Silent Hill Page
 
Forum Silent Hill Page 
 Strona główna  Regulamin  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Zaloguj  Rejestracja

Poprzedni temat «» Następny temat
Muzyka - Temat ogólny
Autor Wiadomość
Church 
Cockroach
Lord Lizaczek



Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 27
Wysłany: 2008-09-01, 11:31   

Carmash napisał/a:
Przemawia przez nią prawdziwe uczucie, a smutek i nostalgia stają się w niej niemalże namacalne, oplątując swego odbiorcę pnączem goryczy. Zawsze jak tego słucham, to w głowie dzieją się niepokojące rzeczy. Jeżeli miałbym umrzeć w tragiczny sposób, to tylko przy tym utworze.


Mówiłem żebyś skończył!


A jeżeli chcemy skupić się Jetan na opisywaniu Coila jako duetu muzycznego, to chyba znajomość dyskografii jest kurews*o ważnym elementem złotko. Poezję Balance'a zostawmy sobie na inne rozważania, w końcu jesteśmy w temacie muzycznym, niepoprawny poeto.
_________________

 
 
Jetan 
Cockroach



Wiek: 35
Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 12
Wysłany: 2008-09-01, 11:37   

Tekst nie trafia na dany utwór bez powodu i stanowi integralny element utworu muzycznego, powinieneś o tym pamiętać, a sam Balance pisał pod konkretne utwory i odpowiedni nastrój. Tak myślę XD.
Lepiej się pochwal, jak zaczęła się Twoja znajomośc z Coilem i dlaczego najbardziej kochasz Moon's Milk (sam muszę przyznać, że też to uwielbiam hehe) :P .
 
 
Church 
Cockroach
Lord Lizaczek



Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 27
Wysłany: 2008-09-01, 11:49   

Balance był alkoholikiem, poezja rodziła mu się w pijackich majakach. Miał seksowny głos, ale muzycznie królował Peter, który zresztą też był przystojniejszy. Same plusy skarbie, coil to muzyka, a nie poezja.

Muzyka Coila to poezja, której nie powinien dotykać Carmash!

cium?
_________________

 
 
Jetan 
Cockroach



Wiek: 35
Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 12
Wysłany: 2008-09-01, 12:00   

Cytat:
Balance był alkoholikiem, poezja rodziła mu się w pijackich majakach.


Witakcy był narkomanem, Gombrowicz był zwolennikiem "mechanicznego pisania", Słowacki pisał Króla-Ducha samemu chyba nie rozumiejąc, o co tam chodziło. Ale co z tego? Każda gałąź sztuki powstaje w sposób bardziej instynktowny niż racjonalny zatem alkoholizm Balance'a to średni argument za dyskryminacją jego poetyckiej twórczości. Zamierzasz mi wmówić, że np. Ostia ma nieadekwatny tekst do utworu? To może Golden Section albo Sex With Sun Ra - czy tam muzyka gryzie sie w tekstem? Nie, nawzajem się dopełniają. Między poezją a muzyką granica jest bardzo cienka, zatem nie widzę powodów dla których tak bardzo chcesz to rozgraniczać.
A Christopherson nie był przystojniejszy, jak ty w ogóle możesz porównywać takiego flegmatycznego Brytyjczyka z Balance'em -,-.


John to ten po prawej...


A tutaj po prawej stoi z kolei Peter.

sami chyba przyznacie, że nie ma konkurencji :> .
 
 
Church 
Cockroach
Lord Lizaczek



Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 27
Wysłany: 2008-09-01, 14:37   

Jetan napisał/a:


Zamierzasz mi wmówić, że np. Ostia ma nieadekwatny tekst do utworu?


Jakaś znacząca więź nie jest odczuwalna.

Jetan napisał/a:

To może Golden Section albo Sex With Sun Ra - czy tam muzyka gryzie sie w tekstem?


Nie, oczywiście, że nie. Ale Coil to dalej przede wszystkim muzyka - duet muzyczny. Nie Duet recytatorski. Dlatego dalej brak znajomości większości dyskografii jest znaczący w dyskusji, kto lepiej zna Coila.

Jetan napisał/a:

Nie, nawzajem się dopełniają. Między poezją a muzyką granica jest bardzo cienka, zatem nie widzę powodów dla których tak bardzo chcesz to rozgraniczać.


Plus złotko, połowa dyskografii Coila to instrumentale, a więc kwestia znowu bardziej muzyczna, a nie liryczna.

Jetan napisał/a:

A Christopherson nie był przystojniejszy, jak ty w ogóle możesz porównywać takiego flegmatycznego Brytyjczyka z Balance'em -,-.


Bzdura, sam Christopherson zauważył brzydotę Balance'a rzucając go potem, myślisz, że jak nasz kochany Johnny wpadł w alkoholizm?
_________________

 
 
Jetan 
Cockroach



Wiek: 35
Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 12
Wysłany: 2008-09-01, 18:22   

Cytat:
Jakaś znacząca więź nie jest odczuwalna.

Ależ jest, nastrój utworu bardzo dobrze pasuje do twórczości Passoliniego któremu utwór został zadedykowany, w każdym razie nie widziałbym żadnych przeszkód przeciwko wrzuceniu go na dowolnego soundtracka do któregoś z jego filmów.

Cytat:
Nie, oczywiście, że nie. Ale Coil to dalej przede wszystkim muzyka - duet muzyczny. Nie Duet recytatorski. Dlatego dalej brak znajomości większości dyskografii jest znaczący w dyskusji, kto lepiej zna Coila.

Jest znaczący, ale nie decydujący. Można z równym powodzeniem przesłuchać całej ich dyskografii jednym uchem i nic z tego nie wyciągnąć, ale można przysiąść nad jedną płytą (ba, jednym utworem nawet!) i eksploatować i analizować go do granic możliwości. I takie "obeznanie" mi chodziło a nie wzajemne licytowanie się na ilość znanych albumów, przejdźmy lepiej do dyskusji nad poszczególnymi płytami, hehe.

Cytat:
Bzdura, sam Christopherson zauważył brzydotę Balance'a rzucając go potem, myślisz, że jak nasz kochany Johnny wpadł w alkoholizm?


Ciekawe, że nie był w stanie jej zauważyć przez jakieś 24 lata. Poza tym to z tego co wiem było odwrotnie: alkoholizm doprowadził do "rozwodu" a nie odwrotnie.
 
 
Church 
Cockroach
Lord Lizaczek



Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 27
Wysłany: 2008-09-01, 18:35   

Jetan napisał/a:

Jest znaczący, ale nie decydujący. Można z równym powodzeniem przesłuchać całej ich dyskografii jednym uchem i nic z tego nie wyciągnąć, ale można przysiąść nad jedną płytą (ba, jednym utworem nawet!) i eksploatować i analizować go do granic możliwości.


Dalej nie rozumiesz, to nie chodzi o licytację płytami czy o znajomość najmniej dostępnych remixów.
To co chcę powiedzieć, to fakt iż najważniejszym aspektem Coila, jest właśnie muzyka. Nie należy przekładać znajomości na liczbę zinterpretowanych dogłębnie utworów, bo wtedy mogę stwierdzić, że moja, choćby najbardziej bzdurna interpretacja jest trafna i znam Coila lepiej.

Jesteś humanistą Jetan, startowałeś w konkursie, który polegał na interpretacji poezji, stąd Twoja perspektywa.

i.

Można oczywiście przesłuchać dyskografię jednym uchem - ale tutaj ja jestem dyskutantem, a dyskografię posiadam od paru lat, muzyka działa na emocje i tworzy wspaniały klimat, jeżeli potrafi się go wytworzyć. Na teksty Johna jestem za głupi, stąd moja perspektywa.

Jetan napisał/a:

Ciekawe, że nie był w stanie jej zauważyć przez jakieś 24 lata. Poza tym to z tego co wiem było odwrotnie: alkoholizm doprowadził do "rozwodu" a nie odwrotnie.


No to pokazuje, że w kwestii historii Coila, jednak wiesz więcej. Ok, poddaję się w temacie wyglądu obu panów. John jest przystojniejszy. Bęc!
_________________

Ostatnio zmieniony przez Church 2008-09-01, 18:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Trivane 
Lying Creature


Wiek: 31
Dołączył: 17 Lis 2007
Posty: 437
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-09-01, 18:45   

Ostatnio kolega polecił mi album Guns N' Roses: Appetite for Destruction. Ten album okazał się jednak istnym zamiataczem, widać 87r. był dla nich najbardziej korzystny - ostatecznie nie dziwię się, iż jedna z nich (Paradise City) wykorzystało Criterion do swojego Burnota Paradise :P

Nastawiam się także na Aerosmith, po tym jak usłyszałem jeden ich utwór pt. Dream On - którego refren w jednej ze swoich piosenek wykorzystał Eminem - wierzę także, że Aerosmith jest równie genialny jak Gn'R..
_________________
Last.Fm
Ostatnio zmieniony przez Trivane 2008-09-01, 18:49, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Światłocień 
Lurker



Wiek: 30
Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 334
Skąd: Łuć
Wysłany: 2008-09-13, 18:27   

Dorwałem Death Magentic (info dla heretyków- to najnowsza płyta Metallici xD ) Ale zamiast męczyć sie z opisami i minirecenzją postanowiłem dać rozmowę przez GG o niej z moim kolegą. Mniej roboty a wyrazi moje zdanie w takim samym stopniu xD

Ja
Właśnie słucham Death Magnetic... i jak dla mnie to TOTALNY powrót do Kill'em All Ride The Lighting Master Of Puppets itd.
Zajdel
no to mowilem Ci
Ja
Not good :/
Zajdel
why ?
Ja
No bo ja jestem z tej grupy fanów od Black do Reload a nie od Kill'em All to ...And Justice For All xD
Zajdel
czyli tej bardziej komercyjnej juz XDDDD
Ja
Jebię czy komercyjnej czy nie. Po prostu późniejsze mi się bardziej podobają
Ja
My Apocalypse fajne póki co :D
Zajdel
no ten kawalek jest naprawde dobry
Ja
Cyanide też fajne :d
Zajdel
dobra jest ta plyta i tyle
Ja
No ale Unforgiven to zj*bali moim zdaniem
Ja
Jak dla mnie St. Anger lepsza
Zajdel
hehe XD
Ja
Poprzednie dwie części chwytały za serce jak się ich słuchało :D A to takie ku*wa smęty na siłę xD
Ja
No ale...bywa...jak na każdej są lepsze i gorsze kawałki. Mogło byc lepiej ale nie spierdo*ili totalnie. Może jak się bliżej przysłucham to mi się bardziej spodoba ^^ xD
_________________
Jeden z najśmiejszniejszych dzieciaków neo na tym forum napisał/a:

i na podłodze była krew. a pod krwiom leżał list. otworzyłem go a z niego wylała sie krew...
 
 
Plazior 
Closer



Dołączył: 28 Gru 2007
Posty: 990
Wysłany: 2008-09-16, 13:49   

Wczoraj, szukając info na temat LoK natknąłem się na kolesia grającego Ozar Midrashim oraz Ariel's Lament na gitarze elektrycznej.Koleś dał linka do strony zespołu w którym gra.
http://www.myspace.com/betweenthezones

Zespół ten ma już nagrane 2 płytki.Jedna EP a druga Inspirowana OST'ami z Legacy of Kain.Tej pierwszej jeszcze nie słuchałem ale druga z Coverami Main Theme'ów z LoK'a jest po prostu boska :) Na płycie znajdziecie również 12 utworów w klimatach LoK: Soul Reaver. Dla fanów OSTów z serii powinien się spodobać :) Płytki można sciągnąć za free: http://gombaka.free.fr/betweenthezones/

Mam nadzieje, że ktoś z forum zassa oba albumy i się wypowie w temacie. :)

EDIT: Ozar Midrashim Cover

Ariel's Lament

Koleś na gitarze wymiata ostro :)
_________________
"To, że jestem online na forum nie znaczy, że siedze przed kompem. Pomyśl o tym zanim coś takiego napiszesz ;) " - Józef Piłsudski, Biblia 14:23
Ostatnio zmieniony przez Plazior 2008-09-16, 13:54, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Carmash 
Lying Creature



Wiek: 36
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 493
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-09-16, 19:57   

W związku z wczorajszą wiadomością o śmierci Richarda Wrighta, postanowiłem odbyć całonocny seans z muzyką Pink Floyd. Przesłuchałem pod rząd całej dyskografii, aby po raz kolejny w przeciągu 15-sto letniego kontaktu z ich muzyką, poczuć coś prawdziwie niezwykłego. Przez te 14 płyt odbyłem prawdziwie długą, muzyczną podróż po pełnym psychodelii i nieocenionego piękna, życiu grupy muzyków, którzy swoją twórczością wskazali mi największą pasję i miłość mojego życia - muzykę. To właśnie Rick Wright był w moim mniemaniu największym, najbardziej kreatywnym i genialnym klawiszowcem, jakiego otrzymał świat. Był moim przykładem, wzorem do naśladowania, w końcu obok Gilmoura najlepszym muzykiem w historii, co nie trudno przełożyć na uwielbienie jakim darzą zespół Pink Floyd. Na samym początku było olbrzymie zderzenie, z którego powstał równoległy świat, pełen najdziwniejszych wizji, znaczeń, symboli. Ten chaos, cząsteczki z których powstał ów świat, zwie się Astronomy Domine. A co była na końcu? To, co dla wielu jest najważniejsze. Wielka nadzieja. ARCYDZIEŁO!
_________________

 
 
 
Karolpiotr 
Mumbler
trolling since 2004


Dołączył: 17 Lis 2007
Posty: 199
Wysłany: 2008-10-08, 20:13   

Ja ostatnio mam nawrót słuchania triphopu (obowiązkowo ze śpiewającą kobietą). Pewnie jest to spowodowane jesienią i ogólnym zajechaniem organizmu, z czym dobrze komponuje mi się muzyka Halou i Portishead. Sour Times - 100% jesień, gdyby nie to, że do zimy wyjdzie jeszcze parę fajnych komiksów, to chyba zapadłbym w letarg.
_________________
so tell me the truth
 
 
PiK 
Remnant
untitled



Wiek: 41
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 570
Skąd: skątowni
Wysłany: 2008-10-09, 13:45   

Też mnie ostatnio na podobne klimaty wzięło. Taka melancholijna muza najlepsza na jesienne wieczory. Głównie Tricky'ego i Lovage. To drugie to chyba najbardziej erotyczna muzyka na świecie. Mike Patton zadziwił mnie po raz kolejny.
Oprócz tego strasznie wkręcił mi się kawałek PJ Harvey - The Wind
_________________
„Większość ludzi, w jakimś momencie życia, potyka się o prawdę. Wielu szybko się podnosi, otrzepuje i zajmuje swoimi sprawami, jakby nic się nie stało.” - Winston Churchill

"Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własnymi badaniami" - William Cooper
 
 
Wendigo 
Valtiel



Pomógł: 2 razy
Wiek: 32
Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 996
Skąd: Dowództwo Galaktyczne Ashtar
Wysłany: 2008-10-27, 15:57   

Nie wiem czy było już o Dohtorze Miodzie, więc Dohtor Miód to śląski raper, który rapuje za pomocą śląskiej gwary, przekleństw masa i klimaty blokersów, a tutaj kilka jego hitów xD
http://dover73.wrzuta.pl/...bol_kiejs_srogi -Krótki konsek sRagga ło ćpunie co boł kiejś srogi
http://www.wrzuta.pl/audi...iod_-_dzistanie Dżistanie (zwróćcie uwagę na początek, prawie jak Prodigy)
 
 
 
Kilroy 
Mumbler



Wiek: 33
Dołączył: 08 Lut 2008
Posty: 145
Skąd: dolina trolli
Wysłany: 2008-11-18, 18:35   

To tutaj robi furore. Najgorsze jest to, że nie mogę tego przestać słuchać.... cholerni Szwedzi.

http://www.youtube.com/watch?v=UX6e7sO1ss0
_________________
A drink a day keeps the shrink away.
-- Edward Abbey
 
 
 
Carmash 
Lying Creature



Wiek: 36
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 493
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-12-20, 22:42   

Może i nie jestem fanem Joy Division, ale ta piosenka naprawdę mnie oczarowała :)

http://darkman7.wrzuta.pl...on_-_atmosphere
_________________

 
 
 
Doxepine 
Air Screamer
Panna Alessa Najświętrza



Wiek: 39
Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 766
Skąd: Gdybykózka - Tobynóżka
Wysłany: 2009-01-07, 00:46   

Postanowiłem, że co jakiś czas będę pisał o jednym artyście/jednej artystce, których muzyka znaczy dla mnie bardzo wiele. Ja podzielę się muzycznymi pasjami ze wszystkimi czytającymi ten dział forumowiczami, inni poznają muzykę czasem ciężką do znalezienia, ale imo bardzo wartościową. Takie notki składać się będą z krótkiego (zazwyczaj) wprowadzenia w biografię i z dyskografii (jeżeli nie całej, to przynajmniej znajdą się tam płyty, które, moim zdaniem, warto poznać). Chcę uniknąć zdawkowego polecania jakichś utworów, z drugiej zaś strony nie będę pisał recenzji poszczególnych płyt. Ot, znajdzie się miejsce na subiektywny opis danego krążka, bez omawiania każdego utworu z osobna. Dziś zaczynam od artystki, której muzyka wiele dla mnie znaczy, a mianowicie od Stiny Nordenstam.

Kristina Marianne Nordenstam urodziła się 4 marca 1969 w małym miasteczku Fisksatra, niedaleko Sztokholmu. Od najmłodszych lat otoczona była muzyką, głównie za sprawą ojca, który był wielbicielem muzyki jazzowej. To przy ojcu stawiała pierwsze kroki w grze na instrumentach muzycznych.
Dzieciństwo Stiny nie było jednak usłane różami. Jej rodzice, niejako na znak protestu przeciwko swojemu konserwatywnemu wychowaniu i pozycji społecznej (klasa średnia), zapisali się do partii komunistycznej. Również Stina, jako nastolatka, przeżyła kilkumiesięczny "romans" z Ligą Młodych Komunistów, nie wspomina jednak tego okresu najlepiej. Powoli traciła kontakt z rodzicami, którzy zaangażowali się w ruch komunistyczny. Ci ciągle powtarzali jej, że powinna czuć się winna tego, że należy do burżujskiej klasy średniej. W szkole muzycznej Stina trafiła do klasy, której wychowawcą był młody nauczyciel mający bzika na punkcie komunizmu. Gdy, pewnego razu, Stina została pobita przez kolegę z klasy, nauczyciel ów stwierdził, że to jej wina, gdyż nie okazała mu dostatecznie dużo szacunku jako człowiekowi mniej niż ona uprzywilejowanemu.
Stina na długie godziny wychodziła z domu. Wtedy właśnie postanowiła zająć się muzyką zawodowo. Sama Stina, w jednym z wywiadów stwierdziła, że:
Cytat:
Wydaje mi się, że jako dziecko zwróciłam swoją uwagę w stronę muzyki, żeby czymś się zająć, żeby nie przebywać w domu. I to nie dlatego, że byłam nią zainteresowana. Tak naprawdę nie byłam niczym zainteresowana, nawet życiem, ponieważ do 20 roku życia cierpiałam na poważną depresję. Żyłam odseparowana od świata. Do tego czasu nie miałam żadnego zdrowego związku z innym człowiekiem.

W innym wywiadzie powiedziała:
Cytat:
Muzyka przytrafiła mi się jako coś, w czym jestem po prostu dobra.

Talentu jednak nie można jej odmówić. Już jako 15-latka grała na pianinie i skrzypcach. Nauczyciele z jej szkoły zachwyceni byli jej talentem i uporem, dlatego też dawali jej do grania najtrudniejsze wokalnie i stylistycznie standardy jazzowe. Przeniosła się do innej szkoły muzycznej, gdzie poznała grupkę młodych jazzowych zapaleńców. Razem z nimi zaczęła myśleć o założeniu profesjonalnego zespołu muzycznego. Tak właśnie powstał The Flipperman.
Przez pierwszy okres istnienia grupy Stina czuła się spełniona:
Cytat:
Czułam się po prostu wolna! Pierwsze tygodnie wspólnego grania dawały mi niesamowitą radość.

Z biegiem czasu zespół zaczął ją jednak uwierać. W końcu, znudzona wspólnym graniem, zrezygnowała ze współpracy z myślą o rozpoczęciu solowej kariery:
Cytat:
The Flipperman przestał się rozwijać. Nawet nie jestem pewna, czy kiedykolwiek to robił. Oni [pozostali członkowie zespołu] chcieli grać wciąż te same kawałki z <<Wielkiej Księgi Standardów Jazzowych od A do Z>>. Drażnił mnie w nich brak ambicji.

Już podczas wspólnych występów Stina pisała, a potem próbowała śpiewać swoje utwory. Ich ostatni koncert, który zagrali dla Programu 1 szwedzkiego radia, zawierał tylko własne kompozycje Stiny. Wkrótce potem Stina wygrała konkurs młodych talentów i otrzymała możliwość nagrania solowej płyty. Jurorzy byli nią zachwyceni, a przede wszystkim jej głosem - nieporównywalnym z niczym, delikatnym i dziecięcym, ale nie infantylnym. Po konkursie zgłosiły się tuziny wytwórni muzycznych, w tym 4AD, Sony Music, oraz mała wytwórnia east/west. Najpierw Stina wybrała Sony Music, szybko jednak zrezygnowała i do podpisania kontraktu nie doszło:
Cytat:
Powiedzieli mi, że moje utwory są za bardzo osobiste. Odpowiedziałam, że napisałam je wyłącznie dla siebie i wyszłam stamtąd.

W końcu związała się z east/west, u których wyda 4 swoje albumy.

MEMORIES OF A COLOUR, 1991 (7 września 1992)*



1. Memories of a Colour
2. The Return of Alan Bean
3. Another Story Girl
4. His Song
5. He Watches Her From Behind
6. I'll Be Cryin' For You
7. Alone At Night
8. Soon After Christmas
9. A Walki In The Park


Memories of a Colour składał się przede wszystkim z kompozycji napisanych przez Stinę w okresie, kiedy grała jeszcze z The Flipperman. Jest to album typowo jazzowy, brak w nim udziwnień i eksperymentów, a jednak wyraźnie słychać to, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym, obdarzonym niesamowitym talentem. Co ciekawe, do sesji studyjnych Stina zaprosiła byłych kolegów z The Flipperman. Album wywołał prawdziwy ferment w środowisku muzycznym, a także poza nim. W wielu gazetach pojawiały się nowe artykuły o Stinie, dziennikarze prześcigali się w wymyślaniu superlatyw, a telefony wręcz urywały się od próśb o udzielenie wywiadu. Nikt nie miał wątpliwości, że jej kariera wykroczy daleko poza granice jej rodzinnego kraju, nikt też nie spodziewał się, że występ przed szwedzkim rządem będzie jednym z ostatnich w jej karierze.
Przejdźmy teraz do zawartości albumu. Jak już wspominałem, Memories... to jazzowa płyta, pełna saksofonowych solówek, fortepianu i smyczków. Ci jednak, których jazz nigdy nie interesował, mogą być spokojni i nie muszą obawiać się muzycznych tortur. Cały album utrzymany jest w senno-melancholijnej atmosferze, uzupełnionej przez raczej smutne teksty traktujące o opuszczeniu, samotności, nieszczęśliwej miłości. Tematycznie nie zachwyca, ale w wykonaniu Stiny słowa "miss you" nabierają innego sensu - nie można im nie wierzyć. Jej muzyka przywodzi na myśl samotne święta Bożego Narodzenia, spędzane z dala od rodziny, przyjaciół, ukochanej osoby. Kompozycje zadziwiają pietyzmem, z jakim zostały napisane i nagrane. Nie ma dźwięku, który nie pasowałby do danego utworu. Gdy słucha się tej płyty w zimowy wieczór, po całodziennych wysiłkach, brzmi niesamowicie - koi nerwy, delikatnie usypia, daje poczucie obcowania z czymś pięknym. W porównaniu z jej późniejszymi muzycznymi dokonaniami, Memories... zaskakuje pietyzmem i dbałością o każdy szczegół. Trudno nie odnieść wrażenia, że każdemu utworowi Stina poświęciła dużo czasu i włożyła wiele wysiłku w jego brzmienie.

Stina jednak nie była zadowolona z tego, co stworzyła. Może dlatego, że większość utworów napisała jako nastolatka, co zresztą można zauważyć, chociażby po pewnego rodzaju naiwności utworów. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że jej samopoczucie znacznie się pogorszyło po wydaniu albumu:
Cytat:
Czułam się źle. Wydaje mi się, że był to rodzaj jakiegoś wyczerpania. Głównie dlatego, iż wydałam piosenki, które trzymałam dla siebie przez tak długi czas.

Zaraz po wydaniu płyty, Stinę "kopnął" ;) zaszczyt występu przed rodziną królewską na uroczystym otwarciu sesji parlamentu szwedzkiego. Para królewska była tak bardzo zachwycona jej wykonaniem jednego ze słynniejszych standardów, One For My Baby, że rok 1991 ogłoszono w Szwecji rokiem jazzu. Sam król, w oficjalnym przemówieniu, stwierdził:
Cytat:
Będziemy podążać za tobą i twoją pracą z największą uwagą. Życzę ci wielu sukcesów.

Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że ten występ będzie jednym z ostatnich w jej karierze...

Stina miała dość sławy, jaka przyszła wraz z sukcesem debiutanckiej płyty:
Cytat:
Chcieli, żebym nie robiła nic innego, tylko była dostępna. Kiedy już zgadzałam się na wywiad okazywało się, że bardziej interesuje ich to, jakie majtki mam na sobie niż to, co mam muzycznie do powiedzenia. W tamtym czasie sprzedałam za dużo siebie, za dużo swojej intymności i prywatności.

Coraz częściej odmawiała, gdy ktoś prosił ją o wywiad. Coraz częściej była niedostępna, nawet jej rodzina nie mogła się z nią skontaktować. W tym czasie nie próżnowała - materiał na nową płytę był już gotowy.

AND SHE CLOSED HER EYES, 18 kwietnia 1994


1. When Debbie's Back From Texas
2. Viewed From The Spire
3. Crime
4. Fireworks
5. Proposal
6. Little Star
7. Hopefully Yours
8. Murder In Mairyland Park
9. I See You Again
10. So This Is Goodbye
11. Something Nice
12. And She Closed Her Eyes


Bez dwóch zdań - to przełomowa płyta Stiny. Wyraźnie wyłamuje się ona z lekko nudnawej (na dłuższą metę), bardzo poprawnej jazzowej konwencji na rzecz luźniejszych eksperymentów. Słychać jeszcze gdzieniegdzie jazzujące melodie, całości jednak bliżej do dream popu i rocka alternatywnego. W warstwie tekstowej otrzymujemy niewesołe teksty. Stina snuje refleksje nad życiem i śmiercią, starością, miłością, która staje się przekleństwem... And She Closed Her Eyes ukazała się, podobnie jak poprzednie wydawnictwo, w wytwórni east/west.
Płyta powala olbrzymim ładunkiem smutku. Słuchając tego krążka, nie sposób nie przypominać sobie najsmutniejszych zdarzeń, które miały miejsce kiedyś miejsce: rozstanie z ukochaną osobą, śmierć kogoś bliskiego, jakaś wielka porażka, kiedy liczyliśmy na sukces... Wszystko to zostaje magiczne zaklęte przez Stinę, przyjmując formę niesamowicie onirycznych melodii. To, co da się zauważyć już przy pierwszym przesłuchaniu krążka, to osobisty wydźwięk muzyki. Czasem tak bardzo osobisty, że w pewnych momentach można poczuć się jak podglądacz, który upaja się smutkiem i tragedią kogoś z naprzeciwka, kogoś, kogo zna tylko z widzenia...
I stało się. Stina została zauważona za granicą, a jej nowa płyta zbierała wyśmienite recenzje. Znów zabiegać o nią zaczęły najbardziej wpływowe wytwórnie muzyczne. To, co zauważali prawie wszyscy recenzenci to wszechobecny smutek, beznadzieja, naznaczenie bólem. W jednej z recenzji można przeczytać, że:
Cytat:
nietrudno napisać utwór smutny. Prawdziwą sztuką jest jednak stworzenie muzyki, która nie niesie ze sobą choćby odrobiny nadziei.

Inny krytyk muzyczny tak określił muzykę Stiny:
Cytat:
To jakby wielki grzyb po wybuchu bomby atomowej. Niesamowicie piękny, ale budzący strach, bo wiesz, że zaraz wszystko się skończy.

Płyta otworzyła przed Stiną drzwi do światowej kariery, a piosenka Little Star (traktująca o samobójstwie) stała się hitem wszelkich alternatywnych list przebojów i została Wykorzystana później w soundtracku do uwspółcześnionej wersji Romea i Julii (z Leonardem Di Caprio).
Sama Stina zaskoczona była sukcesem komercyjnym płyty, która sprzedała się w ponad 120 000 egzemplarzy (jak dotąd jest to największy taki sukces Stiny). Artystka, wbrew logice, sukcesywnie odmawiała wywiadów, przyczyniając się do mniejszej niż możliwa do osiągnięcia, promocji płyty. W jednej z niewielu rozmów z dziennikarzami muzycznymi, jakie odbyła w tamtym czasie, powiedziała:
Cytat:
W przemyśle muzycznym wszystko ustalone jest z góry. Ale ja nigdy nie chciałam się temu podporządkować. To muzyka ma mówić sama za siebie, a nie ja.

W innej rozmowie zastanawiała się:
Cytat:
Nie rozumiem, po co wszyscy pytają mnie o różne sprawy. To, co mam do powiedzenia, w 90% trafia do moich piosenek.

Niedługo po premierze płyty, stacja MTV nakłoniła Stinę do krótkiego, bo tylko kilkunastominutowego, wywiadu, w którym opowiada ona o swojej muzyce, podejściu do przemysłu muzycznego oraz o podobieństwie do Bjork. Równolegle z płytą ukazała się kaseta VHS z teledyskami oraz z wywiadem, w którym Stina opowiada o dwóch swoich płytach.

Szał wokół And She... powoli mijał, wszyscy recenzenci i fani, zauroczeni poprzednimi dokonaniami Stiny, czekali na nowe wydawnictwo. Stina zamilkła jednak. Po jakimś czasie okazało się, że wykryto u niej zaburzenie osobowości - borderline. Jakiś czas przebywała na oddziale psychiatrycznym, potem wróciła do domu. W powrocie do względnej równowagi pomogła jej... współpraca z Vangelisem. Jej owocem była wydany w 1996 roku singiel iAsk The Mountains, pochodzący z płyty Voices. Kompozytorem, aranżerem i producentem całości był sam Vangelis, śpiew i słowa leżały w gestii Stiny.
Na singlu znalazły się trzy utwory (w tym jeden, który jest tylko wersją dłuższą tytułowego nagrania). Vangelis, znany z niesamowitego klimatu swoich płyt, stworzył piękne muzyczne krainy, po których z dużym wdziękiem wędruje Stina. Zachwycające połączenie new age'owego nastroju i melancholii zaklętej w głosie Stiny robi piorunujące wrażenie...



1. Ask The Mountains
2. Ask The Mountains (Extended Version)
3. Slow Piece


Po wydaniu singla, Stina kupiła dom na jednej z wysp w okolicach Sztokholmu (dom ten można zobaczyć na okładce jej ostatniego studyjnego albumu) i przeniosła się tam, aranżując przy okazji w jednym z pomieszczeń na małe studio nagraniowe. Następnie wróciła do rodzinnego domu tylko po to, by powiedzieć swoim bliskim, że nie chce ich już więcej widzieć. Tak właśnie wyglądały początki trzeciego albumu w karierze Siny, a mianowicie Dynamite.

DYNAMITE, 1996/1997


1. Under Your Command
2. Dynamite
3. Almost a Smile
4. Mary Bell
5. The Man With The Gun
6. Until
7. This Time, John
8. CQD
9. Down Desire Avenue
10. Now That You're Leaving
11. Dynamite (Soundtrack Mix)


Po zerwaniu kontaktów z rodziną i wspomnianej przeprowadzce, długie wieczory Stina spędzała na spacerach po lesie i malowaniu swoich koszmarów, które przybrały postać łysego mężczyzny w czarnym płaszczu. Uczyła się także gry na gitarze elektrycznej:
Cytat:
Mój ówczesny chłopak miał kolegę, który grał w jakimś zespole. Zgodził się nauczyć mnie kilku podstawowych chwytów gitarowych. Gdy nagrywała Dynamite, nie wiedziałam o grze na gitarze nic ponadto.


Przesłuchawszy album po raz pierwszy byłem niesamowicie zdziwiony. Ciągle zadawałem sobie pytanie: gdzie podziała się Stina, którą znam? Gdzie podziały się te spokojne, melancholijne melodie, tkane przez nią jej delikatnym głosem? Byłem zszokowany tym, jak bardzo zmieniła się jej stylistyka, jak mocno przeszła na "ciemną stronę mocy". Całą płytę Dynamite wypełniają bowiem... różne dźwięki przetworzonej gitary elektrycznej. Teraz melancholia i smutek, tak charakterystyczne dla jej poprzednich płyt, przerodziły się w jakąś dziwną mieszaninę depresji, nienawiści, beznadziei. Bardzo surowe brzmienia gitarowe nadały płycie surowego, zimnego charakteru. To już nie była ta Stina, jaką wszyscy znali...
Wielu krytyków było skonsternowanych. Z jednej strony lekko popowa, a już na pewno przyjemna dla ucha Stina z dwóch poprzednich płyt. Z drugiej zaś Stina mroczna, zimna, surowa. W wielu recenzjach można było przeczytać, że to płyta bardzo depresyjna, pozbawiona nadziei, ba, nawet najmniejszego światełka w tunelu. Nie zauważano jednak, że płyta ta to przede wszystkim bunt wobec otaczającej artystkę rzeczywistości, często również tej wewnętrznej. Stina walczy na tej płycie o to, by nie dać się smutkowi, choć sięga po niego niemal w każdym utworze. To także próba zrozumienia człowieka i tych przesłanek, które nim kierują. To także głos kobiety, która nie chce być dla mężczyzny odskocznią od szarej rzeczywistości. Jeden z utworów (Down Desire Avenue) to nawet nawiązanie do seksualności, ale raczej z perspektywy tych, zarabiają swoim ciałem. Partia skrzypiec w tej piosence jest tak sugestywna, że kojarzy mi się z pijanym transseksualistą tańczącym na środku ulicy (ale mam skojarzenia, nie ma co... ;) ) Słuchając tej płyty można rzeczywiście stracić chęć do życia, nie tylko przez depresyjny nastrój, ale także przez teksty. Dwa z nich zasługują na szczególną uwagę. Jeden traktuje o Mary Bell, 11-letniej morderczyni, która w latach 60. udusiła dwóch chłopców, 4-letniego Martina Browna (swego kuzyna) i 3-letniego Briana Howe. Drugi zaś dotyka zabójstwa Johna Hron, 14-letniego Szweda czeskiego pochodzenia, którego dokonała grupka młodocianych neo-nazistów tylko dlatego, że John nie spełnił ich żądania i nie powiedział, że kocha nazizm. Stina nie próbuje zrozumieć oprawcy czy kata, snuje własne historie, pokazuje nam swój punkt widzenia. Jest daleka od usprawiedliwiania, choć słuchając utworu o Mary Bell (Mary Bell) nie można nie odnieść wrażenia, że niemalże współodczuwa, zarówno z morderczynią, jak i z jej ofiarami...
Wróćmy do samej muzyki. Pierwsze demo płyty nagrane zostało tylko przy użyciu gitary elektrycznej. Następnie, przy pomocy Manne'a von Ahn Öberga, jednego z niewielu współpracowników Stiny, płytę wzbogacono o brzmienie klarnetu i smyczków oraz o dodatkową gitarę basową. Nie dodaje to jednak płycie ani trochę delikatności. Dźwięk klarnetu sprawia, że z nektórych utworów wieje neurotycznym chłodem i poczuciem totalnego osamotnienia. Smyki zaś sprawiają, że stonowana melodia zmienia się w psychodeliczny koktajl rozedrgania (CQD).
Płyta Dynamite to podróż w głąb samego siebie. Zejście do piekła, wniknięcie w mroczną stronę natury człowieka. Zdawać się może, że Stina mówi: tak jak każdy z nas, masz coś do ukrycia. Nie wstydź się tego. Pokaż, co chowasz głęboko w sobie. Urządzimy potem konkurs na najbardziej chorą wizję...

CDN...
_________________
My computer says no...

(cough)
Ostatnio zmieniony przez Doxepine 2009-01-07, 00:49, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Zaratul 
Valtiel



Wiek: 38
Dołączył: 14 Sty 2008
Posty: 1338
Skąd: Swarzędz
Wysłany: 2009-01-20, 20:58   

http://www.myspace.com/alestorm

Yeah!
"TRUE SCOTTISH PIRATE METAL"
Nie wiedziałem że jest coś takiego.Trzeba im przyznać że zajebiście im to wyszło.
Pewnie Miho się to spodoba. :D
_________________

 
 
 
Jo-Jo 
Mumbler
Snowflake :3



Wiek: 35
Dołączył: 11 Sie 2008
Posty: 154
Wysłany: 2009-01-20, 21:06   

Słyszałem wcześniej ich " Nancy the Tavern Wench " ... faktycznie - kapitalnie grają =D
 
 
_Music 
Closer



Wiek: 38
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 936
Skąd: Kraków
Wysłany: 2009-02-01, 23:34   

Najnowsza płyta Franza Ferdinanda- cudeńko. Równie chwytliwa co dwie poprzednie, polecam mocno, warto.

Ostatnio też zasłuchuję się więcej niż zwykle w Asian Dub Foundation- dopiero niedawno odsłuchałem ich nową Punkarę, która trzyma poziom.
 
 
 
Trivane 
Lying Creature


Wiek: 31
Dołączył: 17 Lis 2007
Posty: 437
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2009-02-03, 21:25   

A ja znowu mam manię na Nirvane ;) ten zespół chyba nigdy mi się nie znudzi! co pół roku powracam do niego, chociaż każdy utwór znam lepiej niż hymn Polski. Ostatnio zacząłem też słuchać Journey ze względu na utwór "Any Way You Want It", który znam z genialnej wersji Rise Against :grin2:

EDIT
Zapomniałem o Disturbed :-]
_________________
Last.Fm
Ostatnio zmieniony przez Trivane 2009-02-03, 21:35, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Abaddon 
Mumbler



Wiek: 37
Dołączył: 17 Lis 2007
Posty: 195
Wysłany: 2009-02-03, 23:30   

Śląski Infernal War wypuścił ostatnio MCDka "CONFLAGRATOR", z którego pochodzi świetny kawałek "Spears of Negation". Jeśli ktoś jest zainteresowany, to tutaj można znaleśc streamy z owym kawałkiem, jak i kilkoma z wcześniejszych płyt
Ostatnio zmieniony przez Abaddon 2009-02-03, 23:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Doxepine 
Air Screamer
Panna Alessa Najświętrza



Wiek: 39
Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 766
Skąd: Gdybykózka - Tobynóżka
Wysłany: 2009-02-27, 19:40   

Wiadomość dla forumowiczów-większych lub mniejszych fanów duetu The Knife. Karen Dreijer Andersson, połowa Nożyka, wystartowała ze swoim solowym projektem Fever Ray. Polska premiera płyty planowana jest na 23 marca, ale ja nie mogłem się doczekać, więc kupiłem album w internetowym sklepie Soulseek ;)
O płycie rozpisywał się nie będę, nie jest rewelacyjna, nie powala, momentami zbyt The Knife'owa (czyli wtórna). Mimo to słucha się jej bardzo przyjemnie, a na dodatek zawiera jedną perełkę: When I Grow Up, której słucham ostatnimi czasy niemalże bez przerwy. Dla fanów The Knife pozycja obowiązkowa, dla miłośników muzyki elektronicznej - fajna płyta, którą można uczcić nadejście wiosny.



Lista utworów:
1. If I Had a Heart
2. When I Grow Up
3. Dry & Dusty
4. Seven
5. Triangle Walks
6. Concrete Walls
7. Now's the Only Time I Know
8. I'm Not Done
9. Keep the Streets Empty for Me
10. Coconut
_________________
My computer says no...

(cough)
 
 
Arch Enemy 
Cockroach



Wiek: 38
Dołączył: 09 Mar 2009
Posty: 42
Skąd: Twin Peaks
Wysłany: 2009-03-09, 09:41   

Fanom ostrych metalowych dźwięków i norweskiej melancholii polecam dwie kapele:

-Iskald - "Revelations of Doom"

-Blut Aus Nord- "Memoria Vetusta II - Dialogue with the Stars"

Z czego ten drugi album jest strasznie hipnotyzujący, wręcz idealny na spacer po lesie ;)
_________________
"....Self Destruct Sequence..." \m/
 
 
 
shav 
Mumbler
Imaginary Boy.


Wiek: 40
Dołączył: 16 Lis 2007
Posty: 105
Wysłany: 2009-03-09, 18:56   

A ja sobie obejrzałem wczoraj "Twilight" (co więcej - spodobał mi się ;P I byłbym wdzięczny za wstrzymanie się od komentarzy xD) i zakochałem się w muzyce. Cartera Burwella uwielbiam od czasu, gdy usłyszałem jego muzykę w "Blair Witch 2: Book of Shadows". Odpadłem całkowicie. Już czekam na płytę, po prostu w jednej sekundzie stwierdziłem, że muszę ją mieć. Tutaj można posłuchać "I Know What You Are" - dla mnie to coś pięknego. Ale nie mógł mi się nie spodobać. Te bębny, ten rytm. Dlatego lubię martial industrial, działa to na mnie nieludzko, hipnotyzuje mnie. Pamięć przodków ;) W każdym razie - polecam wszystkim. Pan Burwell ma talent.
_________________
"Reaching out to embrace whatever may come."
Maynard James Keenan "Lateralus"
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group