Anonymous - 2010-01-22, 22:24 Temat postu: Nasze recenzjeOk, więc jedziemy. Jako, że już gramy więc nie ma co się szczypać. Tradycyjnie spoilery cenzurujemy.Alex - 2010-01-22, 23:32 Jako że jestem kiepski w pisaniu recenzji, pozwolę sobie w plusach i minusach opisać wrażenia po czterokrotnym ukończeniu Shattered Memories =D
Oceniam wersję PS2, offcourse:
Plusy
* Grafika wychodzi na pierwszy plan. Wprawdzie poznałem, że wersja na PS2 jest portem z PSP (ach panowie z Climaxu, po co tracić pieniądze i czas, prawda?), ale nie zmienia to faktu że prezentuje się zabójczo. Pomieszczenia sa pełne detali, a to daje wrażenie realizmu. Wielu ludzi skarżyło się na tekstury śniegu w wersji na PS2, a raczej ich brak w porównaniu do wersji na Wii - to nieprawda. Tekstury są, a sam śnieg również prezentuje się niesamowicie. Bohaterowie mają świetnie wykonane twarze, widać jak się śmieją, smucą, czy są wściekli. Tak więc grafika jest wielkim atutem.
ps. Te strzałeczki na przedmiotach z którymi może nastąpić interakcja, okazały się niezbędne, bo inaczej wiele rzeczy można przegapić. Tak jak mi się to zdarzało, z niektórymi mementosami za pierwszym razem.
* Muzyka Yamaoki. Chyba w sumie nie trzeba nic więcej dodawać, Akira stanął na wysokości zadania i stworzył muzykę bardzo mroczną, lepszą niż w Origins i Homecomingu razem wziętych. Świetnie buduje klimat.
* Zakończenia. Bardzo zróżnicowane, przemyślane, i dodatkowo żadne z nich nie jest kanonicznym (vide SH2 i 4). Wprawdzie dwa zakończenia dla mnie pokrywają się ze sobą, a jedno w ogóle jakieś jest takie nijakie, ale mimo wszystko robią swoje i dają nieźle po psychice. Ja bynajmniej byłem w szoku jak zobaczyłem zakończenie, i nie mówię tu o wyjaśnieniu filmiku "I love my daddy", tylko o czym co powinniście się domyślić
* Klimat. Choć mało mroczny, to bardzo sugestywny i wciągający. Jak wspomniałem, świetnie pomaga mu udźwiękowienie. Nic więcej nie napiszę, bo tego klimatu nie da się opisać - jest on sam w sobie bardzo Silenthillowy, pomimo że nie ma nic wspólnego z krwią, rdzą i brudem. Naprawdę miażdżący.
* Otherworld, czyli to czego fani obawiali się najbardziej. Wszyscy muszą przepraszać za niepewne słowa, bo Otherworld w Shattered Memories to IMO jedna z najbardziej epickich rzeczy w całej serii. Cały koncept lodowego świata i potworów, które de facto są szybsze od głównego bohatera, robią nieziemskie wrażenie. Cały czas trzeba ratować się ucieczką, czasami wspomagając flarą. Najgorsze jest właśnie to, że w Otherworld czekają zagadki, przez które czasami trzeba się gdzieś wracać (Toluca Mall i Tookie - kto grał ten wie). Po mistrzowsku buduje napięcie, zwłaszcza że każdy następny lodowy świat jest dłuższy od poprzedniego.
* Fabuła. Mogę podpiąć ją pod to, co napisałem o zakończeniach - bardzo przemyślana, pomysłowa i oryginalna, faktycznie tylko odrobinę czerpiąca z Silent Hill 2. Jest ona na granicy części pierwszej i drugiej - potrzeba czasu i kolejnego przejścia gry by ją dokładnie zrozumieć, lecz jednocześnie daleko jej do prawdziwego ideału. Jeśli chodzi o postacie, to najlepsza w nich jest właśnie dwuznaczność - w zależności od testów, mogą oni inaczej wyglądać czy wypowiadać inne dialogi, co właśnie uatrakcyjnia rozgrywkę i aż chce się grać jeszcze raz. Najlepiej wykonaną postacią będzie chyba Dahlia.
* Telefon Harry'ego. Taka głupia rzecz, a bawi Telefon jest naprawdę udanym pomysłem, ale w sumie nie będę pisał dlaczego, bo lepiej samemu to odkryć. Dla mnie telefon jest jak najbardziej na plus EDIT: Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Skoro mowa o telefonie, to głupio nie byłoby wspomnieć o takich smaczkach, jak możliwość zadzwonienia do min. Lakeview Hotel, Riverside Motel czy Brookheaven Hospital. Super
* Drobne, acz znaczące innowacje. Najbardziej w oczy rzuciło mi się bardzo perwersyjne zachowanie Dahli, a sam Shattered Memories jest pierwszą grą w serii, w której występuje scena o zabarwieniu erotycznym. Bardzo ciekawe i intrygująco zostały przedstawione tryby widoku z pierwszej osoby, a także ujęcie kamery rodem z RE4 daje radę O bawieniu się latarką chyba nie muszę wspominać
* Zdecydowanie voice acting. Wprawdzie zastanawiałbym się, czy Homecoming w tym przypadku wciąż nie jest lepszy, ale mimo wszystko ten w SM jest jakby bardziej profesjonalny. Szkoda, że nie wiadomo kim byli voice-actorzy, bo głos Terapeuty (<Doktora Kaufmanna>) jest wprost niesamowity i najbardziej realistyczny.
* Grywalność. Homecoming spadł na drugie miejsce - z całą pewnością, Shattered Memories jest najbardziej grywalną grą w serii, głównie ze względu na testy psychologiczne, dzięki którym gra może nie raz czymś nowym zaskoczyć. To samo tyczy się pościgów w Otherworld i zabawy z latarką, odkrywając nowe rzeczy, jak zmieniające się plakaty itp.
Minusy
* Ech, najbardziej bolący minus. Gra jest cholernie prosta. Prostsza niż The Room i Homecoming razem wzięte. Ja rozumiem, że zniszczyłoby to koncepcję gry, no ale bez przesady. Na Wii nie grają tylko dzieci by tak tragicznie upraszczać rozgrywkę.
* Długość i krótkość gry. Za pierwszym razem wystarczą 6-7 godzin, wliczając w to eksploatację lokacji. Następnym razem są to nie dłużej jak 3 godzinki, już za drugim razem grania można się bawić w robienie speed-runu.
[Na liniowość rozgrywki narzekać nie będę, bo ona akurat mi nie przeszkadzała]
* Będę natomiast narzekać na liniowość bohaterów. Choć są oni dwuznaczni, to nie zmienia to faktu, że bardzo liniowi. Jakby to ująć, mają małą głębię psychologiczną, nawet do takich postaci z jedynki im daleko. Najbardziej szkoda mi Lisy, ponieważ o jej występie można mówić "długi epizod". No i zmartwił mnie jeszcze krótki występ postaci z potencjałem - Johna. Zbyt spłycone niestety, ale da się przeżyć.
* Tradycyjnie, jak to zawsze w najnowszych Silentach - brak strachu Tylko i wyłącznie adrenalinka i podniesione napięcie w lodowym świecie.
Podsumowując. Gra ma znaczące minusy, ale zdecydowanie IMO jest jedną z najlepszych Silentów w serii, i powinna zająć zaszczytne miejsce przy pierwszej czwórce. Shattered Memories jest pełną gębą Silent Hillem, choć na oko nie ma nic co Silent Hill mieć powinien - ani krwi, ani rdzy, ani mgły. Ma za to wszędobylską ciemność i miażdżący klimat, który z całą pewnością przypadnie każdemu fanowi do gustu. Jak na survival-horror: 7/10, jak na Silent Hill: 9/10. W sumie moja ocena to 8/10 i gorąco polecam.
ps. Jak wspominałem w innym poście, oglądanie gry, a nie granie w nią, to ze 40% utraty prawdziwej przyjemności z gry.Mr_Zombie - 2010-01-23, 01:42
Alex napisał/a:
Skoro mowa o telefonie, to głupio nie byłoby wspomnieć o takich smaczkach, jak możliwość zadzwonienia do min. Lakeview Hotel, Riverside Motel czy Brookheaven Hospital. Super
A dzwoniłeś do pomocy technicznej Konami? Alex - 2010-01-23, 02:13
Mr_Zombie napisał/a:
A dzwoniłeś do pomocy technicznej Konami?
Jak grałem drugi raz, na dłoni zapisałem sobie numer telefonu i zadzwoniłem dopiero pod koniec gry. Jednym słowem: Genialne Anonymous - 2010-01-24, 08:41 Alex dzięki za reckę:D.Wnioskując to co napisałeś to można uznać Shattered Memories za pełnoprawną cześć SH co mnie bardzo cieszy.Dosyć wysoko oceniłeś grę jako Silent Hill aż 9 na 10 nie spodziewałem się tego:).Jak widać nie jest ważne ile części powstaje danej gry ,jeżeli gra jest dobra to jest dobra:D.bardzo zaskoczyłeś mnie tym,że gra jest bardzo prosta.Spodziewałem się ,że jak zabraknie walki trzeba będzie uciekać przed potworami to gra będzie bardzo trudna a tu proszę.8 na 10 wliczając to,że jesteś fanem SH to dobra ocena:).Recenzja dobra ,ale zapomniałeś o kilku rzeczach napisać np czy gra jest straszna itp;).Czekam na kolejne recki.SuiKaede - 2010-01-24, 10:43 Zaczęłam grać wczoraj(PS2), doszłam do momentu, w którym trzeba skierować się do sali gimnastycznej szkoły i...
Ogólne wrażenia mam pozytywne, klimat śniegu, mrozu naprawde sugestywny, i to nie tylko w sekwencjach uciekania, ale także w zwykłych.
O fabule narazie nic nie powiem, bo mało się jeszcze wydarzyło.
Harry jako postać jeszcze mnie nie zachwycił, ale jest ok.
Cybil wygląda tak, że dopóki nie zauważyłam jej identyfikatora w radiowozie, sądziłam, że to jakaś kompletnie inna policjantka, a Cybil pojawi się poźniej .
Sesje z psychologiem- naprawde DUŻY plus za ten pomysł! Nie mam pojęcia, jaki wpływ ma kolorowanie obrazka na gameplay, ale to jest super XD
(ale Kaufmana bym nie poznała w doktorze, gdybym gdzieśtam nie przeczytała, że to jest on)
Minus za komórke- ogólnie jest to świetny pomysł, ale dlaczego nie można biegać, kiedy się ją trzyma?
Sprawia to, że jest ona kompletnie nieprzydatna w sekwencjach bieganych >.<
Nieraz już kręciłam się w kółko przez to.
Sekwencje są są niezłe, naprawdę mogą napędzić stracha, kiedy nagle wpadniesz na ... COŚ.
Nie zrozumiałam jednego motywu do końca:
Ukryta Wiadomość:
Jeśli jesteś *zarejestrowanym użytkownikiem* musisz odpowiedzieć w tym temacie żeby zobaczyć tą wiadomość --- If you are a *registered user* : you need to post in this topic to see the message ---
Ogólnie podoba mi się ten SH, chociaż jeszcze mnie fabularnie nie powalił.Wielebny - 2010-01-24, 11:04 Przeszedłem wczoraj tego silenta i jestem pod wrażeniem. Grałem w wersję na PSP.
Spodkanie z psychologiem to niezły pomysł i te testy :grin:. Kolorowanie obrazka sprawił mi dużo trudności ,poieważ trudno było najechać na niektóre pola. Fabuła bardzo dobra (zaskakująca). Lokacje są na wysokim poziomie jaki i muzyka. Jednak gra była z prosta i cholernie krótka. Najważniejsze ,że jest klimat i to jest bardzo odczuwalny. Pomysł z komórką mi się podobał i można było zadzwonić do Konami :grin: . Otherworld był niesamowicie wykonany. Minusem jest to ,że strach jest tylko w otherworldzie Na temat zakończeń jeszcze nie będę się wypowiadał ,dlatego ,że widziałem tylko jedno.Mr_Zombie - 2010-01-24, 13:40
SuiKaede napisał/a:
Zaczęłam grać wczoraj(PS2), doszłam do momentu, w którym trzeba skierować się do sali gimnastycznej szkoły i...
(...)
O fabule narazie nic nie powiem, bo mało się jeszcze wydarzyło.
Cała fabuła zacznie się rozkręcać już wkrótce, a jak już zacznie, to nie będziesz się mogła oderwać od gry .
Cytat:
Nie mam pojęcia, jaki wpływ ma kolorowanie obrazka na gameplay, ale to jest super XD
Zauważ, że zarówno domek jak i ciuchy małżeństwa, które mieszkało w rzekomym domu Harry'ego miały te same kolory, które wybrałaś na rysunku, a który miał przedstawiać "twój idealny dom".SuiKaede - 2010-01-24, 13:52 Aaaa, też mi się zdawało, że jakieś podejrzanie podobne te ciuchy ich i domek do mojego obrazka, ale chyba nie były identyczne, więc sądziłam, że mi się zdaje tylko XDAlex - 2010-01-24, 13:56
SuiKaede napisał/a:
Aaaa, też mi się zdawało, że jakieś podejrzanie podobne te ciuchy ich i domek do mojego obrazka, ale chyba nie były identyczne, więc sądziłam, że mi się zdaje tylko XD
Nie nie nie, to właśnie o to chodziło A jeśli chodzi o fabułę, to zaczyna się rozkręcać po spotkaniu z Michelle w szkole, więc już jesteś bardzo blisko. Przygotuj się na niezłe "Twisty" SuiKaede - 2010-01-24, 14:00 To całe szczęście, że się rozkręca, bo narazie mdła jakaś jest (no ale się nie zaczęła jeszcze..)
Czy tylko ja mam problem z dotarciem do Michelle?
Kręce się w kółko po okolicach szkoły >.<"timothy7 - 2010-01-24, 16:56 gra prezentuje sie niesamowicie miodnie, wyszła na ps2 wiec sobie pogram jeśli naprawde niestraszna, bo będe bardzo zawiedziony...PiK - 2010-01-24, 21:26 Właśnie przeszedłem. Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem. Gra jest zupełnie inna niż się spodziewałem. Na pewno nie każdemu przypadnie do gustu,bo SM jest zupełnie inny niż to, do czego przyzwyczaiła nas ta seria. Ogólnie bardzo mocno odbiega od gatunku survival horror w kierunku action-adventure pokroju Fahrenheita. Dla mnie bomba, bo walka była IMO zawsze byłanajgorszym elementem w SH (Nie licząc Homecominga, ale tam wszystko inne ssało).
To jedziemy po kolei.
Oprawa:
Grafika - Nic specjalnego, ale nie razi w oczy. Tekstury budynków trochę marnej jakości, ale idzie się przyzwyczaić. Za to postacie, ich wygląd, mimika jak najbardziej na plus. Aktywne przedmioty też dość szczegółowe. Jeśli miałbym porównać oprawę do którejkolwiek z części byłoby to Origins.
Dźwięk - Lepiej niż w dwóch ostatnich odsłonach. Mamy trochę "jedynkowego" noise'u i "dwójkowego" trip hopu. Muszę posłuchać oddzielnie OSTa, wtedy się wypowiem szerzej o jakości muzyki, w każdym razie z grą się komponuje bardzo dobrze i wprowadza w odpowiedni nastrój. Mam jedynie wrażenie, że szczególnie w "otherworldzie" kawałki się powtarzają.Minusem jest to, że kawałki na chama urywają się przy zmianie lokacji. Przecież można było zastosować stopniowe wyciszanie, co brzmiałoby znacznie lepiej.
Pomysł z możliwością wykreowania różnych osobowości prowadzonej postaci - przerywaniem regularnej akcji testami psychologicznymi i komentarzami doktorka nawiązującymi do poszczególnych etapów rozgrywki uważam za świetny pomysł. Nie wiem co prawda, czy oprócz zakończeń różne odpowiedzi w testach wpływają wydarzenia/dialogi, bo skończyłem tylko raz. Jedyne co mi się rzuciło w oczy to wspomniane odzwierciedlenie kolorowanki w grze właściwej, ale jestem prawie pewien, że takich smaczków jest więcej. Taki zabieg znacznie przedłuża żywotność tytułu, co w przypadku tak krótkiej gry wydaje się niezbędne.
No właśnie długość, a raczej krótkość nowego Silent Hill'a to zdecydowanie największa jego bolączka. Pewnie pod względem lokacji nie jest dużo krótszy od pozostałych z serii, ale brak walki sprawia, że kończy się go o wiele szybciej. Oczywiście można sobie trochęwydłużyć rozgrywkę dokładnie zaglądając w każdy kąt, czytając ulotki/plakaty , dzwoniąc gdzie się da i szukając pamiątek (można się jakoś dowiedzieć z gry, ile ich w sumie jest?). Sama eksploracja dostarcza sporo frajdy, tak samo korzystanie z wielu opcji telefonu Harry'ego. Zastąpienie notatek z poprzednich części, nagraniami głosowymi i smsami wychodzi w praktyce świetnie. (Chociaż w wielu przypadkach nie dostrzegam powiązania z głównym wątkiem, ale pewnie trzeba bardziej wysilić szare komórki to się znajdą.) Każde pomieszczenie napakowane jest szczegółami budującymi klimat. Obsługa aktywnych obiektów potęguje realizm świata gry i dostarcza sporej frajdy. Każdą szafkę trzeba otworzyć przytrzymując x i ruchem analoga pociągając za uchwyty, kluczyki przekręcamy kręcąc gałką w odpowiednią stronę. Mała rzec,z a cieszy, chociaż na pewno na Wiilocie radość jest jeszcze większa.
Niestety prawie wszystkie "zagadki" sprowadzają się do otwarcia szafki/szuflady czy innego schowka i odnalezieniu klucza do drzwi prowadzących do wyjścia z pomieszczenia . Niektóre wymagają co prawda trochę więcej i są w gruncie rzeczy ciekawe, ale każdą rozwiązałem "z marszu", co też cholernie skraca czas gry. Zagadki występują też w świecie alternatywnym, ale nie trzeba się spieszyć, bo rozwiązujemy je w miejscach gdzie nie ma potworów.
Byłem pewien, że te etapy będą cholernie frustrujące, ale w rzeczywistości chociaż sprawiały mi trochę trudności, to nie męczyły i nie zniechęcały do gry, czego się obawiałem. Czytałem, że wyglad przeciwników różni się zależnie od profilu psychologicznego gracza. Ja miałem przez cała grę maszkary o uwydatnionych kobiecych kształtach. Wykonane fajnie, klimatycznie się poruszają (szybsze od postaci gracza) i jęczą, ale mogłyby być jednak bardziej zróżnicowane. A właśnie,wędrówki ( a raczej ucieczki) w otherworldzie to jedyne miejsce, gdzie musimy martwić się o życie Harry'ego. Dla mnie - fana przygodówek to zaleta, ale dla zwoleników tego pierwszego członu w survival horrorach będzie to pewnie duży minus.
Pomysł lodowego świata nie budził we mnie zastrzeżeń, ale myślę, że ani klimat, ani fabuła nie ucierpiałaby gdyby twórcy jednak zostawili znany nam rdzawo-krwawy wystrój wnętrz.
Przejdźmy do najbardziej smakowitego kąska czyli fabuły. Chcę, żeby ta była jak najmniej przesiąknięta spoilerami., więc nie będę się zagłębiał, a jedynie zarysuję cienką kreską.
Podobnie jak w SH1 mamy wypadek samochodowy w wyniku, którego Cheryl - córka Harry'ego gubi się w mieście Silent Hill. Zdesperowany ojciec postanawia na własną rękę szukać córki. Spotyka (w większości) postacie o tych samych imionach i podobnej funkcji co w pierwszej części , penetruje podobne lokacje (w skróconej wersji), ale fabuła i wydarzenia nie mają NIC wspólnego z the Order i narodzinami boga.
Przeciwnie, nastrojowi i opowiadanej historii dużo bliżej do wędrówki James'a wgłąb własnej psychiki niż zmagań Harry'ego z SH1 z sektą. Tak, klimat jest typowo "dwójkowy", skupia się na postaciach, a samo miasto jest tylko tłem. Fabuła ze swoimi licznymi twistami i mindfuckami może nie jest tak wysokich lotów jak ta znana z SH2, ale w moim przekonaniu kasuje całą resztę serii.
Tym samym w moim rankingu SH stawiam Shatered Memories na zaszczytnym trzecim miejscu za SH2 i SH1. Tak wciągającej gry się już po Silent Hillu nie spodziewałem. Mimo, że gra z horrorem ma mało wspólnego, to paradoksalnie Silent Hillem jest świetnym.
Moja ocena 8+/10Mr_Zombie - 2010-01-24, 21:41
PiK napisał/a:
Nie wiem co prawda, czy oprócz zakończeń różne odpowiedzi w testach wpływają wydarzenia/dialogi, bo skończyłem tylko raz.
Widziałem co najmniej 3 różne reakcje Lisy na to, że Harry ją podglądał, gdy ta się przebierałą, więc tak, jest więcej tego typu szczegółów w grze, które zależą od profilu psychologicznego gracza .
Cytat:
(Chociaż w wielu przypadkach nie dostrzegam powiązania z głównym wątkiem, ale pewnie trzeba bardziej wysilić szare komórki to się znajdą.)
Spoilery dot. fabuły
Większość rzeczy, które dostaje się na komórkę, większość duchów i wiadomości dotyczy życia Cheryl - tego, jak bardzo tęskni za ojcem, tego, że miała problemy z normalną miłością, że była trudną dziewczyną, że miała kompleks Elektry - np. nauczyciel, z którym miała romans w szkole średniej, był podobny w wyglądzie do Harry'ego, itp itd. Za pierwszym przechodzeniem gry nie zwraca się na to uwagi, bo dopiero po poznaniu zakończenia można spojrzeć na to wszystko z odpowiedniego punktu widzenia.
Odnośnie Otherworld'u - tu również lodowy świat służy fabule; świat zamrażał się zawsze w chwili, gdy Harry mógł dotrzeć do prawdy = gdy Cheryl uświadamiała sobie prawdę. Tak samo czytałem sporo teorii o tym, że Raw Shock, które mają przecież rozmiary dziecka, również symbolizują Cheryl, która próbuje powstrzymać "Harry'ego".
Dlatego krwawo-rdzawy świat kompletnie by tu nie pasował. Zresztą dokładnie to samo było w SH2 - tam również Otherworld był kompletnie inny niż ten z SH1/SH3, gdyż był właśnie podyktowany fabułą.PiK - 2010-01-24, 23:53 SPOILERY!!!!!
Mr_Zombie napisał:
Odnośnie Otherworld'u - tu również lodowy świat służy fabule; świat zamrażał się zawsze w chwili, gdy Harry mógł dotrzeć do prawdy = gdy Cheryl uświadamiała sobie prawdę. Tak samo czytałem sporo teorii o tym, że Raw Shock, które mają przecież rozmiary dziecka, również symbolizują Cheryl, która próbuje powstrzymać "Harry'ego".
Dlatego krwawo-rdzawy świat kompletnie by tu nie pasował. Zresztą dokładnie to samo było w SH2 - tam również Otherworld był kompletnie inny niż ten z SH1/SH3, gdyż był właśnie podyktowany fabułą.
Tak, zrozumiałem przyczynę przemiany świata, jednak zastanawiam się jaką symbolikę ma fakt, że to akurat lód. Czy chodzi wyłącznie o wpasowanie się w zimowy klimat gry, czy mozna nadać temu dodatkowe znaczenie.
SPOILER!!
Jedyne jakie przychodzi mi do głowy, to że wyobrażenie Cheryl na temat ojca zmienia się w obliczu ujawnienia pewnych faktów z jego życia, co ukazane zostaje przez zatrzymanie/zamarznięcie jej dotychczasowego świata i wytworzeniu kolejnego, coraz bliższego prawdy. Oczywiście dzieje się to wbrew jej woli, stąd pojawiają się Raw Shock'i tak jak napisałeś są strażnikami iluzji Cheryl i próbują utrzymać jej idealną wizję ojca. A ich wygląd zmienia się w miarę rozbijania owej iluzji i coraz bardziej symbolizuje słabości Harry'ego. (Nie zwróciłem na to uwagi, ale możlwe, że kobiecych kształtów nabrały u mnie dopiero w miare postępu w grze)
/SPOILER!
Właściwie przypomniałeś mi, że alternatywny świat w SH2 też różnił się od reszty, a rdza, krew i kraty to domena wyłącznie świata Alessy (Homecominga nie traktuję jako kanonicznej części serii). Także chwali się twórcom, że wymyślili coś nowego.
Po namyśle cofam zarzut, co do wyglądu otherworldu Alex - 2010-01-25, 01:04 Co do śniegu, to chciałbym wam przypomnieć jedną rzecz, mianowicie:
SPOILER Pogoda podczas wędrówki Harry'ego jest zimna, mroźna i pada śnieg, natomiast gdy Cheryl wychodzi z latarni na spotkanie z matką, nie ma śniegu ani uczucia zimna (zauważyłem brak nawet wiatru) /SPOILER
Wychodzi na to, że lód ogółem musi mieć jakieś głębsze znaczenie Doxepine - 2010-01-25, 02:01 Jest jeszcze parę ciekawostek, które mnie osobiście bardzo się spodobały. Żeby nie było, odznaczę spoilery.
SPOILER ALERT!!! 1. Spostrzegawczy dostrzegą, że w momencie samego wypadku na fotelu pasażera nie ma Cheryl. Leży tam jej miś i, o ile się nie mylę, ma zapięte pasy.
2. Zauważyliście, że gdy Raw Shocki ukochają Harry'ego na amen, on upada, a one klękają przy nim i dotykają go bardzo czule? Tak jakby chciały dać mu do zrozumienia, że wszystko jest ok.
3. I kolejne nawiązanie do SH2. W przedostatnim (chyba) otherworldzie musimy skoczyć w jakąś ciemną przepaść, i to 2 razy. Jak dla mnie, to oczywiste nawiązanie do The Abyss. Za drugim razem możemy zobaczyć fragment filmiku z intra, ten z ukochanym przez wielu "I love my daddy".
4. Jedno memento (pierścionek znaleziony w sklepie zoologicznym) nazywa się "We Ourobouros" (przepraszam, jeśli pisownia jest błędna) - chyba nie trzeba mówić, do czego to nawiązanie.
5. W pomieszczeniu, gdzie trzeba rozwiązać zagadkę z drzwiami (jeśli mogę to tak nazwać), na ścianach znajdują się plakaty reklamujące filmy pornograficzne. Może to tylko smaczek, ale gdy zestawić to z jednym z zakończeń, wychodzi dość ciekawe powiązanie.
6. Chyba wszystkim wiadomo, że Lisie można podać inną tabletkę, a i tak przyniesie to ten sam efekt. Wyczytałem gdzieś, że gdy tak zrobimy, Raw Shocki są później zdecydowanie szybsze i bardziej upierdliwe, ale to tylko plotki, które wymagają potwierdzenia.
7. Na samym początku gry znajdujemy plakat ze zdjęciem jakiegoś zaginionego chłopca, podpisany Mr. Milky. Może to mieć związek z późniejszym ukazywaniem się w różnych miejscach cieniem chłopca, choć na to mam jeszcze inne mongolskie teorie.
8. Grając po raz drugi i kolejny, zobaczymy wiele alternatywnych scenek, m.in. inną scenkę z Lisą (w której mówi, że nie powinno jej tam być), inną z Dahlią na moście, tuż przed przemianą w otherworld, inna rozmowa Michelle i Johna, inny telefon od Cheryl w kanałach ("Go away!"), inna sytuacja na łodzi.
Napisałem wszystko to, co jakoś zostało mi w pamięci, ale takich ciekawostek jest zdecydowanie więcej...PiK - 2010-01-25, 11:27 Faktycznie takich ciekawych nawiązań i smaczków jest mnóstwo, większość z nich też zauważyłem. Mi najbardziej podobała się scena w
spoiler!
Balkan Club, kiedy Harry przeglądał się w lustrze w toalecie. Oczywiste nawiązanie do początkowej sceny SH2. Świetna sprawa dla fana serii ;]
@ Alex
Może niezbyt jasno wyraziłem, się w poprzednim poscie, ale mam jeszcze mały mętlik w głowie.
Spoiler!
Po wyjściu Cheryl z latarni pogoda się poprawia, bo prawda została odkryta
Zamieć śnieżna, a tym bardziej zamrożony otherworld to jej mechanizm obronny. W końcu pojawia się przy okazji przełomów w jej leczeniu. Jej świadomość nie dopuszcza tej wizji dlatego świat zamraża się i pojawiają się Raw Shocki usiłujące za wszelką cenę zatrzymać ją w świecie złudzeń, ale nie chcą zrobić Harry;emu krzywdy (patrz post Doxepine)
W ogóle rzeczywstość, to tylko wizyta Cheryl u psychiatry, reszta gry, to wytwór jej psychiki i popękanych wspomnień.
/spoiler!
Wszystko powoli staje się jasne ;]Suavek - 2010-01-30, 21:38 Recenzja troszkę długa, więc tu jest link na wypadek gdyby coś się źle wkleiło - http://ja.gram.pl/SuavekS/16
Spoilerów brak.
Jestem w kropce. Dawno nie byłem tak zakłopotany jeśli chodzi o wyrażenie jednoznacznej opinii na temat gry. Autentycznie, nie wiem co myśleć o najnowszej odsłonie cyklu Silent Hill i jak podejść do jej opisu. Po wątpliwej jakości Origins oraz Homecoming, panowie z Climax Studios postanowili nadać znanej marce nowy wizerunek. Powstał tym samym Silent Hill: Shattered Memories, który z założenia miał być jedynie inspirowany pierwszą odsłoną serii, a w rzeczywistości przedstawić zupełnie inną historię oraz wprowadzić całkowicie odmienny styl rozgrywki. I prawda jest taka, że najnowszy Silent Hill równie dobrze mógłby nosić zupełnie inną nazwę, gdyż jest to tytuł mający niewiele wspólnego z tym do czego Konami zdążyło nas już przyzwyczaić. Tylko czy jest to aby zaleta, czy też wada?
Jedną sprawę trzeba postawić jasno. Silent Hill: Shattered Memories to nie Silent Hill jakiego znamy. Nie jest to ani sequel, ani prequel, lecz zupełnie nowa historia mająca niewiele wspólnego z dotychczas wykreowanym wizerunkiem tajemniczego miasteczka. Zapomnijmy o kultach religijnych, zamglonych ulicach, wyciu syren czy też brudnym i ociekającym krwią świecie alternatywnym. Zapomnijmy także o jakiejkolwiek walce z potworami, zdeformowanymi pokrakami bądź innymi pielęgniarkami. Shattered Memories to zupełnie inne podejście do znanego nam horroru, nawet pomimo pozornie podobnej fabuły. Akcja gry skupia się bowiem na postaci Harry'ego Masona w poszukiwaniu swojej córki Cheryl, która w tajemniczych okolicznościach zniknęła gdy samochód bohatera uległ wypadkowi. Harry przemierza teraz opustoszałe i zaśnieżone ulice miasteczka Silent Hill z nadzieją odnalezienia swego dziecka. Brzmi znajomo, czyż nie? Choć założenia fabularne oraz imiona postaci wyraźnie nawiązują do pierwszej odsłony serii, tak na tym większe podobieństwa się kończą. Nie wspomniałem bowiem, że właściwa akcja gry rozpoczyna się w gabinecie psychiatrycznym doktora Kaufmana. Gracz obserwuje otoczenie z perspektywy pierwszej osoby, odpowiadając przy tym na zadawane mu pytania, czasem wykonując krótki test psychologiczny. To od udzielonych odpowiedzi i ogólnego zachowania zależy bowiem jak prezentować się będzie właściwa rozgrywka. Wizerunek gry nie jest bowiem z góry narzucony, co stanowi jej najbardziej unikatową cechę. To jakie lokacje przyjdzie nam zwiedzić, jaki będzie ich wystrój, jakich bohaterów napotkamy na swej drodze oraz jaki będzie ich stosunek wobec Harry'ego zależy właśnie od poczynań gracza. A kreować to będzie nie tylko okazyjne przeniesienie akcji do wspomnianej konsultacji z doktorem Kaufmanem, ale także takie szczegóły jak obiekty i miejsca, na które zwracać będziemy uwagę podczas właściwej wędrówki. Dzięki takiemu zabiegowi gracz nie tylko otrzyma jedno z pięciu możliwych zakończeń historii, ale także doświadczy zupełnie innych wydarzeń przy każdym kolejnym przechodzeniu gry.
Powyższy opis z pewnością nie ukazuje rozbudowania i oryginalności z jakimi mamy do czynienia podczas rozgrywki, ale zagłębianie się w dalsze szczegóły mogłoby się wiązać z niechcianymi spoilerami. Mimo wszystko, z tego typu zabiegiem nie miałem nigdy wcześniej styczności w żadnej innej znanej mi produkcji, a sposób ukazania historii, jej głębia, rozwój postaci oraz wątki poboczne z pewnością zasługują na uwagę. Śmiem twierdzić, że Shattered Memories może śmiało rywalizować z tym co znamy z drugiej odsłony cyklu Silent Hill. A biorąc pod uwagę jak bardzo fani serii narzekali na poziom fabularny ostatnich odsłon, jest to zdecydowanie ogromna zaleta i dowód na to, że Climax Studios także stać na stworzenie czegoś więcej niż kolejnej gry akcji w otoczce horroru. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to co przedstawia sobą Shattered Memories można postawić w ścisłej czołówce bogatych fabularnie gier wideo, nawet pomimo okazyjnie nielogicznych (i to bardzo) dialogów.
Historia historią, ale czy gra klasyfikująca się niegdyś do gatunku survival-horror po tak drastycznej metamorfozie nadal potrafi podziałać na psychikę gracza oraz zapewnić odrobinę emocji strachu i niepewności? Obawiam się, że jest to w dużej mierze kwestia indywidualnego podejścia, aczkolwiek osobiście prędzej byłbym skłonny opisać grę jako przygodówkę, tudzież dramat psychologiczny z elementami horroru, aniżeli właściwy survival-horror. Nie licząc bowiem sekwencji w gabinecie psychiatrycznym, gra niczym starsze odsłony serii podzielona jest na świat normalny oraz alternatywny (Otherworld). Różnica względem starszych odsłon polega na tym, że kiedy wszystko wokół nas wygląda normalnie, nie musimy się absolutnie niczego obawiać. Jednak w pewnych kluczowych dla gry momentach całość otoczenia na naszych oczach zostaje pokryta lodem. Rozpoczyna się koszmar a zewsząd wychodzić zaczynają tajemnicze kreatury z celem powstrzymania Harry'ego. Stworów tych jednak nie można w żaden sposób zwalczyć, co najwyżej chwilowo odgonić znaleziona flarą. Jedynym ratunkiem jest ucieczka, w trakcie której przemierzając zlodowaciałe otoczenie możemy jedynie chwilowo ukryć się przed potworami, lub też przewrócić na ich drodze parę elementów otoczenia. Nie ukrywam, pomysł ten wydał mi się świetny jeszcze na długo przed premierą gry, gdyż nic tak nie oddziałuje na psychikę jak bezradność. Sam wizerunek otoczenia, przygrywająca muzyka, oraz wygląd ścigających nas kreatur z pewnością zasługują na pochwałę. W czym więc tkwi problem? Otóż sekwencje tego typu polegają przede wszystkim na dotarciu z punktu A do punktu B. Sęk w tym, że nawet pomimo obecności mapy, lokacje są tak poplątane, że często będziemy ślepo biec przed siebie, niekiedy kręcąc się w kółko, w poszukiwaniu właściwej drogi. Stwarza to nie tyle uczucie jakiegokolwiek strachu, co raczej frustracji. Goniących nas stworów jest pełno, często wyskakują one prosto zza drzwi, które właśnie chcieliśmy otworzyć. Uparcie rzucają się one na Harry'ego ze wszystkich stron i bez problemów doganiają postać w biegu. W połączeniu ze ślepym bieganiem po lokacji jakiekolwiek uczucie grozy prędko zanika, ustępując miejsca irytacji i chęci rzucenia kontrolerem o ścianę. To też nie tak, że sekwencje te są trudne – wręcz przeciwnie – ale gdy przekonamy się, że ewentualny zgon wiąże się jedynie z koniecznością przemierzenia całości lokacji od początku to cały wizerunek ucieczki drastycznie traci w naszych oczach. Zastrzeżenia mam także do ogólnego zaprogramowania niektórych aspektów tej części rozgrywki, a za przykład niech posłuży mi możliwość chwilowego ukrycia się w szafle lub pod łóżkiem. Nie wiem czy to odruch z serii Metal Gear Solid, ale pozostając w ukryciu liczyłem na to, że poszukujące mnie stwory wyjdą z pomieszczenia, w którym się znajduję. Nic bardziej mylnego. Nie tylko goniący mnie potworek kręcił się w kółko od jednych drzwi do drugich, to jeszcze chwilę po nim do pokoju wszedł drugi. Siłą rzeczy musiałem wyjść z ukrycia prosto w ich łapska i kontynuować ucieczkę z nadzieją, że bohaterowi starczy sił na dotarcie do celu. „A miało być tak pięknie”, aż chce się rzec. Nadal uważam, że sekwencje ucieczki miały ogromny potencjał, ale niestety nie zostały one najlepiej przemyślane. Nie są one także szczególnie długie, gdyż jeśli jakimś cudem zapamiętamy odpowiednią drogę do celu, to całość ukończyć można raptem w parę minut. Faktem jest, że momenty te tworzą zaledwie fragment całości gry, to jednak właściwie tylko one stanowią coś co można na upartego zaklasyfikować jako survival-horror.
Jak w takim razie prezentuje się reszta rozgrywki? Choć towarzysząca atmosfera oraz ogólny klimat zdecydowanie zasługują na pochwałę, tak gra jest raczej swego rodzaju przygodówką. Określenie to jest jednak mocno wymuszone, ponieważ, będąc szczerym, bardzo ciężko jest mi w ogóle nazwać Shattered Memories grą. Lepszym określeniem byłoby tutaj „wirtualna wędrówka”, „interaktywna przygoda” lub coś w ten deseń. Większa część właściwej „rozgrywki” sprowadza się bowiem do liniowego przemierzania kolejnych lokacji i analizowania otaczających nas obiektów. Za pomocą telefonu komórkowego możemy zadzwonić do różnych mniej lub bardziej znaczących osób, lub też odbierać okazyjne wiadomości tekstowe. Możemy także robić zdjęcia pojawiającym się miejscami zjawom, których sfotografowanie przekłada się na otrzymanie nowej wiadomości tekstowej lub głosowej, rzucających nowe spojrzenie na otaczający nas świat i kolejne wydarzenia. Choć z początku wiele z tych krótkich scenek i flashbacków może wydawać się wyrwane z kontekstu, tak duża ich część z biegiem czasu mocno rozjaśni kolejne wątki fabularne, lub też przełoży się na nieco odmienne postrzeganie lokacji w jakiej się znajdujemy. W połączeniu ze wspomnianym dostosowywaniem otoczenia do naszych własnych poczynań, całość wypada bardzo oryginalnie i ciekawie, zachęcając wręcz do kilkukrotnego sprawdzania gry celem poznania innych wariacji przygody. Niestety, wędrówka ta to właściwie wszystko do czego sprowadza się Shattered Memories. Interakcja z otoczeniem jest znikoma, ograniczająca się jedynie do analizowania statycznych obiektów (to na co zwracamy uwagę także kształtuje resztę rozgrywki) oraz okazyjnej interakcji z określonym urządzeniem czy przedmiotem. Z reguły sprowadzać się to będzie jedynie do wciśnięcia przycisku, otwarcia szafki lub okna, odkręcenia przykrywki i temu podobne. Są to czynności mocno wymuszone, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę bardzo, ale to bardzo skromną ilość zagadek obecnych w grze, oraz ich minimalny poziom trudności. Chwilami czułem się wręcz oburzony, kiedy to gra wymagała ode mnie znalezienia klucza do zamkniętych drzwi, który znajdował się zaraz obok nich. Nawet zagadki pozornie bardziej pomysłowe ostatecznie dało się rozwiązać w parę chwil. Ogół jest monotonny, zbędnie się dłużący, przede wszystkim odpychający w przypadku ponownego przejścia. Szczegółowe badanie kolejnych lokacji, poszukiwanie ukrytych smaczków, oraz sprawdzanie poszczególnych wariacji rozgrywki z pewnością mają swój urok, ale gra tak naprawdę z Shattered Memories jest żadna. Śmiem twierdzić, że jedynie wspomniane wcześniej sekwencje w Otherworld są najbliższe jakiemukolwiek typowi rozgrywki, wymagające czegoś więcej niż podążanie do przodu i okazyjne ukończenie banalnej zagadki. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu osób nie będzie to szczególną wadą. W końcu właśnie dzięki swej unikatowej formule nowy Silent Hill nie mógłby zaistnieć w żadnym innym medium. Niemniej jednak zawsze wychodziłem z założenia, że o ile gra bez fabuły jest w stanie zaistnieć i prezentować solidny poziom, tak historia bez odpowiedniego systemu rozgrywki już niezupełnie. To jest główny problem Shattered Memories – brak odpowiedniej porcji gry w grze. Skłaniałbym się wręcz ku stwierdzeniu, że konsola jest tutaj jedynie pośrednikiem, a okazyjne sekwencje w świecie alternatywnym oraz proste zagadki raptem skromnym przerywnikiem w ukazaniu genialnej historii. Ale i taki tok myślenia nie pozwolił mi na cieplejszy odbiór gry podczas powtórnego przejścia, nawet biorąc pod uwagę fakt, że samo ukończenie odświeżonego Silent Hill to kwestia raptem 4-6 godzin.
Niewątpliwie jednym z elementów charakterystycznych dla serii Silent Hill, nadającym jej tego niepowtarzalnego klimatu i atmosfery, jest muzyka w wykonaniu Akiry Yamaoki. Raz jeszcze jego twórczość można usłyszeć w najnowszej odsłonie, razem z okazyjnym wokalem Mary Elizabeth McGlynn. Choć muzyka gitarowa przemieszana z bębnami oraz okazyjnymi bliżej niezidentyfikowanymi szumami Otherworld dobrze się komponuje z akcją oraz zwiedzanymi lokacjami, tak niestety zmuszony jestem stwierdzić, że dosłownie żaden utwór nie pozostał mi w pamięci po ukończeniu gry. Co więcej, miały miejsce sytuacje kiedy to przygrywająca muzyka była jedynie prostym pobrzdękiwaniem na gitarze, nieszczególnie rozbudowanym i nie zawsze przyjemnym w słuchaniu, nawet jeśli w jakimś stopniu klimatycznym. Mimo to, udźwiękowienie Silent Hill: Shattered Memories stoi na przyzwoitym poziomie, zarówno jeśli weźmiemy pod uwagę aktorów udzielających głosu postaci, dźwięki otoczenia, a także... ciszę, budującą atmosferę niepewności w co niektórych momentach wędrówki. Pod tym względem fani Silent Hill będą się czuć jak u siebie w domu.
Jako, że gra wydana została na konsolę Nintendo Wii, a jakiś czas później także PS2 oraz PSP, grafice z pewnością daleko od tego do czego zdążyły nas przyzwyczaić najnowsze produkcje w jakości HD. Niemniej jednak oprawa wizualna nadal stoi na przyzwoitym poziomie, a na uwagę zasługuje przede wszystkim mimika twarzy bohaterów. Zaskakuje szczegółowość niektórych obiektów, jak chociażby tablice, z których bez problemów odczytać można wszelkie wypisane informacje. Mimo wszystko jednak wiele elementów mogło zostać wykonanych lepiej, a w przypadku wersji na konsole Sony powodów do narzekań jest znacznie więcej. Zarówno w przypadku PS2 jak i PSP grze bardzo często zdarza się gubić klatki animacji, lub też sztucznie doczytywać przy otwieraniu drzwi. Częstym powodem zwolnień jest światło latarki, które w dodatku na obu tych platformach wygląda po prostu brzydko, pozostając daleko w tyle za swoimi starszymi braćmi pokroju Silent Hill 3. Nienaturalne są także cienie, szczególnie na przenośnej konsoli Sony, które niekiedy ciężko odróżnić od tekstury otoczenia. Tymczasem na PlayStation 2 nawet pomimo zwiększenia jasności obrazu odniosłem wrażenie, że całość jest nieco zbyt ciemna, szczególnie przy przeglądaniu zdjęć zrobionych aparatem w grze, których w większości przypadków kompletnie nie mogłem rozczytać. A skoro już jesteśmy przy różnicach poszczególnych platform, warto zaznaczyć, że gra domyślnie robiona była z myślą o konsoli Nintendo, co przejawia się specyficznym sterowaniem wymagającym często manualnego obsługiwania obiektów i elementów otoczenia. Tak jak w przypadku Wii sami za pomocą Wiilota naśladujemy odpowiednie ruchy, tak na platformach Sony wszystko wykonujemy bardzo ślamazarnie gałką analogową. Nie ma się co oszukiwać tym samym - najlepsze i najpełniejsze przeżycia zagwarantuje wersja Wii, podczas gdy porty PS2 i PSP pozostaną raczej opcją dla osób opornych zakupowi konsoli Nintendo.
Nadal nie wiem jak ostatecznie ocenić nowego Silent Hill. Jak już wspomniałem, gra jest z niego praktycznie żadna, a oryginalne pomysły i rozwiązania zostały niekiedy bardzo słabo wykonane. Nie licząc kilku sekwencji rozgrywających się w świecie alternatywnym, Shattered Memories posiada praktycznie zerowy poziom trudności, a zagadki, które w starszych odsłonach serii zwykły stanowić mniejszy lub większy problem tutaj zostały spłycone do granic absurdu. Z drugiej strony jednak historia gry, a przede wszystkim sposób jej ukazania, jest naprawdę ciekawa, intrygująca, pełna drobnych smaczków do odkrycia i zmuszająca gracza do wytężenia szarych komórek celem jej odpowiedniego zinterpretowania. Jest to rzecz, której próżno szukać w większości dzisiejszych produkcji, a warto też mieć na uwadze, że tego właśnie fani Silent Hill oczekiwali od bardzo dawna. Najlepszym rozwiązaniem byłaby możliwość wystawienia dwóch ocen, jednej za treść, drugiej za formę. Niestety, trzeba to uogólnić i przyznać notę niekoniecznie odpowiadającą poszczególnym aspektom rozgrywki. No ale niestety, pomimo ambicji, pomimo ciekawych pomysłów i rozwiązań, Silent Hill: Shattered Memories pozostawia wiele do życzenia w kwestii faktycznej zabawy. Jest to bez wątpienia cudowna i poruszająca historia, do której przeżycia zachęcam wszystkich. Uprzedzam jednak co do właściwej formy wykonania, aby nie być niepotrzebnie rozczarowanym i nawet w obliczu zniechęcenia wytrwać do końca tej niecodziennej przygody.
Plusy:
* Oryginalna koncepcja;
* Fabuła oraz sposób jej ukazania;
* Wizerunek historii zależny od poczynań gracza;
* Oprawa graficzna (Wii) i dźwiękowa.
Minusy:
* Krótki czas gry;
* Nieciekawe sekwencje ucieczki;
* Przesadnie proste zagadki;
* Minimalna interakcja z otoczeniem;
* Liniowość;
* Niekiedy oprawa graficzna oraz framerate (PS2/PSP).
Ocena: 7/10SuiKaede - 2010-01-31, 22:11 Skończyłam grać i....
Powiem krótko.
Gra super.... ale IIILE ONA TRWA? O.O
Świetna pozycja na góra dwa, trzy wieczory.
Chociaż na upartego na jednym posiedzeniu można przejść.
Przeszłam grę Harym rodzinnym
(bardzo poruszyło mnie zakończenie), teraz będe grać maniakiem seksualnym.
Ciekawe, co się zmieni.Alex - 2010-01-31, 22:35
SuiKaede napisał/a:
Gra super.... ale IIILE ONA TRWA? O.O
Świetna pozycja na góra dwa, trzy wieczory.
Chociaż na upartego na jednym posiedzeniu można przejść.
Potwierdzam. Mi wystarczyły, o ile dobrze pamiętam, trzy godziny
SuiKaede napisał/a:
Przeszłam grę Harym rodzinnym
(bardzo poruszyło mnie zakończenie), teraz będe grać maniakiem seksualnym.
No zaznaczaj spoilery, ludzie czytają SuiKaede - 2010-02-01, 12:29 A przepraszam, sądziłam, że to są na tyle ogólne informacje, że nie mogą być uznane za spoilery ale zaraz zmienie.
Swoją drogą, tą grę trzeba przejść chociaż dwa razy - pierwszy raz, żeby dowiedzieć się, o co tu chodzi,drugi - żeby sobie wszystko poukładać (związek smsów, kto jest kim itd)
Acha, na minus troche wątek Lisy- niby wszystko ok, ale jej krwawienie i nieuchronna śmierć to trochę na siłe wstawione były :roll: to, że "umarła" w oryginale, nie znaczy, że i tu musi....StuntmanMikeL - 2010-05-06, 16:31 Swoją recenzję napisałem już na blogu, więc kto zainteresowany, to odsyłam do linka w podpisie, tymczasem tutaj chciałem ponarzekać tylko na największy mankament tej części, który raził mnie po oczach jak słońce w samo południe.
Ta gra nie jest straszna. Oto dlaczego.
Większość pewnie powie i tak, że na tą grę nie należy patrzeć przez pryzmat poprzednich części, ale skontruję to stwierdzenie dwoma argumentami: a) jeśli chodzi o gry wideo to nie ma chyba lepszego odnośnika w kwestii "jak powinno się robić horror", niż seria Silent Hill, dlatego to na przykładzie pierwszych 4 części (Origins i Homecoming nie biorę pod uwagę) najlepiej będzie uzasadnić dlaczego Shattered Memories nie jest horrorem; b) w końcu to gra sygnowana logiem Silent Hill, tytuł do czegoś zobowiązuje, skoro Climax chciał zrobić jakiś autorski eksperyment, to mogli go nazwać po prostu "Shattered Memories" a nie "SILENT HILL: Shattered Memories". Serię tą z definicji powinno utożsamiać się ze strachem i skoro gra będąca częścią marki zaliczanej do gatunku "horror", nie wywołuje u mnie lęku pierwotnego, to chyba coś tu poszło nie tak. Oczywiście nie mam nic przeciwko zmianom, ale jeśli twórcy już posuwają się do zmiany zasad gry od podstaw, to mimo wszystko ich obowiązkiem jest uczynić taką grę równie straszną i równie mózgoj*bną jak pierwowzory.
Tak czy inaczej, pierwszą rzeczą czyniącą tą grę mało straszną jest sceneria. Potęgą serii jak do tej pory zawsze były niezwykle niepokojące lokacje, które jak nie były skąpane w rdzy, krwi, czy walającymi się wszędzie wypatroszonymi lub zapakowanymi w worek zwłokami (SH1, SH3, okazyjnie też 4), tudzież nie zajeżdżały wilgocią, zgnilizną, rozkładem i depresyjnie plugawymi miejscami (SH2 i SH4), to miały jedną wspólną cechę - miały w sobie pewien "sprośny" pierwiastek sprawiający, że przemierzanie takich miejsc było mało przyjemnym doświadczeniem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Były niepokojące, były na swój sposób straszne i wyprowadzały z równowagi. Przy okazji skoro już o tym mowa - gdzie się podziała krew i gore? Nie mam tu teraz na myśli szaleńców z piłami mechanicznymi rąbiącymi na kawałki swoje ofiary czy inne tego typu bzdury typowe dla amerykańskich slasherów, tylko bardziej subtelne użycie ludzkich wnętrzności jako elementu wspomagającego mindfuck rozgrywający się na ekranie. Okazyjny trup z rozpłatanym brzuchem leżący pod ścianą w korytarzu, tudzież plamy krwi ciągnące się pod framugę drzwi, przez które mamy właśnie przejść, skrępowane zwłoki przykute do ściany, złowrogo spoglądające na nas swoimi martwymi oczami zza kraty... Kto nie poczułby sporego dyskomfortu na widok takich scen niech pierwszy rzuci kamień... A lód? Co takiego strasznego jest w lodzie? Wizja epoki lodowcowej? Zresztą nawet te "normalne" lokacje, mimo że skąpane w mroku, bez odpowiedniej warstwy audio, czy potworów pełzających gdzieś w ciemnościach, gotowych zrobić nam z czaszki miseczkę na płaski śniadaniowe, szybko robią się monotonne i niestraszne.
Druga sprawa: liniowość i schematyczność. W pierwszych dwóch częściach najlepsze co było w eksploracjach części miasta, to że wzmagały one w pewnym stopniu poczucie zagubienia i bezradności, kiedy raz za razem odkrywaliśmy zapadnięte w bezdenny kanion ulice, ostatecznie trafiając na tą jedną, słuszną drogę, na którą i tak prawdopodobnie sprowadzało nas same miasto, pogrywając sobie z bohaterem. W dodatku zło czaiło się wszędzie, nie tylko w mrocznym Silent Hill, ale też w tym zamglonym. Tymczasem w Shattered Memories gracz zmuszony jest iść po do bólu liniowej ścieżce wyznaczonej przez twórców, nawet kiedy wychodzi się na ulice to zwykle wyrzeźbione są one w ładny korytarzyk prowadzący nas do konkretnego celu. Także kiedy odkryłem fakt, że potwory hasają tylko w zamrożonym Silent Hill, reszta gry (której jest zdecydowanie więcej niż sekcji w Otherworld) stała się radosnym spacerkiem po parku, w dodatku bardzo liniowym i z czasem też nader przynudzającym. Mało tego, "zwykły" Silent Hill ma w sobie to poczucie normalności, aż za duże. Ma się niemal wrażenie, że idzie się po zwykłym, nudnym mieście, w które po prostu uderzyła duża śnieżyca. Brakuje tu poczucia tajemniczości, zagrożenia, dwuznaczności czy dualizmu rzeczywistości jakie szarga miastem. Dzieje się tak głównie dzięki temu przeklętemu iPhone'owi, który Harry nosi w kieszeni, ale o tym zaraz. Summa summarum, miasto Silent Hill w Shattered Memories jest szare i bez polotu, brakuje mu tej duszy sprawiającej, że groza wyzierała by dosłownie zza każdego rogu, a jego eksploracja przypominała by szczura laboratoryjnego próbującego dostać się do centrum labiryntu po kawałek sera, ze złowrogim doktorem przyglądającym się temu z góry, gdzie za labirynt podstawcie sobie ulice miasta, złowrogiego doktora tajemnicze siły, a za szczura bohatera gry.
Kolejna rzecz - telefon. Podczas gdy możliwość wykręcenia pierwszego lepszego numeru znalezionego gdzieś na ścianie w kanałach i otrzymanie odpowiedzi na ten telefon, jest na swój sposób fajne, tak tutaj zupełnie wysysa z gry poczucie odizolowania, samotności i zagubienia gdzieś na granicy pomiędzy piekłem a koszmarem. Do tej pory w serii Silent Hill każdy kontakt protagonisty z telefonem kończył się niepokojącą i tajemniczą rozmową (tudzież waleniem karpia przez bohatera po usłyszeniu ryków i jęków w słuchawce). Przypomnijmy sobie od części pierwszej: telefon w szkole w SH1, gdzie Harry w słuchawce przez zakłócenia słyszy wołanie własnej córki o pomoc; SH3, gdzie Heather otrzymuje dziwaczny telefon od nieznanego gościa, śpiewającego jej "Sto Lat"; SH4, spróbujcie wykręcić numer znaleziony na billboardzie widocznym przez okno, a jedyne co usłyszycie w słuchawce to ścianę hałasu, z której jedyne co można rozróżnić to nieludzkie jęki i krzyk. W Shattered Memories gdzie nie zadzwonimy to usłyszymy reklamę, automatyczną sekretarkę, bądź jednego z bohaterów gry. Całkiem normalne, huh? Jedynie gdy spróbujemy wykręcić 911, to babka w centrali będzie się zachowywać jakby nas nie słyszała. Uuuu... Sram po gaciach.
Na deser zostawiłem sobie sam Otherworld i sekwencje ucieczki w nim obecne. Koncept ciekawy, acz totalnie zrujnowany przez potwory, które nas gonią, oraz fakt, że tak naprawdę nas nie zabijają tylko przenoszą na początek gonitwy. Napisałem już w swojej recenzji, że za pierwszym razem owa ucieczka była całkiem intensywna, ale kiedy ujrzałem co mnie goni, oraz co mi robi gdy mnie złapie, to autentycznie parsknąłem śmiechem. Wyglądało to jakby goniły mnie klony tego klockowatego ludka z gry Porrasturvat, tyle że pokolorowane na różowo. Poza tym ich ataki przypominają uradowane dziecko wskakujące na plecy swojemu tatusiowi, tudzież cherlawa dziewica skacząca na szyję swojemu idolowi z telewizji. Taktyka ta nie dość że wygląda idiotycznie, to jeszcze nie jest ani trochę groteskowa, czy straszna. Przy okazji - śmierć bohatera powinna być groteskowa, albo bardziej szokująca, cokolwiek, byleby gracz starał się jak mógł, żeby jej uniknąć i to nie tylko dlatego, żeby nie wrócić na linię startu, tylko z autentycznego strachu. Kiedy jedyne co się dzieje po naszej "śmierci" to powrót na początek sekwencji, to strach bardzo szybko ustępuje miejsca irytacji. Narzekałem na potwory z Silent Hill 4, ale teraz po zobaczeniu tego, patrzę na nie z respektem...
To w sumie chyba wszystko. Kto wyprowadzi kontrę jako pierwszy? xD
Aha, jeszcze jakby ktoś nie wiedział jak wygląda "ten klockowaty ludek z Porrasturvat", załączam obrazek:
Anonymous - 2010-05-06, 17:57 Czy ja wiem czy kontrę? Zupełnie się zgadzam z tymi ucieczkami. Przesadzono z subtelnością potworów, później już biegłem poobwieszany tym tałatajstwem zupełnie nic sobie z nich nie robiąc. Gram w Half Life teraz(irytująca gra x/) i tam ten Wielki Szpon jest miły - jedna pomyłka - chlast, nie ma cię.Mi - 2010-05-18, 13:12 Tydzień temu, po raz drugi przeszłam Silent Hill: Shattered Memories i jestem pod jeszcze większym wrażeniem, aniżeli za pierwszym razem. Fuckt, gra nie jest idealna- niesamowicie krótka (podczas gdy z przejściem części 1-4 toczyłam bitwę długo, długo- przejście SM zajęło mi 3 wieczory, z sesjami po 2-3 godziny), poziom zagadek jest żałośnie niski (o ile można powiedzieć, że w ogóle istnieje), strachu w niej tyle, co kot napłakał, a system ucieczki szybko staje się irytujący, zwłaszcza, gdy ktoś, tak jak ja nie ma orientacji w terenie, a zazwyczaj nie ma nawet chwili by spojrzeć na mapę (bo z miejsca jest się atakowany przez zgraję raw shocków). No właśnie; mapa- o ile możliwość korzystania z telefonu komórkowego w celu wykonywania zarówno połączeń (które potrafią nieźle zaskoczyć), jak i zdjęć uważam za pomysł trafiony, iphone jako mapa egzaminu NIE zdaje. Do tej pory wystarczyło nam jedno kliknięcie, aby sprawdzić lokalizację; teraz trzeba najpierw wyciągnąć telefon, potem otworzyć miniaturę, mapy by na sam koniec wybrać pełen widok. Chyba nie muszę rozwodzić się nad tym, jakie to frustrujące, szczególnie, gdy gracz nie ma zielonego pojęcia, gdzie jest, a goni go zgraja potworów? Zmarnowany został potencjał niektórych postaci; wątek Michelle i Johna urywa się nagle, i niespodziewanie pozostawiając gracza z masą pytań, a rola Lisy Garland jest tak niewielka, że w zasadzie (nie licząc zakończenia Sleeze and Sirens) można by tę postać całkowicie usunąć.
Niemniej jednak, Shattered Memories ma, przynajmniej dla mnie, przeważającą liczbę plusów, wśród których prym wiedzie świetna, wciągająca fabuła, niemal depcząca po piętach ambitnym i złożonym historiom z Silent Hill 2 oraz Silent Hill 4: The Room oraz budowanie profilu psychologicznego, który ma wpływ zarówno na wygląd potworów, niektórych miejsc i postaci, ich zachowania oraz, oczywiście, zakończenie (których gra prezentuje nam dość szeroki wachlarz; a wszystkie są ciekawe i świetnie wpasowują się w fabułę). Ogromny plus za zakończenie UFO, chyba najzabawniejsze z całej serii. Sesje psychologiczne z doktorem K stanowią naprawdę świetną zabawę, bo oprócz wpływu na samą grę (jeśli odpowiada się na pytania szczerze), prócz adekwatnego zakończenia, pod koniec dostaje się opis własnej osobowości. Przyznam, że gra dała mi porządnego plaskacza, niemal wykrzykując w twarz, że za dużo piję, co w zasadzie, rozważając ostatnie 2 miesiące jest nieco zgodne z prawdą.
Anyways, wracając do Shattered Memories; wiele osób obawiało się, że zamiana rdzawego otherworldu na surowy, lodowy świat, a samej mgły na śnieżycę (czyli wywalenie tego, co do tej pory było notabene wizytówką serii) będzie samobójstwem dla najnowszej części Silent Hill. Wydaje mi się, że odebranie tych zmian zależy w największej mierze od tego, czy jest się ortodoksyjnym fanem części 1-4; mnie (mimo, że zmiany w Silent Hill: Homecoming sprawiły, że opadły mi ręce, i poniekąd zaczęłam się zastanawiać, czy to nie przez to, że przemawia przeze mnie fangirl) przypadły do gustu i uważam, że pod tym względem nie ma powodu do narzekań; śnieg, lód i zimno doskonale wpasowują się w fabułę, tworząc przy tym klimat przez duże K. Gra ma masę nawiązań do poprzednich części, które nierzadko widoczne stają się tylko dla najbystrzejszego oka, co oczywiście jest kolejną zaletą, bo pokazuje, że może zaskoczyć nawet za którymś z kolei przechodzeniem. Niemal każda notatka, czy wiadomość głosowa ma po kilka wersji, zależnych od w.w. profilu psychologicznego, zmieniają się również niektóre szczegóły, takie jak plakaty na ścianach.
Na sam koniec, oprawa muzyczna, która nie tylko bardzo dobrze wpasowuje się w samą grę, ale dostarcza zarówno masę innowacji (kto nie zbierał szczęki z podłogi słysząc obłąkańczy śmiech w Devil's Laughter?) w wykorzystanych dźwiękach, jak i tęskne, acz szybkie spojrzenie w stronę poprzednich części. Na początku, soundtrack do Silent Hill: Shattered Memories wydawał mi się jedynie dobry. Teraz, po ponownym przejściu gry i przesłuchaniu go, uważam, że jest świetny. Wyłapałam takie perełki, jak Different Persons, Lives Wasted Away, czy Snow Driven lub Endless Depths, na które wcześniej nie zwracałam szczególnej uwagi. Zaiste, Akira odszedł w godny sposób.
Moje podsumowanie idealnie opisują słowa PiKa:
PiK napisał/a:
Mimo, że gra z horrorem ma mało wspólnego, to paradoksalnie Silent Hillem jest świetnym.
O ile Shattered Memories, jako survival horror prezentuje się dosyć średnio, jako Silent Hill jest grą bardzo dobrą. Stanowi to rzeczywiście swoistego rodzaju paradoks, gdyż domenę serii (a przynajmniej jej pierwszych części) stanowi właśnie strach, którego w owym tytule brakuje. Ergo, bardzo się cieszę, że panowie z Climaxu pokazali nam Silent Hill właśnie z takiej strony, udowadnia bowiem to, że nie trzeba podążać za wydrążonymi przez lata, nieco nadużytymi już wzorami, by stworzyć coś naprawdę dobrego. Tym samym, wielu z nas, których do tej pory nie wyobrażało sobie Silenta w tak odmiennej odsłonie, a po Shattered Memories zdanie zmieniło dowiedziało się, że jednak potrafimy być tolerancyjni w stosunku do zmian i nowości.