynie warta wspomnienia jest moja swego rodzaju inauguracja muzyczna, kiedy to wujas po raz pierwszy zapoznał mnie z gitarą, a ojciec zarażał coraz to lepszymi zespołami, które uformowały moje gusta.
Podstawówka - miło ją wspominam. Generalnie beztroska, zabawa i pełno kolegów i koleżanek. Zdarzały się nieprzyjemne sytuacje, ale któremu dzieciakowi w takim wieku się nie zdarzały? Uczniem byłem dobrym, acz nie jakimś wybitnym. Najbardziej lubiłem muzykę, przyrodę, historię i polski.
Gimnazjum - koszmar. Mniej więcej w połowie pierwszej klasy odszedł mój ojciec i mniej więcej od tego momentu zaczęły się schody. Raz, że nie było już komu mnie przypilnować w nauce, to jeszcze zaczął się tzw. "okres buntowniczy", który doprowadził do szeregu nieprzyjemności i alienacji. Dodatkowo moja klasa była bandą po**bów i frajerów, z których do dzisiaj może z dwoma osobami utrzymuję stały kontakt, a jedną mogę nazwać przyjacielem. Z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej zlewałem i frekwencję i naukę, czego do dzisiaj nie mogę przeboleć, ze taki głupi byłem. Gimnazjum skończyłem dopiero po 4 latach, co w sumie ma jakieś dobre strony. Raz, że stopnie na świadectwie lepsze miałem, dwa, że druga klasa, do której trafiłem okazała się być zgraną i przyjazną grupką.
Liceum - jak widać z gimnazjalnej lekcji niewiele jednak wyniosłem i w liceum kompletnie zlekceważyłem frekwencję. Można powiedzeć, że częściej mnie nie było w tej szkole niż byłem. Także nie wiem czemu takie głupstwo popełniłem, zwłaszcza, że nowa szkoła i nowa klasa to byli świetni ludzie. Za każdym razem jak się już pojawiłem w tej szkole to miło spędzałem czas, pomimo odczywistych braków w nauce. Po pierwszym roku odpadłem i przeniosłem się do szkoły wieczorowej. Po jednym semestrze nagle się obudziłem z letargu i postanowiłem przenieść się do szkoły zaocznej i pójść do pracy, w których to tkwię do dzisiaj.
Ogólniaka zaocznego zostało mi jeszcze półtora roku i przy dobrym wietrze po tym mam nadzieję dostać się na studia dziennikarskie. Czas pokaże. Momentami bywa ciężko, zwłaszcza z przedmiotami ścisłymi, których nigdy nie zdzierżałem, ale nie tracę wiary w siebie.
No tak, przypomina mi się mój test wstępny do high school, był coś podobnego tylko z tym że na początku były takie zadania jak te ze screenów a później już tylko trudniejsze. Jeśli ktoś chciałby sobie porównać mature nowojorksą do polskich to tutaj jest link do starych regents'ów (niestety nie ma ogólnej matury na cały kraj USA, bo panuje federalizm).
Jest także SAT (to jest egzamin ogólnokrajowy), który jest o wiele trudniejszy od regents'ów i ma nałożony rygorystyczny limit czasu na danie odpowiedzi. SAT jest brany pod uwage na uniwersytetach i bez niego nie można się dostać na żadne studia cztero-letnie. Tu jest link do próbnego testu (plik jest w formie .pdf)
Wiek: 38 Dołączył: 20 Sty 2009 Posty: 700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-09-08, 21:24
Bersek: widziałem taki test u znajomej - podobny poziom reprezentował W UK nawet płacą ludziom za to, żeby się uczyli, a i tak coraz mniej chętnych jest. Dziewczyny (często ok. 15-16 lat) wolą sobie np. trójkę dzieci "zrobić" (bo tylko tak można to określić) i utrzymywać się z dofinansowania, które dostają od państwa. Czego oczekujesz od testów dla takich osób?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum